Rozdział 7

4K 268 65
                                    

Zaraz po telefonie od Alex...

Charlotte:

Alex się rozłącza. Odkładam telefon od ucha, a wszyscy się na mnie patrzą. Siedzimy akurat u Leo; Charlie już wrócił, więc też tutaj jest. I Maddie, a nasze dzieci siedzą w domu z moją mamą.

-Co powiedziała?-pyta Leo.

Nie mogę mu powiedzieć, że płakała. Nie mogę, bo mi jest to trudno przeżyć, a co dopiero jemu. Pewnie, jak wrócę do domu to się rozbeczę, ale taka już jestem.

-Że nie będzie jej na YSoT. I żebyśmy się nie martwili-wyjaśniam. Udaję powagę, choć chcę wybuchnąć płaczę.

-A gdzie jest?-ponownie pyta Leo, z nadzieję.

-Nie powiedziała.-Wzdycham.

Czuję rękę Charliego na swojej ręce. Chcę wesprzeć i cieszę z tego powodu.

-Dlaczego mi się wydaję, że poleciała do Polski?-pyta po raz kolejny Leo.

-Nie masz jej hasła na pocztę?-odpowiadam pytaniem. Tak łatwo można sprawdzić, gdzie poleciała.

Leo kiwa głową i wyciąga telefon. Przez chwilę coś na nim przyciska, a później blokuje go z krzywą miną.

-Zmieniła-wyznaje.

No super, Alex. Widzę, że przemyślałaś swoje zniknięcie z powierzchni Ziemi. Nie ogarniam tego. Nawet nie przyleciała na pogrzeb Mike'a. W ogóle nie obchodzi ją jej mama, która martwi się o nią tak samo, jak my.

-Chodźmy może do domu, Charlotte-proponuje Charlie.

-No właśnie, idźcie do dzieci. Ja sobie zrobię z Leo piżama party-mówi Maddie i się uśmiecha.-Prawda, Leo?

-Ta-mamrocze chłopak.

-Tylko bądźcie grzeczni-proszę.

-Nie wiem, czy zapomniałaś, ale mam chłopaka-zauważa Maddie.

Bo ciebie to obchodzi, przyjaciółko.

-No dobra. Chodź, Charlie.-Wstaję z kanapy i ciągnę za sobą Charliego.

Ubieramy się i wychodzimy z domu Leo. Charlie oczywiście zna mnie, jak nikt inny, więc od razu mnie do siebie przytula, a mi chcę się płakać, ale zrobię to później. Dzieci nie mogą zobaczyć mnie w takim stanie. A zresztą... Mam prawie dwadzieścia siedem lat i dalej ryczę o byle co. Wydaję mi się, że taka się urodziłam, czy coś.

-Co powiedziała jeszcze?-pyta Charlie, szeptem.

-Nic, tylko... Po prostu płakała.Obejmuję Charliego jeszcze mocniej.

-Myślisz, że... Ktoś może ją przetrzymywać?

-Ja już sama nie wiem, Charlie-przyznaję.

Chłopak trochę mnie od niego odsuwa i kładzie ręce na moich policzkach.

-Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć, że będzie dobrze, prawda?-Patrzy w moje oczy.-Ale razem damy sobie radę.

Charlie łączy nasze usta i na chwilę zatracamy się w tym pocałunku.

-Czemu musimy mieć dzieci?-pytam, z małym uśmiechem.

Chłopak oczywiście wie, o co mi chodzi i zaczyna się cicho śmiać.

-Właśnie nie wiem. Tracimy najlepsze lata życia-przyznaje i ciągnie mnie za rękę.

Jak zawsze poprawił mi humor, a to nie zmienia fakty, że dalej martwię się o Alex.

stay with me • bamWhere stories live. Discover now