34.Zaskoczenie.

7.2K 322 12
                                    

Gdy tylko się obudziłam, wstałam i poszłam się ubrać. 
Wiem, że gdybym posiedziała dłużej w łóżku, zaczęłabym myśleć o tym, że przy remoncie będzie towarzyszył mi on.
Nie mam zamiaru o tym myśleć. On mnie zranił, będę go ignorować. Niech zapłaci za swoje błędy moim milczeniem.

Na siebie założyłam czarne getry i luźną koszulkę w biało-czarne pasy. Do tego założyłam srebrne kolczyki od Amy i według jej rad pomalowałam się mocniej, czyli tak naprawdę zrobiłam nad rzęsami zrobiłam kreskę eyeliner'em i pomalowałam usta błyszczykiem. Nie była to tak wielka różnica, choć jak inaczej na to spojrzeć, to tylko malowałam rzęsy i tyle...

Było wpół do dziewiątej więc miałam jeszcze godzinę. Postanowiłam, że nie będę siedzieć i kisić się w domu jeśli jest tak piękna pogoda i wyjde do parku. 

Zamknęłam pokój i lekkim truchtem pobiegłam do parku. 

Gdy byłam na miejscu, znalazłam najbardziej odosobnioną i oświetloną słońcem ławkę. Usiadłam na niej, zamknęłam oczy i rozkoszowałam się promieniami słońca.

Mogę przesiedzieć tak całe życie. Bez problemów. Bez zmartwień. Bez niego.
Tylko ja, słońce, ławka, przyroda i park. To mi wystarcza.

Zaczęłam myśleć o moim śnie. Co on oznaczał.

Byłam mieszkanką zamku które było moim ,,wnętrzem,,. Zastanawiałam się co to oznacza, i te puste miejsce uznane za moje złamane serce... które ktoś zabrał ze sobą... i to chyba nie był ktoś tylko on.

To miało mi pokazać że mnie zniszczył? To miało mi to pokazać, że zabrał je ze sobą? Że przez niego cierpię?

A ta dziewczynka? Co ona oznaczała? Skrzywdzoną mnie?

Chcieli mi pokazać, że jednak coś poczułam? Że teraz to wszystko straciłam? Że się z tym nie mogę pogodzić? Że chce cofnąć czas i zapukać w te cholerne drzwi? Że mogłam powyrywać jej włosy i jemu przy okazji?  Że chce przestać czuć? Że to on zniszczył moje serce, które i tak było pęknięte?

To nie miało sensu...
Ja to wiedziałam.
Tylko nie chciałam się do tego przyznać...
I w czym to mi miało pomóc?!

Spojrzałam na zegarek. Już muszę iść.
Muszę iść na skazanie.
Na tortury, bo muszę być blisko niego choć tego nie chce, ale też bardzo tego chce.

Niedługo okres czy co?
Jestem nerwowa i niezdecydowana.
Tak to napewno to.
Nie serce.
Wcale.

~*~

Byłam przed drzwiami z pięć minut i próbowałam się odważyć zapukać.
Co jakiś czas sięgałam ręką do dzwonka by zadzwonić, ale nie mogłam,  miałam przed sobą barierę.

To tylko spotkanie.
Będzie też tam jego mama.

Powtarzałam sobie by dodać otuchy. Boże, jaka ja jestem słaba.

Jedno zdarzenie. Jeden widok. Wiele cierpień, a ja nie mogę nic zrobić.
To jest żałosne.
Ja nie mogłam się od niego tak uzależnić...

- długo stoisz?

Ten głos mnie sparaliżował. Stałam jak słup odwrócona do niego.
Po tym jak nic nie  odpowiedziałam ponowił pytanie. Podszedł blisko i stanął tak bym na niego spojrzała. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na niego, byłam za bardzo ciekawa jak się trzyma. Beze mnie.

Gdy podniosłam na niego wzrok, miał zdziwioną minę. Jakby myślał że to ktoś inny.

- Rosie?- wypowiedział moje imię z radością i zaskoczeniem, trochę się przestraszyłam, że zacznie się mnie pytać czemu skróciłam włosy lub co innego. Z tego powodu zaczęłam szybko pukać.

Miałam wielką nadzieję że pani Jefferson szybko otworzy drzwi, zanim dojdziemy do konfrontacji.
Moje modlitwy zostały wysluchane i po chwili w progu stanęła Camila.

Just Stay Onde as histórias ganham vida. Descobre agora