×9×

69.2K 4.3K 1.2K
                                    

Kiedy wsiedliśmy do jego auta, zaczęłam atakować go pytaniami.

- Dlaczego to zrobiłeś? - fuknęłam, a on jęknął.

- Widać, że nie masz doświadczenia - popatrzył na mnie, jak na niedorozwiniętą. - Udawanie niedostępnej działa na facetów. Teraz jeszcze będzie miał poczucie winy. Uwierz, niedługo będzie cię nachodził i błagał o wybaczenie.

Wbiłam wzrok w przednią szybę i nie odezwałam się słowem.

- Swoją drogą, trochę z niego pizda, że po tygodniu już klei się do ciebie z powrotem - wredny uśmieszek zagościł na jego ustach. - Myślałem, że potrwa to dłużej.

Prychnęłam z dezaprobatą i już miałam coś odpowiedzieć, kiedy spytał:

- Gdzie ty mieszkasz, tak właściwie?

Popatrzyłam na niego jak na wariata.

- Nie podam ci mojego adresu, chyba doszczętnie zwariowałeś!

- Jakoś muszę cię dowieść do domu.

Zacisnęłam usta. Wkurzyło mnie, że już drugi raz w ciągu tej jazdy ma rację.

- Naprzeciwko tego wielkiego marketu.

- Blisko mieszkasz - skomentował.

- Jakbym nie wiedziała - parsknęłam.

- Kurwa, Mortez! - powiedział ostro. - Próbuję być miły, ale ty  też musisz się postarać, do cholery! Jak mamy teraz spędzać razem więcej czasu, to chyba nie trujmy sobie dupy, okej?

Spuściłam wzrok na swoje palce i zaczęłam zdrapywać lakier do paznokci.

Trzeci pieprzony raz ma rację.

Wkurza mnie to.

Cisza w aucie stała się teraz bardziej niekomfortowa, a atmosfera gęstsza i trudniejsza. Było mi głupio, ale duma nie pozwalała mi przeprosić za swoje szczeniackie zachowanie.

- Kiedy macie te zawody? - spytałam cicho, przenosząc nieśmiale wzrok na twarz Stylesa.

On popatrzył na mnie krótko i westchnął.

- Za dwa tygodnie - odpowiedział.
Zaparkowaliśmy na podjeździe pod moim blokiem, a ja wpatrywałam się w logo marketu.

Nie chciałam wracać. Iść na górę, żeby znowu zmierzyć się z pustym mieszkaniem.

Znowu. I znowu. I tak w kółko.

- Mortez? Jesteśmy pod twoim domem.

- Tak - wykrztusiłam. - Wiem. To... no właśnie, cześć. Do jutra.

Zmarszczył brwi, jakby dostrzegając mój nastrój, ale nie skomentował tego.

- Do jutra. Pamiętaj o koszulce.

Przytaknęłam i wysiadłam z samochodu i pokierowałam się do klatki.

Otarłam łzy i w szybie zauważyłam odbicie jego samochodu. Czekał, aż wejdę.

Popatrzyłam za siebie i pomachałam mu na pożegnanie, mając nadzieję, że nie dojrzy moich mokrych policzków.
Kiedy wjechałam windą na odpowiednie piętro, i weszłam do mieszkania, przez okno w kuchni zobaczyłam, że odjechał.
Nie włączając światła, zsunęłam się na płytki i zaczęłam płakać.

Nienawidziłam pustego mieszkania. Nienawidziłam ciszy i bólu, jaki wisiał w powietrzu.

Wiedziałam, że to jedno z moich załamań, z którymi nie mogę poradzić sobie sama.

Rozpaczliwie ściskając telefon w rękach, wybrałam numer Jasona. Odebrał po dwóch sygnałach.

- Mala, hej - powiedział jeszcze zupełnie nieświadomy mojego stanu.

- Przyjdziesz? - poprosiłam po raz kolejny od sześciu lat. Usłyszałam szamotanie w słuchawce i głos:

- Będę za trzy minuty.

Rozłączyłam się i przeniosłam się do sypialni rodziców. Wtuliłam się w ich pościel, której nigdy nie zmieniłam, próbując doszukać się choć nutki zapomnianego zapachu perfum mojego ojca. Moczyłam kolejnymi porcjami łez ich rzeczy, kiedy usłyszałam szczęk otwieranych drzwi.
Kilka chwil potem Jason otwierał drzwi od sypialni i wtulał się w moje plecy.

- Będzie dobrze - uspokajał mnie, głaszcząc moje włosy, a ja dalej łkałam w poduszkę. - Oni cię teraz obserwują, wiesz? I też płaczą, bo ty jesteś smutna. A oni nie lubią, kiedy jesteś smutna. Ja też nie lubię.

Ale ty masz żyjących rodziców, Jason.

- Spróbuj zasnąć, misiaku - powiedział cicho i miękko, przytulając mnie do siebie mocniej, ratując mnie przed całym tym gównem.

Staram się robić rzadziej polsatowe zakończenia. Kto się cieszy? 🙋

deal, Styles / stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz