×36×

62.9K 3.9K 897
                                    

Przyciśnięta policzkiem do jego klatki piersiowej, wyczułam mocno bijące serce. Słyszałam także jego przyśpieszony oddech.

- Też się cieszę, że cię widzę - bąknęłam, prawie duszona przez silnego chłopaka.

- Mortez, ty jesteś największą idiotką, jaką kiedykolwiek było dane mi spotkać!

Przycisnął mocno swoje usta do moich, unosząc mnie wysoko do góry, aby zrównać nasze twarze.

Kątem oka zauważyłam, że wszyscy w odległości pięciu metrów oddalają się taktownie, żeby dać nam choć minimum prywatności.

- Mortez, jesteś tak wielką idiotką, że w sumie powininem się gniewać - warknął, znowu przywierając do mnie ustami. - Ale ulga jest zbyt wielka, żebym miał czas na wkurwianie się na ciebie za pieprzoną całonocną nieobecność!

Przygryzłam wargę, powstrzymując uśmiech.

- Co takiego? - spytałam niewinnie.

- No, po tej akcji w szkole - zaczął nieco niepewnie, choć wciąż gniewnym tonem - poszedłem cię przeprosić. Nie było cię w domu, ale nie panikowałem. Jednak jak wróciłem o dziesiątej wieczorem, to dalej cię nie było. Stałem prawie całą noc pod twoimi drzwiami.

- Po co?

- No, żeby cię przeprosić - wywrócił oczami.

- Ale czemu się o mnie martwiłeś? Siedziałam u Jasona.

- No, wiesz - popatrzył na mnie troskliwie - w razie, jakbyś chciała zrobić coś głupiego - nie podawał jednoznacznej odpowiedzi, ale ja szybko zrozumiałam, o co chodzi.

- Puść mnie - powiedziałam stanowczo, a brunet posłusznie odstawił mnie na ziemię. Pstryknęłam go w nos. - Powtarzaj za mną, ty wielka, nieinteligentna włochata małpo.

Zmarszczył nos nieco urażony, ale nie przeszkadzał.

- Nigdy więcej...

- Nigdy więcej...

- ...nawet mi do głowy nie przyjdzie...

- ...nawet mi do głowy nie przyjdzie...

- ...że Mortez chciałaby popełnić samobójstwo lub cokolwiek innego.

- A skąd mam mieć pewność?

- Powtórz.

- Ale...

- Powtórz.

- ...że Mali chciałaby popełnić samobójstwo lub cokolwiek innego. Zadowolona? - przewróciliśmy w tym samym momencie oczami.

- A teraz mnie słuchaj, ośle - zaczęłam, łapiąc jego policzki w dłonie, żeby przyciągnąć jego całkowitą uwagę. - Teraz powiem ci mój wielki i nudny wykład, dlaczego miałabym tego nie zrobić, a ty tak czy tak będziesz tego słuchał, bo może w końcu coś się wbije do tego twojego pustego łba - zmrużył oczy i kiwnął głową. Wyglądał uroczo. - Samobójstwo jest dla mnie tak słabe i przereklamowane, że nigdy nie zniżyłabym się do takiego poziomu, żeby choćby rozważać taką opcję. Miałam prawie 68 miesięcy od odejścia rodziców na cokolwiek w tym stylu, ale nie zdecydowałam się. Dlatego, bo oni nie mieli szansy poznać świata w całości, a ja chcę. I nigdy nie zaprzepaściłabym takiej szansy, żeby oddać swoje życie dla kilku lub nawet kilkustu chwil słabości.

Puściłam jego policzki i cmoknęłam w usta.

- Zbyt wiele rzeczy mnie tu trzyma, żeby z tego rezygnować.

- Ja też?

- O dziwo, tak, ty też, Styles.

Objął mnie ramieniem i cmoknął mnie w czoło.

- Naprawdę się martwiłem.

- Właśnie widzę - wzruszyłam ramionami i objęłam go wokół klatki piersiowej. Potem staliśmy tak jeszcze w chwilę, a ja czułam przyjemne skurcze w brzuchu.

- To co, seks na zgodę?

Parsknęłam śmiechem na jego pytanie.

- Może potem - odpowiedziałam zmysłowo, zjeżdżając dłońmi do jego tyłka. Ścisnęłam jego pośladki.
Zaśmiał się, a ja odsunęłam się i pocałowałam go w szczękę. Jego oczy nieznacznie pociemniały, a on wsunął dłoń na moją szyję i przyciągnął do siebie moją twarz. W czasie tego dość powolnego, bo przedłużanego przyciągania mojej twarzy, obserwowałam jego rozchylone usta.
Złączyliśmy nasze wargi. Przyciągnęłam jego biodra do swoich.

- Dominatorka - wymruczał.

- Lubisz to, Harry.

Taki typowy zapchajrozdziałbezpolsatu. mam nadzieję, że się nie gniewacie, dzisiejszy dzień był ciężki *uff ociera pot z czoła*

deal, Styles / stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz