Rozdział 25

3.3K 286 35
                                    

Maraton 1/5

Alex:

Nie wiem, ile czas minęło od tamtego zdarzenia, ale na zewnątrz zrobiło się ciemno, a później znowu jasno, czyli pewnie upłynął jeden dzień. Mogę się również zorientować po tym, że burczy mi w brzuchu i umieram z głodu. Nikt do mnie nie przyszedł od wczoraj. I dobrze, nie chcę widzieć ludzi na oczy. Nienawidzę ich. Nie rozumiem, jak Daniel mógł zrobić coś takiego. Czuję się brudna, nie chcę go widzieć na oczy już nigdy więcej. W ogóle najlepiej niech mnie zabiją, będę z Mikiem. Jestem już pewna, że nie mogę tu mieć spokoju. Nie mogę. Nikt nie chce mi go dać, więc po co mam o niego prosić? Wszystkim będzie łatwiej.

W ogóle to czuję się, jakbym znowu zdradziła Leo. Nie chciałam. Jeju, tak bardzo go kocham. On jest dla mnie taki cudowny, a ja odwdzięczam mu się właśnie tym.

Powinnam się też przespać, ale nie mogę zasnąć. Również też nie chcę. Nie chciałabym umrzeć przez sen, czy coś.

Uderzam głową o ścianę, przez co cicho jęczę. Jestem osłabiona, więc wszystko boli mocniej. Mogłoby już się ode mnie odczepić to życie.

Wstaję z ziemi i niepewnie podchodzę do drzwi. W przypadku Daniela się udało; może w moim również. Pukam w nie kilka razy. Słyszę jakieś głosy. Gdzie ja się do cholery znajduję? Wczoraj liczyłam jeszcze na pomoc, ale mojego telefonu nie da się namierzyć ze względu na to, że człowiek, który nazywa się moim ojcem, uderzył nim o ścianę.

Czekam przy tych drzwiach przez jakiś czas. Nie dziwię się jednak, że nikt ich nie otwiera. Przecież wiedzą, że ten popieprzony kłamca, Daniel, nie jest ze mną. I w sumie dobrze. Odchodzę od drzwi i opieram się o ścianę. Co mam ze sobą w tej chwili zrobić? Chyba znowu pójdę spróbować zasnąć. Średnio to widzę. Przy okazji głód mi przeszkadza.

Nagle ktoś puka do drzwi. Jestem zaskoczona, mogę nawet powiedzieć, że się boję. Nie ruszam się z miejsca; wiele razy próbowałam otworzyć te drzwi, zawsze z tym samym skutkiem.

Słyszę ciche skrzypienie, a zaraz potem, po mojej stronie pojawia się jakaś osoba. Sądzę, że to chłopak. Tak, na pewno. Nie mężczyzna. Po prostu zwykły, mogę stwierdzić, że piętnastoletni, chłopak. Trzyma coś w ręce.

-Cześć, siostra-mówi, zamykając za sobą drzwi.

Ale... Jaka siostra? Że co? Co to ma być?

-Chyba nie rozumiem-przyznaję, zachrypniętym głosem. Długo nic nie mówiłam.

-Więc twój, a raczej nasz, ojciec nasz łączy, sama rozumiesz.-Siada na przeciwko mnie na ziemie, a ja odsuwam się w bok.-Nie bój się, nie zrobię ci tego, co Daniel-uspokaja mnie.

Ale skąd on wie?

-Jesteś, hm, z jakiegoś innego związku mojego ojca?-pytam.

-Mogę stwierdzić, że to nie był związek.-Chłopak swoim głosem mówi mi, że nie chce o tym rozmawiać. W sumie to i tak się dowiem. Chyba, że wcześniej umrę, a to prawdopodobne.-Dobra, przyszedłem tu...

-Jak masz na imię-przerywam mu, ale nagle się przerażam, że może źle zrobiła, że on będzie chciał mnie ukarać, czy coś.

Chłopak reaguje inaczej.

-Ah, no tak pewnie się boisz, w końcu nie wiesz, jak mam na imię.

Nie boję się tylko przez to, że nie wiem, jak masz na imię, idioto.

-No więc jestem Johnny, mam 16 lat.

