Rozdział 14.

12.1K 583 34
                                    

Weszliśmy po schodach. Na pierwszym piętrze jest sporo drzwi, ale wszystkie zamknięte. Ściany są białe, nie ma tutaj nic innego oprócz bielu i drewna, z którego są zrobione schody oraz drzwi. Czyli dalej pozostaje ta zupełna neutralność. Ciekawe, jak wygląda dom, w którym on mieszka. Też jest taki bezosobowy? Adrien raczej nie jest zbyt ekspresyjny. 

Za schodami w prawo znajduje się taki jakby drugi salon. Wchodzi się z niego do ogrodu zimowego. Można otworzyć okna i wtedy byłby to taras, ale teraz jest za zimno na siedzenie na dworze, więc są zamknięte. Kilka foteli i huśtawka ogrodowa również w stonowanych kolorach pasują tutaj idealnie. Pierwsze, co zrobiłam, to poszłam właśnie na tę huśtawkę i kiedy tylko na niej usiadłam od razu odepchnęłam się nogami od ziemi. Uwielbiam to uczucie.

Adrien tylko sie uśmiechnął, kiedy zobaczył mnie taką rozentuzjazmowaną, po chwili sam usiadł obok mnie.

- Aż tak lubisz huśtawki?

- Uwielbiam - sprostowałam. - Mogłabym się tak huśtać całe życie. - dodałam zadowolona.

To prawda, kiedy tylko pojawia się jakaś okazja i kiedy tylko widzę  huśtawkę, to od razu biegnę jak poparzona, żeby nikt mi nie zajął miejsca, tutaj co prawda nie musiałam się o to martwić, ale to i tak był taki odruch.

- Jaki byłeś, jaki byłeś nastolatkiem? - zapytałam z ciekawości, po tym jak chwilę się pohuśtaliśmy i w spokoju oglądaliśmy, co się dzieje za oknem, a nie działo się nic i to było najlepsze - po prostu woda, drzewa, natura i nic więcej.

- Skąd to pytanie? - zapytał lekko skonsternowany.

No tak, ja nigdy nie byłam dobra w small talku. Kiedyś moja fryzjerka, próbując nawiązać ze mną konwersację, zapytała, gdzie pracuję, więc jej odpowiedziałam i w ramach chęci pociągnięcia rozmowy dalej, zapytałam się jej, gdzie ona pracuje. Jakby to nie było oczywiste, że w tym salonie. Zapadła wtedy niezręczna cisza. 

- Pytaniem nie odpowiada się na pytanie - popatrzyłam na niego delikatnie rozbawiona.

- To prawda - przyznał.

- Ale już odpowiem. Wydajesz się teraz taki poukładany, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić ciebie jako grzecznego piętnastolatka.

Zapewne od zawsze był tak kurewsko przystojny, ale ciekawi mnie bardziej jego charakter i zachowanie. Człowiek całe życie się zmienia.

- To też prawda. - przyznał drugi raz.

Chwilę się zastanowił nad tym, co ma mi odpowiedzieć i w końcu zaczął:

- Na pewno nie należałem do młodzieży, która nie sprawiała żadnych trudności. Byłem raczej narwany, teraz jestem o wiele spokojniejszy. Poza tym ja ze wszystkim zacząłem za wcześnie.

Czyli tak, jak myślałam. Nie wyobrażałam go sobie jako młodego chłopca, który ma same dobre oceny w szkole i nie robiy niczego, czego jego wiek prawnie na to nie pozwalał. Ciekawi mnie tylko, co takiego robił i na jaką skalę, ale już go nie będę męczyć.

- A ty? - popatrzył mi prosto w oczy, a od jego wzroku, aż mi się zrobiło gorąco, ma je naprawdę piękne, tak intensywnie niebieskie. - Jaka byłaś?

Zastanowiłam się nad moim nastoletnim życiem. Głównie przypominają mi się kłótnie z rodzicami, ale ja sama święta nie byłam.

- Ja właściwie też nigdy nie byłam dzieckiem niesprawiającym problemów. - ale zastanowiłam się nad tym jeszcze chwilę. - Chociaż nie, może do jedenastego roku życia - poprawiłam się. - Później zaczął się okres dojrzewania, a moi rodzice chyba nie za bardzo sobie z tym radzili. Nie mieli ze mną łatwo, a ja często byłam zbyt dumna i zbyt uparta, żeby przyznać się do błędu i się pogodzić. Dodatkowo oni zawsze byli zapracownai i nie mieli za bardzo czasu albo chęci na wychowywanie mnie, więc się nie dogadywaliśmy.

