29. Nadal byliśmy tymi samymi ludźmi

279 15 0
                                    

Madeline

Z moich ust wydobył się jęk przelatującego przez całe ciało od czubka głowy aż do samych stóp bólu. Było to uczucie nieznośne, można je było porównać do obdzierania żywcem ze skóry albo bardziej przyziemnego przykładu do wyrywania na żywca zęba albo innej części ciała. Na tyle bolesne, że przyprawia o stan przed zawałowy. Tak się właśnie czułam w tym momencie jakbym nie była w swojej skórze tylko stała z boku i wszystkiemu z uwagą się przyglądała. Oddychanie sprawiało mi ból, a każdy oddech powodował iż na mojej twarzy robił się nieznośny grymas podobny do wyrazu twarzy dziecka, kiedy zabieramy mu kosz słodyczy z przed nosa kiedy ono ma wielką ochotę na słodkości. Moje powieki były ociężałe z trudem mogłam unieść je do góry, ale po jakimś czasie udało mi się i mogłam przyzwyczaić się do panującego obrazu przed sobą. Słońce radośnie rzucało swój blask przez okno, centralnie świecąc na moją ponurą twarz i gdyby nie to, że ledwo się ruszam z wielką chęcią zarzuciłabym na siebie kołdrę chowając się przed całym światem i nawet samą sobą. Kiedy jednak zrezygnowałam z tego pomysłu wszystkie wspomnienia wczorajszego dnia zaczęły do mnie wracać jak w zwolnionym tempie. Każde słowo, każde spojrzenie, gest, ruch, a nawet mowa ciała czy mimika wszystko kotliło się w mojej głowie szukając ujścia. Jedynym ujściem były moje łzy, które powoli zaczynały spływać delikatnie po bladych policzkach mocząc po chwili szarą puchową kołdrę robiąc na niej brzydkie ciemne plamy. Kiedy z mojego gardła wydobył się paniczny niemogący ustać szloch poczułam jakby coś obok mnie po prawej stronie się poruszyło. Kiedy delikatnie odwróciłam w tamtą stronę głowę zobaczyłam przed sobą chłopaka i w tym samym momencie otworzył oczy a nasze spojrzenia ponownie się ze sobą spotkały. Z jego oczu bił smutek, przerażenie, ale to nie było najgorsze co w nich widziałam. Najbardziej zabolało mnie to kiedy zobaczyłam w nich stratę. Tak jakby w nic już nie wierzył, nie miał marzeń. Te na pozór obojętne oczy, który nosił obojętny chłopak niedający się zranić teraz był zraniony. Zamiast obojętności widziałam tylko wszystko to co miał i pewnego dnia bezpowrotnie stracił. Chciałam mu to wszystko oddać i kiedy byłam bliska temu oprzytomniałam.

Leżałam w obcym łóżku, w obcym mieszkaniu w stanie, w którym samodzielnie nie byłabym w stanie ruszyć się nawet do toalety a co dopiero wyjść na zewnątrz i uciec. Byłam zdesperowana, potrzebowałam wczoraj pomocy, bałam się i być może popełniłam największy błąd swojego życia, ale najgorsze w tym wszystkim było, że absolutnie nie żałowałam tego wszystkiego. Bo te wydarzenia pozwoliły mi zrozumieć, że nie mogę udawać że wszystko jest w porządku. Bo nie było i nigdy nie będzie, jeśli mam kiedykolwiek być szczęśliwa to właśnie teraz. Muszę się uwolnić. Może i nie myślałam racjonalnie, kierowałam się złością, strachem i adrenaliną płynącą w tamtym momencie w moich żyłach. Dlaczego wczoraj byłam w stanie biegać i prosić o pomoc, a teraz nie mogłam się nawet poruszyć bez jęknięcia. Byłam w silnych emocjach, które zatuszowały mój ból, emocje opadły a on zaczął narastać. Powoli zaczynałam się dusić, zaczęłam się denerwować co spowodowało przyśpieszony oddech, które sprawiał że wykręcało mnie na wskroś.

Żadne z nas się do siebie nie odezwało. Cicho wpatrywaliśmy się w siebie, mój oddech stał się jeszcze bardziej przyśpieszony, ale nie zdawałam się na to reagować, zaś Scott odmiennie do mnie wpatrywał się we mnie ledwo oddychając, wyglądał tak jakby wstrzymywał oddech nie wiedząc, czy aby na pewno chce go oglądać. Czuł, że mnie zawiódł, ale to nie była prawda. To ja zawiodłam go i to wiele razy. Próbowałam wyciągnąć nieśmiało rękę w jego stronę. Chciałam go dotknąć poczuć, że jest iż jego osoba przede mną to nie sen. I wiedziałam, że to nie sen w momencie, którym odskoczył ode mnie jak poparzony, jakby mój dotyk palił go żywcem. Wstał z fotela niemal go nie przewracając i zrobił mały krok do tyłu lecz na tyle duży iż byłam go w stanie dostrzec. Upewnił mnie w tym, że nie może na mnie patrzeć, brzydzi się mną i tym kim się stałam, ale przecież tu siedział spał na fotelu czuwając przy mnie, a może mi się wydawało. Może przyszedł tu niedawno i przysiadł tylko na chwilę może dopisywałam sobie niepotrzebny scenariusz. Mimo to, będąc nadal w fazie szoku nawet nie myśląc zerwałam się do góry chcąc go zatrzymać, powiedzieć mu żeby nie odchodził, żeby ze mną został, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego dźwięku poza kolejnym jękiem, bo kiedy gwałtownie uniosłam się do góry zakręciło mi się w głowie, a ból ponownie przeszył mnie na wskroś powodując, że moja głowa ponownie zetknęła się z miękka szarą poduszką. Mężczyzna walczył ze sobą odruchowo chciał podlecieć do mnie, ale miał na tyle silnej woli że tego nie zrobił. Coś w jego głowie kazało mu się wycofać, a on walczył z tym głosem. Widziałam to w jego oczach, w pięknych zielonych oczach, które były przesiąknięte masą zmieszanych emocji. Nie chciałam pozwolić mu odejść, nie tym razem. Żeby przetrwać potrzebowałam jego i być może zrozumiałam to zbyt późno, ale zrozumiałam. Zawsze rozumie się wszystko kiedy jest już na to za późno.

Lost hopeWhere stories live. Discover now