26. Wizytówka

268 14 0
                                    

Hejka kochani :)

Ten rozdział zostanie podzielony na dwie części, wyszedł dość długi i trochę się w nim dzieje. Jesteśmy już na takim etapie, że teraz powoli wszystko powinno iść w przód zarówno w relacjach z bohaterami jak i samą fabułą. Ten rozdział głównie druga jego część będzie tematem decydującym, który przyczynia się do powstania dalszej fabuły.

Między przemyśleniami możecie znaleźć małe fragmenty wspominające co może nadejść w przyszłości, kto je wyłapał?

Miłej lektury :)

Buziaki :*

****************************************************

Madeline

To była dosłownie chwila kiedy zaciśnięta pięść mojego męża spotkała się z twarzą Scotta. Nie wiedziałam co się dzieje, kiedy niemal natychmiast zaczęli naprzemiennie okładać się pięściami. To już nawet nie chodziło o sam fakt, że zachowują się jak małe dzieci, ale byliśmy w cholernym sądzie. Stałam przerażona i bezradna. Krzyczałam do nich aby przestali, ale na nic były moje błagania, nie słyszeli mnie, a nawet jeśli jakimś cudem usłyszeli to moje słowa w tym momencie były dla nich bezwartościowe, ogarnęła ich furia. Każdy z nich musiał pokazać swoją siłę, to musiało wydarzyć się prędzej czy później co nie zmieniało faktu, że bałam się co mogą sobie zrobić będąc w takim szale. Chciałam im przeszkodzić, ale bałam się wejść w sam środek bójki z obawą o to, że sama bym mogła przez przypadek oberwać.

- Proszę zrób coś. – zwróciłam się błagalnie do adwokata Scotta, który kawałek dalej stał i rozmawiał z kimś przez telefon. Po moich słowach spojrzał na mnie rozłączając się i dziękując za coś swojemu rozmówcy.

- Już idzie ochrona. Spokojnie. – zbliżył się do mnie delikatnie odciągając mnie na bok od tego widowiska.

Jego głos był naprawdę spokojny, sprawiał że chciało się go słuchać. Był tak spokojny i jednocześnie pewny siebie, że przypominające o sobie głośne dźwięki wydobywające się z ust mężczyzn. Zmusił moje drżące nogi, abym oddaliła się z nim od toczącej się bójki. Nie wiedziałam do końca czy jest na tyle rozsądny i nie zamierza mieszać się w tą awanturę czy po prostu ma gdzieś czy w tym starciu pozostaną jakieś ofiary śmiertelne. Zniknęliśmy za rogiem i już nic nie widziałam, jedynie słyszałam jakieś pojedyncze dźwięki jakiegoś szmeru. Choć ja byłam pozornie bezpieczna, to byłam przekonana, że tocząca się na holu sądowym bójka trwała w najlepsze.

- Przecież oni się tam pozabijają. – odezwałam się spanikowana. – Oni się nienawidzą, proszę. – wyszeptałam błagalnie. – Proszę zrób coś.

- Spokojnie, zapewne skończy się tylko na paru sinikach. – parsknął śmiechem. - To było im potrzebne tylko szkoda, że w sądzie. – zakpił.

I kiedy chciałam coś powiedzieć zaczęłam słyszeć kolejną szamotaninę i głośne wyzwiska typu zostaw mnie, jeszcze nie skończyłem, zabieraj te łapy. To był Scott wszędzie rozpoznałam bym jego głos, za to Miles nie był inny co drugie jego słowo było przekleństwem, a przy okazji odgrażał się, że ich wszystkich oskarży i pozmyka za kratami. Absolutnie mnie to nie zaskoczyło.

- Już jest wsparcie. – zaśmiał się.

Opadłam zmęczona na ławkę, czując chwilową ulgę. Od samego początku przeczuwałam, że coś się dzisiaj wydarzy. Ta nagła wizyta Miles'a na którą miałam z nim jechać, bo on ponoć nie miał czasu mnie odwieźć wydawała mi się podejrzana. Nie sądziłam jednak, że przywiezie mnie do sądu, gdzie walczy przeciwko Scottowi. To było jak zderzenie z rzeczywistością. Chciał mi pokazać co spotka go kiedy będę za blisko niego lecz nie spodziewał się tego, że przegra sprawę. Przynajmniej tak sądziłam, że to o to w tym wszystkim chodziło. Kiedy wysiedliśmy z samochodu i zobaczyłam na parkingu Scotta moją pierwszą myślą było to, że dowiedział się o odwiedzinach w szpitalu i o tym, że jakiś czas temu przyszedł do naszego mieszkania, chcąc mnie od niego zabrać. To było niemożliwe żeby się dowiedział, ale przerażenie w moich oczach wydawało się namacalne. Przestraszyłam się, że jakiekolwiek spojrzenie w stronę chłopaka może sprawić złość u Milesa. Nie mogłam pozwolić na to, żeby stracił nad sobą panowanie przy nim obawiając się właśnie takiej sytuacji jak ta. Nie patrzyłam na niego dając mu jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty patrzeć mu w oczy i nie chce go oglądać. To już nie była zabawa, tylko byłam w środku jakiejś chorej gry, którą wymyślił sobie mój mąż, dlatego postanowiłam grać na zwłokę i udawać posłuszną i kochającą żonę w końcu w robieniu dobrej miny do złej gry byłam mistrzynią. Byłam tak samo dobrą manipulantką co mój mąż.

Lost hopeWhere stories live. Discover now