18.Karma wraca dupku

407 9 0
                                    

Madeline

Z każdym dniem było coraz lepiej, przynajmniej fizycznie, bo psychicznie nadal leżałam w tej szpitalnej łazience nie mogąc złapać oddechu. Zamiast cieszyć się tym, że mogę chodzić sama, jestem w stanie sama o siebie zadbać i po prostu jestem zdrowa to ja żałowałam, że się obudziłam. Wszystko byłoby lepsze tylko nie to, znowu trafiłam do klatki, w której z każdą minutą coraz bardziej się dusiłam. Jeden jedyny plus jaki widziałam w tej całej sytuacji to fakt, że Miles zaczął się mną bardziej interesować, a nawet rozmawialiśmy ze sobą. Znaczy on mówił, ja tylko przytakiwałam. Tylko na tyle było mnie stać. Być może sam przestraszył się moim stanem i podłym nastrojem w przeciągu kilku dni. Chociaż zapewne miał jakieś ciche zamiary, dlatego to robił. Być może nie chciał, aby jego młoda żona trafiła do wariatkowa, a jeśli tak dalej pójdzie to sama się tam zgłoszę. Do gorszego więzienia niż w tym, w którym się znalazłam nie trafię. To wszystko jego wina, to czułam kiedy go widziałam, wściekłość i smak goryczy.

Parę dni później po tym incydencie zabrał mnie do domu, a przynajmniej do miejsca, które tak nazywał. Więzienie nie dom, on o tym wiedział lecz nie zaprzeczał. Nadal byliśmy w Reedwood City w tej cholernej dziurze, dlaczego wciąż tu byliśmy. To miała być szybka podróż. Mój mąż mniej obawiał się tego niż ja, że na kogoś mogę wpaść. Tym bardziej, że pozwolił mi robić co chce. To było takie żałosne, mówiąc pozwolił mi robić co chce, kim on był aby móc mi zakazywać i pozwalać. Byłam człowiekiem, który czuje a nie psem na posyłki, którego za karę można odstawić do budy. Nawet psa nie powinno się tak traktować, a co dopiero człowieka. Moje szczęście tym bardziej świadczyło o tym, że prędzej czy później kogoś spotkam, jak widać nawet nie trzeba było szczególnie się wysilać i wynurzać głowy z więzienia. Wystarczyło pójść na jedną kolacje aby spotkać Scotta, wystarczyło trafić do szpitala, aby ponownie go spotkać. Lepsze pytanie nasuwało się samo, skąd wiedział że jestem w szpitalu, kto mu powiedział? Bo na pewno nie Miles. Mimo wszystko, to co zrobił Scott było ogromną głupotą z jego strony, nie powinien zjawiać się w tym szpitalu, a co jeśli trafiłby tam na niego. Takim zachowaniem naraził wszystko o co walczyłam na stratę, ale skąd mógł wiedzieć jak łączyła nas ściana tajemnic. Na szczęście Miles wydawał się niczego nie świadomy, żadna z pielęgniarek mu nie doniosła, że miałam wieczornego gościa, ale zapewne musiały do niego zadzwonić, że wpadłam w atak furii tylko tak tłumaczyłam jego wizytę tamtego dnia.

Drzwi od sypialni się otworzyły, a z niej wyszedł mój mąż jak zwykle w tym swoim durnym garniturze i krawacie. Jego lewą rękę zdobił jakiś cholernie drogi złoty zegarek, na którym właśnie sprawdzał godzinę. Kiedy uniósł spojrzenie z nad tarczy zegarka, kątem oka sięgnął na mnie co spowodowało, że przeniósł pełne spojrzenie na mnie. Siedziałam na kanapie ze spuszczonymi stopami w dół intensywnie patrząc się w czarny wielki telewizor wiszący na ścianie.

- Telewizor trzeba włączyć, aby zobaczyć w nim obraz. – rzucił z kpiną nawiązując zapewne do mojej wcześniejszej pozycji. Wychodziło na to, że nim zdążyłam go zauważyć musiał i się przyglądać, przeszły mnie dreszcze. Nie chciałam, żeby na mnie patrzył. Jednak zmieniłam zdanie, nie chciałam żeby zwracał na mnie uwagę, wolałam samotność. Stałam się samotnikiem. Chciałam być sama, dlatego nie odpowiedziałam nic, uraczyłam go kwaśnym uśmiechem, wcale nie wymuszonym. Nic sobie z tego nie zrobił, żadna też nowość. Przysiadła obok mnie na kanapie, odgarniając wcześniej rozrzucone przeze mnie po niej poduszki. – Byłem cierpliwy Madeline, pozwoliłem Ci spać osobno, tutaj na kanapie – wskazał dłonią, przewróciłam tylko oczami, co ewidentnie go zirytowało. Mnie też irytował, samą swoją obecnością, a jakoś tego nie okazuje. No prawie. - Toleruje twoje humorki, ale powoli zaczyna mnie to już męczyć. – powiedział uważnie taksując mnie wzrokiem. – Nie wykorzystuj mojej dobroci względem Ciebie. – westchnął ciężko.

Lost hopeWhere stories live. Discover now