Moi rodzice byli razem szesnaście lat temu. Mój ojciec zdradzał moją matkę. Super.

-No, a ja...-zaczynam, ale chłopak mi przerywa.

-Jesteś Alex, masz 25 lat, dużo tu o tobie wiemy.-Wzdycha i wzrusza ramionami.-Nie mam dużo czasu. Mam dla ciebie parę rzeczy.-Wyciąga przed siebie reklamówkę, którą przyniósł ze sobą.-Oczywiście miałem przynieść ci tylko coś do jedzenia, ale wiele razy widziałem, jak umiera moje rodzeństwo, więc wiesz.-Najpierw wyciąga jedzenie. To chipsy, krakersy i ciastka, a do tego butelka wody.-Musi ci to wystarczyć na dwa dni, po nich powinienem znowu się tu pojawić.-Wyciąga resztę rzeczy.-Masz tu bluzę, drugi koc i książkę. Słyszałem, że lubisz czytać.-Uśmiecha się do mnie. Przyniósł mi Alicję w krainie zombi.-Okay, muszę iść. Nikt nie może się dowiedzieć o innych rzeczach niż jedzenie, więc pięć minut przed przyjściem kogoś z nich będę pukał do drzwi, a ty wtedy musisz ściągnąć z siebie rzeczy przeze mnie przyniesione.-Wstaje z ziemi.-Pytania za dwa dni, siostro. Robię wszystko, żeby cię uwolnić. Hold on now.-Kiwa głową, puka dwa razy w drzwi, które się otwierają, a on później wychodzi.

Zdziwiona patrzę się na te rzeczy. Boże, on serio to dla mnie zrobił? Mam milion przyrodniego rodzeństwa? O co chodzi? Przynajmniej przyjdzie do mnie za dwa dni i wszystko mi wyjaśni.

Najpierw ubieram na siebie bluzę; jest zdecydowanie za dużo, ale to sprawia, że jest ciepła i w ogóle. Stary koc zostawiam na miejscu, a nowy, od Johnny'ego, się przykrywam i opieram głowę o ścianę. Czuję się lepiej po rozmowie z nim.

Biorę trochę chipsów i krakersów, zjadam je, a później popijam wodą. I jak to z chipsami-mam ochotę na więcej. Ale nie mogę, zostawiam jeszcze trzy czwarte paczki, tak samo z krakersami.

Przytulam się mocniej do koca i czuję, że zmęczenie dosłownie zwala mnie z nóg, więc zasypiam, od razu. Może i nawet jest mi wygodnie.

Charlotte:

Alex nie ma już cały dzień i noc. Umieram, dosłownie umieram ze strachu o nią. Niech wróci. Dlaczego takie rzeczy muszą się przydarzyć? Gówno, nie życie.

Właśnie leżę w łóżku, bo poprosiłam Charliego, żeby odprowadził bliźniaki do szkoły. W ogóle to źle się czuję; boli mnie głowa i chcę mi się wymiotować.

Postanawiam w końcu zrobić coś ze swoim życiem, więc wstaję z łóżka i idę do łazienki. Ubieram się szybko, myję zęby i idę na dół.

Siedzi tam Charlie i Leo.

-Cześć-mówię.

-Charlie, nie wyglądasz zbyt dobrze-zauważa mój mąż.

Siadam obok nich, przy stole.

-Mimo wszystko mnie kochasz, prawda?-pytam.

-Tak, ale...

-To najważniejsze-przerywam mu i kładę głowę na stole.

Jest przez chwilę cisza.

-Myślicie, że Alex jest ciągle w Walii?-pyta nagle Leo.

Też sobie zadaję to pytanie.

-Myślę, że tak-mówi Charlie.

Też w sumie tak myślę. Chociaż w sumie bardziej mam taką nadzieję.

Ogólnie znowu wszystko się na mnie rzuciło. Nerwy Kylie, złe zachowanie Kyle'a, porwanie Alex... Czy w naszym cudownym życiu nastanie kiedyś spokój?

Mam nadzieję.

Ale na razie muszę walczyć, bo co innego mogę zrobić?

---

W mediach macie Adama, a my widzimy się jutro! ♥

Love Ya,

Klarissa xx

stay with me • bamWhere stories live. Discover now