Rozdział 17

3.3K 285 88
                                    

Charlotte:

Wracam z bliźniakami do domu, a Leo i Charlie już tam czekają. Ogólnie to Kylie się nie odzywa i tak dalej, zaraz wybuchnę i w ogóle. Nie no, co tam.

-Kylie, co się stało?-pytam, kiedy wchodzi do salonu, nawet nie idąc do góry.

Później dosłownie rzuca się na fotel i leży.

-Hm... Kylie?-zaczyna Charlie.-Co się stało?

Do salonu wchodzi Kyle i siada obok swojej siostry.

-Podobno brzuch ją bolał-przyznaje chłopak.

Charlie oczywiście chce mnie uspokoić wzrokiem. Muszę wyglądać fatalnie i dobrze o tym wiem. Nie mam ochoty dowiadywać się o takich rzeczach.

Siadam obok Kyle'a.

-To czemu nie powiedziałeś pani?-pytam, patrząc na niego.

-Bo oni od razu, że za bardzo się o nią martwię, a to tylko dziewczyna i tak dalej-oznajmia.

-Rozwiń mi słowo "oni", Kyle-proszę.

-Ci jego zajebani koledzy, których cały czas słucha!-wybucha nagle Kylie.

-Chyba się przesłyszałam-mówię. To znaczy, nie sądzę, że słowo "zajebani" z ust Kylie nie jest słodkie, ale ma osiem lat i w ogóle.

Oczywiście moja córka orientuję się, co właśnie powiedziała, bo łapie się za buzię.

-Przesłyszałaś się-mamrocze.-No dobra, przepraszam, już nie będę, no. Tak robią ludzie, kiedy się wkurzą.-Ponownie siada na fotelu.

-Ale ludzie dorośli, Kylie-mówi brat dziewczyny, za co dostaje z ręki w buzię.

Leo odwraca głowę, żeby nikt nie zobaczył, że się z tego śmieje.

Ale ja widzę.

Nie żyjesz, Devries.

-Dobra, uspokójcie się-mówi Charlie, kiedy Kyle wyciąga rękę, prawdopodobnie, żeby oddać Kylie.-Bo będziecie mieć karę na wszystko.

-No to niech on się ogarnie-mówi Kylie, krzyżując ręce na piersi.

-A ona zachowywać jak bachor.-Kyle wygląda na poirytowanego.

-MAMO!-krzyczą obydwoje, jednocześnie.

Leo wtedy wybucha śmiechem, a ja chowam twarz w dłoniach.

-Idziecie jeść-mówi Charlie.

-Nie będę z nią jadł!-sprzeciwia się Kyle.

-Kyle, to ja mam pomysł-wtrąca Leo.-Idź do swoich kolegów i zapytaj, czy możesz jeść ze swoją obciachową siostrą.

Kyle robi się cały czerwony. Oczywiste jest to, że Leo jest dla niego ważny, tak samo, jak jego zdanie, więc posłucha tylko jego.

Charlie pokazuje dzieciom ręką, że mają iść do jadalni, a ja idę do góry po laptop, bo musimy kupić bilet.

-Lecisz sam?-pytam, siadając obok Leo i uruchomiając laptopa.

-Wolałbym-przyznaje. Kiwam głową. Dobry wybór.

Moja pierwsza nadzieja jest oczywiście nieudana, bo najbliższy lot Ryanairem jest dopiero na za dwa dni, a to za późno. Sprawdzam jeszcze do innych miast, ale nigdzie nie ma lotu. Został jeszcze easyJet, więc szybko na niego sprawdzam.

-Lot za trzy godziny do Gdańska-mówię.-Z Cardiff.

-Nie zdążę-przyznaje.

-Jeśli wyjedziesz teraz to zdążysz. Nie musisz się pakować, ani nic, weź sobie tylko pieniądze to kupisz coś w Polsce. Mogę ci nawet pożyczyć złotówki, bo mam w domu, chyba tysiąc.

Leo chwilę się nad tym zastanawia.

-Kup-prosi.-Pojadę sam na lotnisko.

