Rozdział 10.

14.1K 628 25
                                    

Wzięłam kieliszek do ręki i napiłam się wina. Jest całkiem smaczne, chociaż nie przepadam za tym alkoholem. Ale nie chciałam wyjść na alkoholiczkę, zamawiając najmocniejszego drina, a wino to jednak klasa.

- Studiujesz coś? - zapytał, przerywając ciszę.

- Tak, psychologię.

O tym kierunku ludzie mają różne opinie. Niektórzy uważają go za trudny i są pod wrażeniem, niektórzy uważają, że mam nierówno pod deklem i się pytają, czy tam poszłam, żeby znaleźć rozwiązanie na moje problemy. Naprawdę słyszałam już wiele opinii i historii od znajomych. Niektóre potrafią być irytujące albo nawet raniące, jeżeli ktoś za bardzo weźmie je do siebie.

- Brzmi ciekawie. To był twój wybór czy raczej presja społeczeństwa albo rodziców? - wpatruje się we mnie, czekając na odpowiedź, ale ja delikatnie wzgrygnęłam się na tę wzmiankę,

Temat rodziny nie jest dla mnie zbyt komfortowy.

- O nie. - powiedziałam, siląc się na uśmiech i próbując to trochę obrócić w żart, żeby nie zadawał więcej pytań. - Gdyby moi rodzice układali mi życie, to wyglądałoby zupełnie inaczej.

To prawda, gydbym się ich posłuchała, to teraz pewnie studiowałabym architekturę. Nie musiałabym pracować, ani martwić się o kwestie finansowe. Mieszkałabym pewnie w nowoczesnym apartamentowcu lun dalej z nimi w ich dojebanym domu. Bo teraz tego miejsca nie nazywam juz swoim domem. Kiedy tak o tym myślę, czuję się dziwnie, biorąc pod uwagę to, że spędziłam tam kilkanaście lat mojego życia. Z jednej storny chyba już nigdy nie potrafiłabym tam znowu mieszkać, ale z drugiej to właściwie tęsknie za moim dużym pokojem z łazienką i garderobą, ogromnym łożkiem z niesamowicie wygodnym materacem. Do tego jeszcze lodówka zawsze była pełna, mieliśmy ogród.

Ogólnie jakbym nie była tak uparta i nie sprawiała im tylu problemów, to miałabym życie jak z bajki. Po studiach na pewno zaczęłabym pracę w ich firmie. Marzenie niejednego architekta. Pracownia cieszy się dużą renomą, poza tym daje kasy jak lodu. Oni pewnie byliby dumni, mieliby komu zostawić biznes - ich drugie dziecko i każdy byłby zadowolony z życia. Tylko oczywiście musiałam wszystko zepsuć.

- Ach, rozumiem. - uśmiechnął się, jakby rozumiał, o co mi chodzi.

Brzmi, jakby był z idealnego domu i rodzice zmuszali go do pójścia na jakiś prestiżowy kierunek na świetnej uczelni, ale mimo wszystko tego nie zrobił i poszedł swoją drogą. Może i trochę podobnie do mnie, ale w moim przypadku kłótnie z rodzicami nie ograniczały się tylko do wyboru studiów. To był właściwie najmniejszy problem.

- I jak ci się podoba do tej pory? Na którym w ogóle jesteś roku?

- Na trzecim. Na razie bardzo mi się podoba. Zawsze chciałam to studiować i nie żałuję. Robi się trochę męcząco z niektórymi przedmiotami i wykładowcami, ale jest w porządku.

Zawsze musi być tych kilku wykładowców, którzy robią problemy z niczego i po prostu utrudniają zaliczenie przedmiotu, jakby to był ich cel życiowy, żeby komuś uprzykrzyć życie. Czasem nawet sobie nie zdają sprawy, jak bardzo im się to udaje. Może robią to nieświadomie, ale to nie zmienia faktu, że to robią.

- No tak, zawsze tacy będą.

- A ty coś studiujesz? - zapytałam. 

Naprawdę chciałabym się o nim dowiedzieć więcej, poznać go. Na razie ta randka mi się podoba. Jest szarmancki, kulturalny i do tego nieziemsko przystojny. Jest owiany taką tajemnicą, co mnie kręci. 

- Kiedyś ekonomię, ale rzuciłem. 

Niestety nie jest rozgadany i nie mówi dużo o sobie. 

- A czemu właściwie psychologia? - zmienił temat. 

Jest niebezpiecznyWhere stories live. Discover now