Rozdział 43.

2.2K 57 1
                                    

Obudziłam się sama w łóżku. Adriena ze mną nie ma, ale wiem, że kiedy zasnęłam jeszcze był, jednak nie mam pojęcia, czy spędził tutaj noc, czy poszedł do siebie. Trudno stwierdzić. W każdym razie najwyraźniej pora już wrócić do rzeczywistości. Moja mała ucieczka od tego, co się dzieje, niestety wczoraj się skończyła. Nie mogłam nic poradzić na to, że niechciana łza mimowolnie spłynęła po moim policzku. 

Postanowiłam, że muszę wyjść z tego łóżka, bo po prostu oszaleję. Poszłam do łazienki, żeby coś ze sobą coś zrobić i umyta oraz ubrana zeszłam na dół, do kuchni.

Adrien siedzi przy wyspie kuchennej i czyta jakąś gazetę. Nie mam pojęcia, skąd on ją w ogóle wziął. 

- Cześć. - powiedziałam niepewnie. 

Nie wiem, jak mam się przy nim zachowywać. Wczorajsza noc to raczej była jednorazowa sytuacja. 

- Cześć. - usłyszałam jego głos, który jest typowy dla niego, nie słychać w nim żadnych emocji.  - Robisz śniadanie? - zapytał, kiedy otworzyłam lodówkę. 

- Tak. - odpowiedziałam, szukając czegoś dla siebie.

- Mnie też możesz zrobić. - popatrzyłam na niego, jakby był kosmitą. - Tak przy okazji. - wzruszył ramionami.

- Że co? - nie mam zamiaru nic dla niego gotować, chyba się urwał z choinki. 

- Wiesz, podobno kobiety czasem robią śniadania po dobrym seksie. 

Zaczerwieniłam się na wspomnienia z wczoraj. Wtedy była noc, było ciemno. Człowiek ma wrażenie, że może robić dużo rzeczy, które nie ujrzą światła dziennego i ma dzięki temu więcej odwagi. Ale teraz, w tym paskudnym, dziennym świetle, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Za to Adrien oczywiście lubi mi wypominać takie rzeczy i wyrażnie widać, że sprawia mu to frajdę.

- Ale ze mną nie masz tego szczęścia. - odpowiedziałam krótko i wyciągnęłam z lodówki mozzarellę i pomidory. 

- Zamierzasz się tym najeść? - zapytał, kiedy podszedł do mnie od tyłu i spojrzał na mój talerz z niewieloma rzeczami. 

Jest tak blisko mnie, za blisko...

- Raczej mi wystarczy. - nie wiem, czemu jest taki wyluzowany, ale zachowuje sie podobnie jak wtedy, kiedy się spotykaliśmy i myślałam, że to jest naprawdę. 

- Skoro ani ja, ani ty nie lubimy gotować, to możemy to zrobić razem. - usłyszałam jego głos zza pleców. 

Naprawdę zachowuje się jak gdyby nigdy nic, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi.

- Ja już moje śniadanie sobie przygotowałam. Możesz zrobić to samo. - powiedziałam.

Nie rozumiem za bardzo, w co on gra. Rozmawiamy ze sobą jakby zupełnie nic się nie stało. 

- Ja potrzebuję czegoś więccej. - usłyszałam jego głos zza pleców. 

- No tak, prawdziwy mężczyzna nie może zjeść sera z pomidorkami i być najedzony. - przewróciłam oczami. 

- Wczoraj raczej nie narzekałaś na moją męskość. - tego też nie mógł sobie darować. 

Sprzeczanie się z nim nie ma żadnego sensu. 

- Jak ci zrobię to śniadanie, to przestaniesz mi to wypomiać? 

Udawał, że się nad tym zastanawia, po czym powiedział:

- Tak, chociaż dobrze się przy tym bawię, ale jestem za głodny. - popatrzył mi  w oczy i wiem, że to jest dwuznaczne. 

Cholera jasna, myślałam, że po wczoraj to będzie koniec, ale teraz myślę, że to się może powtórzyć, a właściwie to jestem pewna, że tak się stanie. 

- Co chcesz? - rzuciłam zrezygnowana. 

Zupełnie nie powinnam tego robić, ale właściwie po tym, ile dał mi przyjemności jeszcze kilka godzin temu, to właściwie mogę już zrobić to śniadanie i będzie święty spokój. Chyba lepiej jak będziemy dla siebie w miarę mili, o ile tak to można nazwać. 

