×32×

66.9K 4.2K 772
                                    

Czasami nienawidzę Harry'ego Stylesa.

Czasami? Ha! Ja go nienawidzę cały czas!

Wstałam o godzinie 11:47, i dostałam porządnego szoku. Ogólnie mój budzik zawsze skutecznie wybudzał mnie ze snu. Tym razem było inaczej. A raczej - obudziłby mnie, gdyby nie to, że był wyłączony.

W totalnym proszku zerwałam się z łóżka, co było błędem, bo potknęłam się o swoje własne nogi.

Jęknęłam, powoli przewracając się na plecy, wciąż leżąc na podłodze.

Zauważyłam małą, zgiętą kartkę, podpisaną moim imieniem. Pismo było schludne, choć nieco roztrzepane. Skołowana, wzięłam papier do ręki i, dalej wylegując się na podłodze, zaczęłam czytać.

NO, MORTEZ!

Jesteś nieco durna, ponieważ ustawiasz sobie budziki na takie niedorzeczne godziny jak szósta rano. Za to ja, dobroduszny i wspaniały Harry Edward Styles, wyłączyłem ci ten cholerny budzik. Zrobiłem to dwie minuty po tym, jak nareszcie zasnęłaś. Powinnaś zacząć brać jakieś leki na chrapanie.

Oczywiście żartuję, nie spinaj dupy.
Zapoznaj się z długim, błogim snem.
H.

Ps. Mam nadzieję, że spóźnisz się do szkoły. Czasem tak trzeba.

Warknęłam pod nosem i zmięłam papier w ciasną kulkę. Rzuciłam ją gdzieś w kąt i po dłuższym zastanowieniu uznałam, że nie ma większego sensu iść do szkoły na trzy ostatnie lekcje. Choć, odliczając czas potrzebny mi na przygotowania, to dwie ostatnie lekcje. Jeszcze mniej sensu.

Plecy nieco mi ścierpły od leżenia na twardej, zimnej podłodze, więc powoli i ostrożnie wstałam, chcąc uniknąć takiej sytuacji, jaka miała miejsce przed chwilą. Będąc dosadną: nie chcę się znowu wywalić.

Wstałam i podeszłam do szafy. Zbyt duża ilość snu sprawiła, że czułam się tylko gorzej - byłam ospała i ociężała. Wyjęłam czarną koszulkę Jasona z napisem "California Sunset", oraz zwykłe, podziurawione dżinsy. Poszłam do łazienki i sprawiłam sobie krótki, orzeźwiający prysznic.

Umyłam włosy i związałam je w niechlujnego koka, z którego wystawały pojedyncze kosmyki. Pomalowałam się dość skromnie, ale ładnie i dziewczęco. W takiej wspaniałej, dopasowanej kreacji wyszłam z domu. Miałam gdzieś fakt, że było mi zimno w cholerę, i miałam gdzieś fakt, że będę chora. Z powodu długotrwałej choroby nauczycielki od matematyki Styles i Jason kończą w tym samym czasie, co oznacza, że za niecałe trzydzieści minut.

Poszłam do marketu i kupiłam tam mrożoną kawę. Następnie kierowałam się w kierunku szkoły, gdzie dotarłam równo z dzwonkiem.
Pocierałam lodowate ramiona, czekając na ludzi wychodzących  ze szkoły. Po chwili zauważyłam znajomą burzę loków, a za nim mojego najlepszego przyjaciela.

Zielonooki szedł ze znajomymi, a na mój widok uśmiechnął się złośliwie.
Przynajmniej nie kłamał. Wracamy do Stylesa Wredoty.

Niedaleko zauważyłam Boonie z Dylanem. Pomimo całej mojej niechęci do tej sukowatej blondynki, wyglądała oszałamiająco, a na pewno lepiej niż ja.

- Kochanie - chciał się przywitać Styles, ale chamsko go wyminęłam. Jego koledzy zaczęli się śmiać z tego, jak go wystawiłam.

Podeszłam do Jasona i mocno, ostentacyjnie go przytuliłam, a następnie pocałowałam w policzek.

- Czemu cię dzisiaj nie było, suko? I co ty dzisiaj taka przylepna, zaraz mnie obślinisz.

- Styles się stał - mruknęłam chamsko.

- Oj, skarbie, nie denerwuj się o ten żarcik - wymruczał mi głupawo do ucha ten debil, przez którego nie poszłam do szkoły. Objął mnie rękoma wokół talii, nieco podwijając moją koszulkę. - Czyje to jest?

- Aaa, jakiegoś kolesia - odpowiedziałam, obojętnie wysuwając się z jego objęć. - Wiesz, jak to jest, kiedy twój partner nie potrafi zaspokoić cię seksualnie, i musisz sobie radzić.

Zmarszczył brwi i uśmiechnął się głupawo, wyczuwając mój sarkazm. Prychnęłam i ciągnąc Jasona za rękaw kurtki, wyszłam z terenu szkoły.

Dodajecie ostatnio mało komenatrzy, to trochę przykre :(

deal, Styles / stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz