×1×

143K 5.7K 5.7K
                                    

Po czterech dniach nieobecności wróciłam do liceum, totalnie wkurwiona i niezrozumiana. Jason, idiota, wyjechał gdzieś z rodziną, więc byłam sama i sama mierzyłam się z dezaprobatycznymi spojrzeniami cheeladerek.

Kurwa, teraz to by się Jason akurat przydał.

Szłam korytarzem, trzymając głowę wysoko uniesioną, ale moja duma upadła na podłogę, kiedy zobaczyłam Dylana śliniącego tę sukę, Boonie, zaledwie kilka metrów ode mnie.
Choć aktualnie moja siła psychiczna wypoczywała na wakacjach daaaleko ode mnie, to nie zawróciłam z płaczem, a przeszłam dalej. Będąc tuż za plecami Dylana, pchnęłam go barkiem mocniej na tę blond pindzię, przez co prawie ją roztrzaskał o ścianę.

Prychnęłam. Może to uderzenie jej coś poprzewraca w mózgu na dobre strony.

Panna fuknęła i popatrzyła w moim kierunku, a ja już czułam tę bijącą z jej ciała życzliwość.

Pfff...

- Mortez, czego ty szukasz?

- Oh, nie wiem - udawałam zamyśloną. - Tak! Jezus, przyszłam podziwiać twoją twarz, ale znowu ją zakryłaś tą warstwą betonu.

- Hej, Koa... - zainterweniował Dylan, a ja przeniosłam spojrzenie na niego, unosząc lewo brew delikatnie do góry. Mimo pulsujących ukłuć w sercu na jego widok, zachowałam maskę.

- Jeśli to jest ten twój ideał, to masz świetny gust - prychnęłam, i zaraz zauważyłam, jak Bonnie wbija paznokcie w ramię Dylana, tłumiąc tym samym swoją wściekłość.

Oby te sztuczne pazury zaklinowały się w jego ramieniu.

Nic więcej nie dopowiedziawszy, odeszłam z udawaną godnością, która dalej opalała się gdzieś na pieprzonych Hawajach.

Podeszłam do swojej szafki i zaczęłam wyjmować książki na pierwszą lekcję, kiedy ktoś oparł się o ścianę obok. Drzwiczki od szafki zasłaniały twarz ktosia, więc po prostu spytałam, kim jest. Raczej nie oparłby się totalnie randomowo w miejscu, gdzie nie ma nic. Totalnie nic, poza mną, aktualnie.
Urok rozmieszczenia naszych szkolnych szafek.

Ktoś zaśmiał się krótko i zamknął mi drzwiczki przed nosem. Trzasnęło tak mocno, że zacisnęłam powieki i pisnęłam.

- Dlaczego to zrobiłeś, idioto? - spytałam, gniewnie patrząc na, jak się okazało, króla tego całego piekła pospolicie nazywanego liceum.

- Dylan i Boonie cudownie razem wyglądają, czyż nie? - spytał niby przyjacielsko, sztruchając mnie żartobliwie w ramię. Co nie zmienia faktu, że obie te rzeczy zabolały.

- A, spierdalaj Styles - mruknęłam, ponownie otwierając szafkę. Kiedy zabierałam stamtąd ostatni zeszyt, Styles zamknął znowu drzwiczki, zbliżając się do mnie na dwa kroki.

- Mortez, nie płaczesz za Dylankiem? - spytał cicho. Szczerze, spodziewałam się teraz raczej głośnego komentowania naszego zerwania w dość nieprzyjemny sposób, a nie dyskretnych i stosunkowo miłych pytań.

- Na co ci ta wiedza, pakujesz się w samorząd gazetki szkolnej? Przecież redakcję prowadzi tamta stara nauczycielka, wystarczy kilka twoich zalotów i posadka załatwiona.

- Oj, moja głupia Mortez - pokręcił głową z dezaprobatą. - Gdybym chciał siedzieć w gazetce, przeleciałbym dyrektorkę i to ja byłbym prowadzącym.

- Racja - przyznałam.

- Pytałem raczej dlatego, bo mam dla ciebie propozycję - spytał, opierając przedramię o szafkę, na wysokości swojej głowy.

- Um, taki prawdziwy burdel jest po drugiej stronie ulicy - kiwnęłam głową. - Chyba, że nie chcesz płacić, to sądzę, że Boonie będzie chętna.

- Jak dobrze trafiłaś z tematem - mruknął.

Zupełnie gdzieś miał to, że dzwonek na lekcje już dawno zadzwonił. Dupek zatorował mi przejście, więc zmuszona byłam go słuchać.

- A co? Rzeczywiście przyjaciel - tu spojrzałam wymownie na jego krocze, hamując odruch wymiotny - potrzebuje domu?

- Potrzebuje - kiwnął głową. - I ma upatrzone bardzo przytulne mieszkanko w postaci Boonie.

- Oh, przytulne to ono nie będzie. Przypomina bardziej wielki apartament, sądząc po opiniach wynajmujących.

Brunet parsknął śmiechem.

- Bez dłuższego wstępu, chcę przedstawić ci moją propozycję.






No to lecimy z tym ff!

deal, Styles / stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz