×16×

66.5K 4.1K 544
                                    

3/5 maratonu - sprawdź, czy przeczytałeś poprzedni

Obudziły mnie promienie słońca, chamsko wdzierające się spomiędzy rolet do moich powiek. Przetarłam oczy i w duchu przeklinałam to durne słońce. Miałam nadzieję, że prześpię jak najwięcej tego dołującego dnia, ale jak widać, moje plany poszły w krzaki pieprzyć się niczym napalone króliki.

Wstałam i już poczułam napływające do oczu łzy. Przeszłam do ich sypialni i otworzyłam szafę. Dłonią gładziłam materiał koszul ojca i szorstką skórę ulubionej spódnicy mamy.

Próbowałam w fakturze ich ubrań odnaleźć ich i siebie.

Nie pamiętam ulubionego koloru mojej mamy. Chyba lubiła wszystkie, bo jej szafa mieni się kolorami. Ale pochowana została w granatowej sukience. Pamiętam ją. Pamiętam cały okres od ich śmierci do pogrzebu.

Wyrył się w mojej pamięci i powtarza się w snach.

Normalny dzień, dzisiaj moi rodzice pojechali na kolację służbową w jego firmie. Dziesięciolecie czy coś.
Siedziałam z moją babcią i oglądałyśmy komedię. Było koło pierwszej w nocy, ale ja, szalona trzynastolatka, obiecałam sobie, że na nich zaczekam, żeby ich przytulić na dobranoc.
Zadzwonił telefon w przedpokoju. Myślałam, że to Jason, aby podać mi pracę domową, bo dzisiaj nie przyszłam do szkoły z powodu przeziębienia. Przeprosiłam babcię, a ona spokojnie skinęła głową i zastopowała film.
Odebrałam telefon, a w słuchawce rozległ się głęboki, ale szorstki, męski głos, zupełnie niepodobny do piskliwego wtedy głosu Jasona.
- Rodzina Mortez?
Kiwnęłam jak idiotka głową, ale przypomniałam sobie, że rozmawiam przez telefon.
- Tak. Tutaj Mali Mortez, ich córka.
- Jesteś córką Ariany i Grega Mortez?
- Tak - powtórzyłam, a w słuchawce usłyszałam nieco stłumione "cholera".
- Czy w domu jest ktoś dorosły? - spytał mężczyzna po chwili.
- Babcia - odpowiedziałam powoli.
- Dasz mi ją?
Znowu skinęłam, zapominając, że mnie nie widzi.
- Babciu! - krzyknęłam, a w framudze po chwili pojawiła mi się znajoma staruszka. - Ten pan chce z tobą rozmawiać.
Wskazałam na słuchawkę telefonu.
- Mówiłam ci, żebyś nie rozmawiała z obcymi - mruknęła niezadowolona, ale odebrała ode mnie telefon.
Oficjalnie zaczyna się piekło.

Pogrzeb. W deszczową środę, osiem dni po telefonie od, jak się okazało, policjanta, wszyscy znajomi rodziny zebrali się pod wielkim dołem, aby opłakiwać śmierć Ariany i Grega Mortez.
Zebrał się spory tłum, bo wielu pracowników z firmy ojca również postanowiło godnie uczcić śmierć swojego szefa.
Jedną dłonią ściskałam dłoń Jasona, a resztą ciała ciasno przylegałam do babci, która smarkała w chusteczkę, z kolei przytulona do piersi swojego męża. Przyjaciel obok mnie obejmowany był przez swoich rodziców.
Widziałam, jak wraz ze spuszczeniem grobu wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Pociągnęłam nosem i wygładziłam czarną, jedwabną sukienkę do kolan. Założyłam samotny kosmyk włosów za ucho i wyszłam spod parasola dziadków. Deszcz obmywał mi twarz, spływał po ramionach i plecach, kończąc na ziemi, kiedy podchodziłam do wielkiego dołu, dziwnie przypominającego mi moje serce w obecnej chwili. Puste, nie licząc wielkiej skrzyni, której już nigdy nie otworzę.
Zebrałam niewielką grudkę ziemi i wrzuciłam prosto na trumnę. Osunęłam się na zmoczoną trawę, blisko krawędzi i zaczęłam płakać mocniej. Chciałam ostatni raz wskoczyć do ów dołu, aby otworzyć trumnę i ostatni raz spojrzeć na ich twarze, ale wiedziałam, że to marzenie jest daleko poza moim zasięgiem.
Niewielki, zwiędły i mokry bukiecik ode mnie wylądował prosto w miejscu, gdzie byłoby serce mojej matki. Ktoś chwycił mnie za ramiona i podciągnął do góry, a po posturze poznałam, że to Jason.

Awh, smutny ten rozdział, to aż dziwne

deal, Styles / stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz