- Nazywa się Ulkun, jest krasnoludem i zginął godzinę temu czasu Svartalfheim'u w trakcie bitwy o honor.- wyjaśnił mężczyzna w zbroi a ja i Loki wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia.

- Ty idź. Przynajmniej odpoczniesz od papierologii.- powiedział czarnowłosy wyrównując na biurku plik kartek. Na jego słowa uśmiechnęłam się i razem ze strażnikiem wyszłam z biura.

Niedługo potem siedziałam już na srebrnym tronie czekając na delikwenta. Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk towarzyszący otwieraniu drzwi, po których do sali tronowej wszedł krasnolud w eskorcie straży. Mężczyzna miał brązowe włosy zaplecione w warkocz, ciemną cerę i ciemnobrązowe tęczówki. Od wejścia patrzył prosto w moje oczy chcąc zrobić wrażenie, że nie da sobą rządzić. Jednak ja również nie dawałam za wygraną. Siedziałam wyprostowana na tronie z jedną ręką położoną na srebrnej czaszce będącą  zakończeniem podłokietnika, a drugą przyłożoną pod brodę. Uśmiechałam się delikatnie, ale wrednie, tym samym pokazując, kto jest panem sytuacji. Moja czarna suknia z gorsetem zapewne lekko połyskiwała przez wszechobecny w pomieszczeniu ogień, a dwugłowy Cerber siedzący u mych stóp na pewno dodawał wrażenia władzy, jaką dzierżyłam. Dla lepszego efektu nie spuszczałam zmarłego ze wzroku, co więcej, nie odezwałam się, gdy zajął wyznaczone miejsce i czekałam, aż ten ukłoni się, jak gwardziści, którzy go tu przyprowadzili.

Trwaliśmy tak przez chwilę w ciszy, jednak po chwili strażnicy jednym ruchem sprowadzili ciemnowłosego na klęczki, a gdy ten spróbował się podnieść, złapali go za barki, przez co mężczyzna wylądował przede mną praktycznie na twarzy. Wszystko robiło ogromne wrażenie i muszę przyznać, podobało mi się to.

- Tak lepiej.- powiedziałam i zwróciłam się do straży.- Możecie odejść.

Mężczyźni zgodnie wyprostowali się, odwrócili i odmaszerowali do wrót, jednak dalej pozostali w sali. Przez chwilę obserwowałam ich ruchy, następnie przenosząc wzrok na dalej klęczącego mężczyznę.

- Możesz wstać.- oznajmiłam władczym tonem, a ten podniósł się z podłogi. Ponownie spojrzał w moje oczy, pozornie pewny siebie, jednak z widoczną dozą niepewności.- Chciałeś ze mną rozmawiać.

- Zgadza się.- odpowiedział brunet, a ja swoim milczeniem dałam mu znak, że ma kontynuować .- Nie zgadzam się z wyrokiem sędziów. Przecież dobrze przeżyłem swoje życie.- wyjaśnił pewnym głosem. Dalej nie spuszczając go ze wzroku pstryknęłam palcami, a po chwili z drzwi po mojej lewej wyszła służąca z kartoteką należącą do krasnoluda. Zerknęłam na nią i z tym samym wrednym uśmiechem wróciłam spojrzeniem do mężczyzny.

- No na "dobrze" to mi nie wygląda.- rzuciłam, po czym przejęłam od służki grubą teczkę. Na samym jej wierzchu znajdowała się kartka z dokładnym opisem przebiegu procesu, jak i końcowego wyroku sędziów. Przeleciałam po nim szybko wzrokiem ponownie się do siebie uśmiechając. Cała sytuacja była dla mnie wręcz komiczna.

- Tak więc, co, według ciebie, się tutaj nie zgadza?- zapytałam znów patrząc w ciemne oczy.

- Przecież nikogo nie zabiłem.- zaczął, na co uniosłam brew patrząc na niego wymownie.- Z własnej woli, oczywiście.- wyprostował.- Nie zdradzałem żony, nie biłem dzieci, często pomagałem potrzebującym. Więc czemu teraz mnie torturują? To, że zostałem zaciągnięty do armii to chyba nie moja wina.- odparł krasnolud z lekkim wyrzutem.

- Aha, wszyscy są niewinni. Jak zawsze. A fakt, że przez twoje dręczenie psychiczne nad niejaką...- zerknęłam na kartki-.. Elają doprowadziłeś do tego, że ta skoczyła z klifu i się utopiła, to nie twoja wina?- zapytałam.

- Skąd to wiesz?- odpowiedział pytaniem na pytanie zdziwiony mężczyzna

- Ja wiem wszystko. I zapewne odcięta noga twojego wroga to też nie twoja wina.

Bóg w krainie cieni || ZakończoneWhere stories live. Discover now