42. Niedziela - Teraźniejszość

213 9 0
                                    

Hejka :)

Zanim przejdziecie do rozdziału to mam kilka ogłoszeń. To ostatni rozdział przed epilogiem. Wyszedł dość długi, ale chciałam zawrzeć w nim wszystko co wydawało mi się najważniejsze i aby nie zostawić was bez konkretnych odpowiedzi. Długo zastanawiałam się jak zakończyć tę część. Wiele razy zmieniałam zakończenie, ale chyba takie wydaje mi się najlepsze. Rozdział został podzielony na dwie części standardowo :)

Miłego czytania i mam nadzieję, że w tej części albo kolejnej podzielicie się ze mną swoimi spostrzeżeniami i sugestiami :)

Buziaki :*

*************************************************************************************

Madeline

Wiele rzeczy człowiek rozumie po czasie a w szczególności takie, które w przyszłości zdawały mu się odległymi planami. Tak też miałam i ja. Siedziałam na kanapie w salonie w mieszkaniu Jake'a i Jordana razem z Amara i zastanawiałam się kiedy tak szybko dorosłam. Zrezygnowałam ze studenckiego życia, możliwości wyszalenia się i zrobienia w życiu różnych głupot z których w późniejszych latach mogłabym się śmiać i zwyczajnie ich żałować. Chociaż miałam dopiero dwadzieścia lat czułam się jak staruszka po emeryturze, byłam zmęczona wszystkim co wydarzyło się w moim życiu do tej pory. Jedno różniło mnie od siebie za czasów kiedy jeszcze chodziłam do liceum w Reedwood City, byłam gotowa do zmiany. Zyskałam pewność siebie, której nigdy nie miałam. W końcu pierwszy raz umiałam postawić tylko i wyłącznie na siebie, oczywiście nie stałam się człowiekiem bez uczuć, bo nadal miałam w sobie wiele empatii i współczucia dla innych, ale teraz w tym wszystkim potrafiłam zwyczajnie ujrzeć też siebie i zrobić trochę miejsce na moje własne potrzeby.  Czasem naprawdę trzeba bardzo upaść na samo dno, aby wstać.  Bo właśnie dopiero kiedy upadamy zostają nam dwie opcje albo zostaniemy na tym dnie i przyjmiemy własną porażkę, albo dumnie uniesiemy głowę wstając dwa razy silniejszymi. Ja wybrałam to drugie, nie należałam do osób które się poddają. Nigdy taka nie byłam, chociaż los zmusił mnie do podjęcia radyklanych kwestii i po prostu się ugiąć i zaakceptować to co mi narzucono, jednakże cały czas walczyłam nie zawsze świadomie, ale tak było. Często czułam się przegraną, ale dzięki temu potrafiłam się wiele razy podnieść po upadku. Uważałam, że zasługuje na szczęście, a jest ono możliwe kiedy mam przy sobie całą gromadę ludzi którym na mnie zależało przez cały ten czas.

- Wiesz w sumie to poznałyśmy się w całkowicie dziwnych i różnych okolicznościach. - zaśmiałam się zwracając do Amary, której truskawka wyleciała z dłoni i poleciała na białą bluzkę z dekoltem w serek i z bufiastymi rękawami. - Pierwszy raz spotkałyśmy się chyba na imprezie. – dodałam próbując sobie przypomnieć nasze pierwsze spotkanie.

Po chwili przypomniałam sobie ten dzień. To nie był tylko pierwszy raz spotkania Amary, wtedy też wydarzył się pierwszy raz kiedy dopuściłam do siebie swoje uczucia co do Scotta. Pozwoliłam sobie poczuć coś więcej, być może zobaczyłam wtedy nadzieje, która zaprowadziła mnie do miejsca w którym jestem teraz. Jednak wiele pytań nasuwało się też samo, może gdybym wcześniej pozwoliła sobie coś poczuć, nie skończyłabym tu gdzie jestem teraz. Wzbraniałam się przed uczuciami i przywiązaniem do kogoś, ponieważ i tak planowałam wyjechać, teraz okazało się, że to uczucia pomogły mi przetrwać, bo robiłam to wszystko dla niego. Nawet gdyby miało to tak wyglądać tylko z mojej strony, ale tak nie było. Wiedziałam, że on też zrobi dla mnie wszystko.

Jednakże Amara też okazała się być w tym wszystkim iskierką trzymająca mnie przy tym wszystkim, bo każde nasze spotkanie napawało mnie ogromnym entuzjazmem i siłą.

- Pamiętam tą imprezę przyjechałam do Jake'a i się pokłóciliśmy. - westchnęła ciężko.

- O co poszło? – zapytałam lekko zaciekawiona

Lost hopeWhere stories live. Discover now