-Pojadę z tobą, a później wezmę z Cardiff twoje auto, bo nie sądzę, żeby ktoś przeszedł obok niego obojętnie.

Leo kiwa głową, a ja kupuję bilet i szybko drukuję odprawę.

-Charlie, wrócę za kilka godzin-informuję chłopaka.

-Okay, tylko uważaj na siebie-mówi. Podchodzi do mnie i daje całusa w policzek.

-Oczywiście, mamusiu-odpowiadam i idę wychodzę z Leo z domu.
Idziemy do niego, on bierze auto. Jedziemy do Cardiff. Kiedy jesteśmy na miejscu, żegnam się z nim.

-Pamiętaj G D A N S K T O K R A K O W.-Próbuję mu wytłumaczyć, ale średnio mi to idzie.

-Dam sobie radę, Charlie.-Jeszcze raz mnie przytula.

-Dobra, lecisz, Devries. Uważaj na siebie.

Leo się śmieje.

-Będzie dobrze z Kylie-pociesza mnie. Całuje mnie w policzek i odchodzi.

Kiedy Leo jest już w Krakowie...

Alex:

Od jakiegoś czasu siedzę sama w pokoju i nie wiem, co powinnam ze sobą zrobić. W sumie to mi się nudzi.

Wczoraj wyznałam to wszystko Nickowi i czuję, że dobrze zrobiłam. Że mogę mu zaufać. Nie muszę teraz tego tak trzymać w sobie. Mój kuzyn jest zdecydowanie odpowiednią osobą do tego typu wyznań.

Jest już 19. Od wczoraj nie wychodziłam z domu. I chyba już dziś tego nie zrobię, bo nic mi się nie chcę. No może poza pójściem do klubu, ale to łóżko jest tak wygodne. Postanawiam mimo wszystko zadzwonić do Daniela.

-Cześć, co robisz?-pytam na przywitanie, kiedy odbiera.

-Nudzę się. Wychodzimy gdzieś?

-A nie możesz po prostu do mnie przyjść?-pytam. Nie chcę mi się wychodzić. Tak, wiem, powtarzam się.

-Nie. Ruszaj dupę, za piętnaście minut koło hotelu.

Jęczę.

-No dobra, dobra.

Rozłączamy się, a ja idę się przebrać. Pewnie wyglądam jak zombie, ale postanawiam nie robić makijażu. Mało dziś spałam, ogólnie.

Po piętnastu minutach jestem już gotowa, więc wychodzę z hotelu, gdzie czeka już na mnie Daniel. Na przywitanie się przytulamy.

-Cześć-wita się ze mną ponownie.

-No hej, gdzie idziemy?-pytam.

-Nie możemy się po prostu przejść?

Kiwam głową. Niby możemy.

Idziemy przed siebie, praktycznie się do siebie nie odzywając. Cały czas czuję się, jakby ktoś mnie obserwował i nie jest to fajne uczucie, kiedy ma się ojca terrorystę. Więc w pewnym momencie postanawiam odwrócić się do tyłu, żeby upewnić się, że nikt mnie nie śledzi, ale kiedy to robię, zamieram.

Nie wiem, czy ktoś zna to uczucie, kiedy widzi po długim czasie osobę, którą kocha. Nagle brakuje mu powietrza, a jedyny fakt, który trzyma go na tym świecie to właśnie widok tej osoby.

Chociaż nie mogę go widzieć, kochać, nie mogę tęsknić, to... I tak cały czas to robię. Cały czas cierpię i wiem, że nie mogę bez niego żyć, a to się nie zmieni. Nigdy. Bo to właśnie jemu oddałam swoje serce dziesięć lat temu i to serce należy tylko do niego, może z nim zrobić, co tylko zechce, a teraz sprawił, że szybciej zabiło.

Wiem, że on też mnie widzi, bo nasze oczy się spotykają. I pomimo tego, że jest ciemno, rozpoznaje go.

Leo. Leo tu przyjechał.

---

Sorry, ale właśnie w takich momentach trzeba kończyć rozdziały. XDDDDDDD

Krótko dziś trochę. :/

W mediach The Orginal High.

Love Ya,

Klarissa xx

stay with me • bamWhere stories live. Discover now