Przypomniałam sobie czasy, które nie były najlepszym w moim życiu, delikatnie mówiąc. 

- Czym się zajmują twoi rodzice? - zapytał nagle.

Trochę mnie to zdziwiło i wybiło z rytmu. Ja mu opowiam o sobie, może nie jakieś sekrety i zbyt osobiste rzeczy, ale wciąż nie chwalę się tym każdemu, a jego jedyne, co interesuje, to to czym oni się zajmują.

- Mają firme architektoniczą. - rzuciłam.

- Bywałaś tam czasem?

Nie wiem do czego to w ogóle zmierza, ale niech będzie, już mu odpowiem, nie będę robić dramy na pierwszej randce.

- Czasem się zdarzyło, ale to raczej jak byłam mała i na przykład zapomniałam kluczy do domu, więc musiałam po nie podjechać do rodziców, a oni oczywiście byli w pracy. No bo gdzie indziejmogliby być? - zpaytałam retorycznie z przekąsem. - Więc siłą rzeczy tam czasem bywałam. Bywały też jakieś imprezy w biurze, zjeżdżały się jakieś ważne osoby, więc starzy kazali mi być i mieliśmy razem udawać perfekcyjną rodzinkę. Ale kiedy byłam starsza, to właściwie nie pamiętam, czy oni już przestali mnie do tego zmuszać, czy ja sama się zbuntowałam, ale przestałam na nie z nimi chodzić W każdym razie nie bywałam tam zbyt często, może ewnetualnie jako dziecko, ale tak szczerze to nie pamiętam, kiedy pokazałam się tam ostatni raz.

- Rozumiem - odparł. - Przykro mi, że miałaś taką relacje z rodzicami - dorzucił.

Przynajmniej się chociaż trochę zainteresował moją wypowiedzią.

- To nie do końca tylko ich wina. Każda relacja to minimum dwie osoby i minimum dwie strony. Ja też nie byłam bez winy. Sama mam trudny charakter.

- Ty mówisz o sobie, że masz trudny chrakter? - uniósł delikatnie jedną brew, jakby nie wierzył w to, co mu powiedziałam.

Właściwie to niełatwo mnie opisać, sama do końca nie wiem dlaczego, ale wiem, że nie jestem łatwą osobą.

- A nie opisałbyś mnie tak? - ciekawe, co ma do powiedzenia, zawsze mnie interesuje, co ludzie o mnie myślą, kiedy mnie widzą po raz pierwszy i jakie sprawiam wrażenie, często te dwie wersje znacznie od siebie znacznie odbiegają.

- Mogę jeszcze szampana? - zapytalam.

Widziałam, że wziął ze sobą butelkę na górę i to była bardzo dobra decyzja. Ja już dopijam powoli mój kieliszek.

- Oczywiście - powiedział i sam wstał z huśtawki, podszedł do stolika i wrócił z butelką.

Wystawilam do niego rękę ze szkłem. Kiedy tak nade mną stoi, wydaje się być jeszcze wyższy. Jego postura jest naprawdę bardzo męska i silna, a do tego podoba mi się, kiedy tak patrzy na mnie z góry.

Nalał mi szampana, ale tym razem cały kieliszek, a ja oczywiście nie protestowałam, kiedy widziałam, jak jego zawartość się coraz bardziej zapełnia.

- No więc - zaczął. - wydajesz się osobą spokojną, raczej bezproblemową.

Zaśmiałam się na to.

- A nie jest tak? - popatrzył na mnie rozbawiony.

- Nie - odpowiedziałam. - Zupełnie nie. To znaczy staram się nie robic problemów z niczego, ale nie można mnie nazwać ugodową, jak się o coś zdenerwuję to trudno dojść ze mną do porozumienia.

- Czyli lepiej sobie u ciebie nie nagrabić? - pochylił się trochę nade mną, a ja spoważniałam, kiedy tylko poczułam go minimalnie bliżej siebie.

- Lepiej nie. - powiedziałam i sama przybliżyłam się do niego, co prawda tylko o kilka, małych centymetrów, ale jednak tak.

- Będę pamietać - z tymi słowami chwycił mnie dłonią za policzek, chwilę mnie nią po nim pogładził i spojrzał mi prosto w oczy, jakby szukając w nich mojego pozwolenia na to, co za chwilę zamierza zrobić.

Jest niebezpiecznyWhere stories live. Discover now