- Mogą być omlety. 

Otworzyłam lodówkę, ale wcześniej pokazałam mu moim spojrzeniem, że mi się to w ogóle nie podoba i robię to niechętnie. 

- Z papryką i szynką. - dorzucił.

Jebnę mu zaraz. 

- Jaśnie pan życzy sobie jeszcze oliwki do tego? - zapytałam, wyciągając słoik z lodówki. 

- Nienawidzę ich. - zrobił skwaszoną minę, a ja niewiele razy widziałam, jak na jego twarzy rysuje się cokolwiek innego oprócz stoickiego spokoju. 

- To dobrze, więcej dla mnie. - skitowałam i położyłam słoik na blacie.

Umyłam paprykę, wzięłam nóż oraz deskę i podałam Adrienowi. 

- Możesz sobie pokroić. 

Teraz to on popatrzył na mnie wzrokiem, dającym mi do zrozumienia, że nie jest z tego w ogóle zadowolony.

- Trochę pomożesz. - wyjaśniłam, wzruszając ramionami.

Chyba nie sądził, że zrobię za niego wszystko. 

Zaczęłam przygotowywać resztę rzeczy i parsknęłam śmiechem, kiedy znowu popatrzyłam na Adriena i zobaczyłam, że on sobie kompletnie nie radzi z tą biedną papryką.

- Ty po prostu w ogóle nie umiesz gotować, prawda? 

Jego mina mówi, że chyba nie lubi rozmawiać o rzeczach, których nie potrafi. Może jakaś męska duma została tutaj właśnie urażona albo ma kompleks perfekcjonisty, ale fakt jest taki, że to warzywo go pokonało. Próbuje się jakoś pozbyć ziarenek, ale z marnym efektem. Papryka: 1, Adrian: 0.

- Mogłeś się od razu przyznać, że warzywa to dla ciebie za duże wyzwanie. 

Zabrałam mu tę deskę oraz nóż i zaczęłam kroić, ale o wiele zgrabniej. Mój humor od razu się polepszył. Pan idealny jednak czegoś nie umie, a poza tym do końca życia będę miała ten obraz w głowie - kiedy Adrian w pełnym skupieniu próbuje się pozbyć pestki, ale ona się przylepia albo do noża, albo do jego ręki i za cholerę nie chce się odczepić, a biedaczek nie wie, co ma zrobić, chociaż ewidentnie usilnie próbuje.

Popatrzył na mnie lekko zirytowany, że się z niego nabijam. 

- Rób to śniadanie, mała. - powiedział, po czym dał mi klapsa w pupę. 

Usiadł tam gdzie wcześniej - przy wyspie kuchennej - i zaczął znowu czytać swoją gazetę. 

Jego ruch przypomniał mi o tym, co dzisiaj zobaczyłam w lustrze, kiedy się odwróciłam. Mam ślady na pupie od jego klapsów po wczoraj. Nie bolą mnie w ogóle, ale na trochę zostaną i będą mi przypominać o naszej nocy, kiedy był we mnie, a ja go prosiłam, żeby mnie pieprzył i dawał klapsy mocniej. 

Czuję, jak na moje policzki wpływa jaskrawa czerwień, więc skupiłam się na krojeniu tej durnej papryki, żeby on tego nie widział. 

- Zaraz wrócę. - usłyszałam, jak mówi, a pózniej drzwi wejściowe sie zamknęły. 

Nie wiem, gdzie on polazł, ale średnio mnie to obchodzi. Atmosfera bez niego jest jakby... lżejsza. Chyba za dużo jest seksualnego napięcia między nami. Chwilę się nacieszyłam świętym spokojem, bo niedługo później drzwi się znowu otworzyły. Nie kłamał, kiedy powiedział, że zaraz wróci, ale razem z nim do pomieszczenia wbiegł wielki rottweiler, a za nim kolejne dwa. 

Wrzasnęłam i nie wiedząc, co mam zrobić, w panice wskoczyłam na blat kuchenny i przysunęłam się do ściany najbliżej  jak się tylko da.

- Rose, co ty, do cholery, robisz? - zapytał kompletnie zdziwiony.


Jest niebezpiecznyWhere stories live. Discover now