41.Część pierwsza

6.8K 331 5
                                    

Siedzę na ławce przed akademikiem i rozkoszuje się promieniami słońca.
Dziś na nic nie czekam. Simon pojechał do Kendal. Okazało się, że Amy wróci dwa tygodnie przed szkołą. Ivy i Daniel zostają nad morzem do końca lipca.
Mia się przeprowadziła...
Dzisiaj mam czas tylko dla siebie. Nie miałam zamiaru nudzić się w pokoju więc wyszłam na świeże powietrze. Grzechem było by przesiedzieć taki dzień w domu, a że nie miałam gdzie iść zostałam na terenie akademika.
W pewnym momencie poczułam, że ktoś się do mnie dosiada. Nie otworzyłam oczu, byłam w tej samej pozie, na ławce było sporo miejsca więc nie przejmowałam się tym, żebym się przesunęła. Dalej bym się wygrzewała na słońcu, ale denerwował mnie uporczywy wzrok osoby siedzącej obok. Zastanawiało go dlaczego nie otworzyłam oczu? Myślał/a, że zasnęłam?
Wkońcu otworzyłam oczy i spojrzałam na gapia.
Moje serce stanęło, a oddech uwiązł w gardle.
Koło mnie siedział Brian. W normalnych okolicznościach nie zdziwiłabym się, ale wyglądał inaczej. Nie potrafiłam wyczytać co wyrażają jego oczy, były tajemnicze i pozbawione blasku. Miał kilku dniowy zarost, co w jego wydaniu było... nie powinnam o tym myśleć. Patrzył na mnie tak jakby był w transie i nie zauważył, że na niego patrzę. Niestety myliłam się, układał w głowie co chciał powiedzieć.

- możesz ze mną porozmawiać?- zapytał dosyć stanowczo. Bardziej brzmiało to jak rozkaz niż proźba. Niechętnie pokiwałam głową, na co się uśmiechnął. Z jednej strony chciałam już poznać co go skłoniło do tego zachowania. Od kilku dni już to mnie męczyło, a teraz miałam dobrą okazję by się tego dowiedzieć.  Wstał z ławki, co trochę mnie dziwiło. Chciał pogadać a teraz gdzieś idzie...- idziesz?

- gdzie?- zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu

- jak to gdzie? Nie będziemy rozmawiać na świeżym powietrzu- prchnął. No tak stary Brian wrócił.  Poszłam z nim, jak się okazało do jego pokoju. Nie byłam tu odkąd... od czasu gdy jeszcze było dobrze.

- o czym chcesz rozmawiać?- zapytałam pierwsza i skrzyżowałam ramiona na piersiach. Doskonale wiedziałam p czym chce rozmawiać.

- no wiesz...- podrapał się po głowie. Czy on nie wiedział co powiedzieć? On...?- tamta sytuacja nie miała prawa mieć miejsca

- ale miała, nic nie zrobisz by to zmienić.

- wiem, ale... cholera... żałuję ok?- prychnęłam. Ta bo mu w to uwierzę. Ja cierpiałam, teraz niech on pocierpi.- kurde chce to naprawić...

- nie zrobisz tego, bo już straciłeś swoją szansę

- wszystko utrudniasz!

- ja?!

- tak ty! Nawet mnie nie wysłuchasz tylko stawiasz na swoim!

- jesteś idiotą. Trzeba było myśleć głową!

- a od kiedy to ty, jesteś taka święta?!- tu mnie zatkało. Miałam tysiąc odzywek w głowie, ale żadna nie była pasująca do tego... Co mam powiedzieć? Zmieniłam się bo... ciebie przy mnie nie było? Ugh... jestem żałosna

- dlaczego nie dasz mi spokoju? Chcesz mnie ranić na każdym możliwym kroku? Nie wystarczyło ci tamto? Aż tak bardzo chcesz mnie zniszczyć?- gdy to  mówiłam, wzrok miałam utkwiony w podłodze. W tej właśnie chwili chciałam mu powiedzieć jak bardzo mnie skrzywdził.- co ci takiego zrobiłam, że chciałeś bym cierpiała?- podszedł do mnie, ale ja się odsunęłam i zaczęłam mówić dalej- miałeś to zaplanowane? Jak złamać mi już złamane serce? Chciałeś dodać mi jeszcze więcej cierpienia?- chciał coś powiedzieć, ale machnęłam ręką- wiele osób mi mówiło żebym trzymała się od ciebie z daleka, ale ja głupia postanowiłam ci pomóc!- łzy już spływały po moich policzkach

- Rosie...

Just Stay Where stories live. Discover now