Rozdział 27

3.1K 289 40
                                    

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!♥

Maraton 3/5

Alex:

Wczoraj było nieciekawie. Nawet bardzo. Nie spodziewałam się aż tego. W sumie to myślałam, że aż tak źle nie będzie.

Leżę teraz i próbuję zasnąć, obserwując jak Słońce wschodzi. To takie super zajęcie.

Nagle ktoś wchodzi do pokoju. Nie mam nawet siły, żeby wstać, żeby zobaczyć, kto to, bo nie liczy się to dla mnie. Może to być ktokolwiek, nic mi się nie chcę.

-Alex, obudź się-prosi ktoś. Jak poznaję po głosie, to Johnny.

Nie odzywam się. Nie chcę tego robić.

Johnny siada na ziemi obok mnie i mną potrząsa, ale odsuwam się od niego automatycznie. Nie chcę, żeby ktoś mnie dotykał. Fuj, dotyk to zło.

-Wiem, że to, co Daniel zrobił wczoraj był najgorsze, ale... Ja ci nic nie zrobię, wiesz o tym.

Kręcę głową, dalej się nie odzywam.

-Przyszedłem mu, żeby powiedzieć ci, że mi przykro, wiesz? Nie spodziewałem się, że to będzie tak wyglądało. Mógłbym spróbować to powstrzymać...

Siadam i mu przerywam.

-Ale niby jak, Johnny? Nikt nic nie robi!-Wstaję z miejsca i zaczynam płakać.-Ja już nie chcę tu być, nie chcę, nie chcę!-krzyczę.

-Alex, próbuję, przysięgam...

Znowu mu przerywam.

-GÓWNO ROBISZ!-ciągle krzyczę.-Ja tak nie chcę, rozumiesz! Jestem tu zamknięta, jakiś chuj ciągle mnie gwałci, do tego mój ojciec robi sobie armie swoich dzieci! Tacy ludzie w ogóle nie powinni się rodzić! Zabij mnie albo uwolnij, Johnny!

Chłopak patrzy się na mnie w niemałym szoku. Chyba zastanawia się, co powinien zrobić.

W sumie to mógłby mnie zabić. I tak boję się jakiegokolwiek dotyku.

-Trzymaj się-mówi po dłużej chwili namysłu, a później odwraca się, puka dwa razy do drzwi, a one otwierają się.

I tak sobie myślę... To moja szansa. Maddie uczyła mnie jak się bić. To zbyt wiele pewnie nie pomoże, ale jestem też w miarę szybka i... Co mi zależy, żeby spróbować.

Johnny wychodzi z pomału z pokoju, a ja szybko biegnę przez drzwi, uderzając go w rękę. Nie spodziewał się tego, więc jest mi łatwiej.

Wiem, że Cameron i Johnny idą już w moją stronę, więc biegnę przed siebie, szukając wzrokiem wyjść w tych wszystkich drzwiach. Dobiegam na sam koniec korytarza, gdzie są drzwi. Ciągnę za klamkę, ale nie ustępują, czyli są zamknięte. Muszę działać szybko, a niekoniecznie mi to idzie. Zaczynam się rozglądać i wzrokiem odnajduję klucz; myślę, że jest do tych drzwi. Łapię go szybko w rękę, wkładam do zamka i przekręcam. Nie myliłam się-jest to klucz do tych drzwi. Kiedy tym razem ciągnę za klamkę, ona ustępuję, a ja wybiegam z pomieszczenia.

Nie mam czasu, żeby rozglądać się dookoła, ale orientuję się, że jestem w lesie. Nie wiem, gdzie trafię biegnąc przed siebie, ale wydaję się to teraz najrozsądniejszą decyzją. Więc biegnę, uderzam w gałęzie; czuję nawet rozcięcia na policzkach, ale nie przejmuję się tym. Muszę się uwolnić. Johnny powinien mi na to pozwolić. Chociaż sądzę, że ludzie mojego ojca byli w budynku i teraz wszyscy mnie szukają.

Biegnę bardzo długo; tracę nawet rachubę, nie mogę oddychać, ale dalej biegnę. To właśnie strach robi z człowiekiem.

W końcu, po nieokreślonym, długim czasie, widzę chodnik. Po prostu. Pojawia się tak nagle, a do moich oczu napływają łzy. Nie słyszę, czy ktoś za mną biegnie, ale kiedy znajdę się przy jezdni, ktoś musi mnie zauważyć i pomóc. Wiem, że jest ranek, ale w Walii ludzie wstają wcześnie, bo jeżdżą do pracy.

Jestem już przy samym krańcu lasu, już prawie z niego wychodzę; nawet zaczynam płakać ze szczęścia, ale stawiam nogę na chodniku i ktoś ciągnie mnie za rękę w swoją stronę; z powrotem do lasu.

Przez chwilę nieuwagi tej osoby, wyrywam mu się i wracam na chodnik.

-RATUNKU!-krzyczę. Ale nikogo nie ma. Zaczynam się rozglądać.-RATUNKU!-krzyczę ponownie.

Tym razem znowu ktoś łapie mnie za ręce, ale trzyma mocniej i wciąga do lasu.

Ale ku mojemu zaskoczeniu, zauważam jedną osobę. I ją rozpoznaję. Hailey.

TYLKO ONA DO CHOLERY JEST ZAKOCHANA W LEO, NIE POMOŻE MI!

-Hailey!-krzyczę.-Hailey, zawiadom kogoś!-proszę.

Nie słyszę jednak odpowiedzi, ani nie widzę żadnego ruchu.

-Ogarnij się, Alex-mówi mi ktoś do ucha. Cameron. Jak on może?!

-Czemu to robisz?!-pytam głośno.-Czemu nie możesz mi pomóc, Cam!? Mówiłeś, że chcesz! Mówiłeś tak!

-Mam inny sposób-przyznaje, odwraca mnie w drugą stronę i ciągnie mnie dalej.-Ojciec już tu idzie. Jeśli obydwoje nie chcemy być zabici to kłam, rozumiesz? Wymyśl coś. Uważam, że najlepiej będzie jeśli powiesz coś o klaustrofobii, wiesz?

Chcę mu przywalić, naprawdę. Ma lepszy pomysł? To niech go wprowadzi w życie, do cholery!

Mimo wszystko kiwam głową. Choćby dla swojego własnego dobra.

-Świetnie. Daj mi dwa dni, Alex-prosi.-Jesteśmy już w połowie drogi.

Przewracam oczami.

-Co to do cholery jasnej miało być, dziewczyno!?-pyta mój ojciec, który nagle pojawia się w zasięgu wzroku.-Widzę, że naprawdę chcesz skończyć jak Mike!

-Przepraszam, tato-mówię.-Poczułam się źle, bo tam jest tak ciasno. Mógłbyś mi zmienić pokój?-pytam.

Tata patrzy się na mnie z na pewno udawaną skruchą.

-Dobra, Alex, niech ci będzie. Ale widzę, że muszę trochę częściej wysyłać do ciebie Daniela-oznajmia, a ja mam ochotę się rozpłakać, ale tym razem nie ze szczęścia.-Wymień ją z Oscarem-mówi do Camerona.-I pilnuj ją lepiej, bo nie jesteś nie zastąpiony-dodaję, a później skręca w inną stronę.

-Przepraszam, Alex-szepcze Cameron, a później bez słowa prowadzi mnie dalej.

Hailey:

Jestem lekko oszołomiona widokiem Alex, która woła mnie o pomoc. Co jest, do cholery? Przecież niecały tydzień temu widziałam ją jeszcze u Leo! Ale chciała pomocy, więc ją jej dostarczę. Nie mogę być, jak Julie. Mogę być z Leo przyjaciółmi. W sumie z Alex też chciałabym być.

Wyciągam telefon i piszę SMSa do Julie, po którą miałam iść do Flintu.

Ja: Poważna sprawa, wróć sama.

Wysyłam i ruszam w drogę do domu Leo, która zajmuję mi piętnaście minut, a wtedy dzwonię do drzwi. Chwilę czekam, aż w końcu chłopak je otwiera. Widać, że go obudziłam. Ma rozczochrane włosy i jest w samych bokserkach.

-Co ty tutaj robisz?-pyta, marszcząc brwi.

-Posłuchaj, nie wiem, dlaczego, ale widziałam Alex obok pierwszego lasu, jak idzie się do Flintu i prosiła mnie o pomoc, więc pomyślałam...-Chłopak mi przerywa.

-O Boże, Hailey, kocham cię.-Wzdycha. Robię zdezorientowaną minę.-Bo Alex zaginęła-tłumaczy szybko.-Sorry. Yyy... Dasz mi trochę czasu i pokażesz mi, gdzie to jest?-pyta, a ja kiwam głową.-Okay. Wejdź do środka i poczekaj. Hailey... Dziękuję.-Całuje mnie w policzek i wchodzi do domu.

---

Nie wiem, czy dam radę jutro napisać rozdział, bo mam ważne sprawdziany, a do tego lekarza, więc mogą się pojawić dwa rozdziały w środę. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. ;D

W mediach Supergirls, bo tak. XDD

Love Ya,

Klarissa xx

stay with me • bamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz