Prolog

428 14 2
                                    

Kiedyś mówiłam, że byłam zwyczajną dziewczyna, że zamiast marzeń miałam nadzieje. Nigdy jej nie straciłam nawet wtedy kiedy mój świat pękł na miliard kawałeczków.

Wszyscy, ja, mój brat, chłopak który był przy mnie w każdych złych chwilach i zjawiał się w miejscach, których nie powinien oraz mój „mąż" byliśmy tylko pionkami w cudzej grze. W grze, której zasady poznaliśmy na samym jej końcu bez wiedzy, że w ogóle ją rozpoczęliśmy. Jednak od tamtego czasu cos się zmieniło, tym razem mogłam stanąć twarzą w twarz z ludźmi od których to wszystko się zaczęło. Z ludźmi, którzy nazywali się przyjaciółmi i rodziną, a tak naprawdę byliśmy sobie obcy niczym noc a dzień.

Źródło nieszczęść powróciło i nie był nim wielki powrót z Nowego Jorku, ale ponowny wyjazd do niego. Role się odwróciły. Tym razem to ja wyjechałam nie w pogoni za karierą lecz w pogoni za mężczyzną, z którym musiałam dzielnie kroczyć ramie w ramie.

Siedząc na tarasie pijąc kawę czy w kawiarni jedząc ciastko zadawałam sobie pytanie. Kim byłam? Odpowiedzi było wiele, ale tylko jedna brzmiała prawdziwie. Byłam środkiem do celu, który pojawił się przypadkiem, a przypadek został wykorzystany i był dopracowywany w stu procentach przez osiemnaście lat. Kiedy wyciśnięto z niego wszystko co się dało, został zapomniany i wyrzucony na brzeg. Z wielkim bagażem żalu, lęku i niepewności. Za żalem kryli się przyjaciele, za lękiem niejasna przyszłość, zaś za niepewnością stało wszystko inne co nie zostało zmierzone.

Wszyscy staliśmy się osobami choć tak samo pięknymi zewnątrz to tak samo brzydkimi w środku. Wir kłamstw, tajemnic i strachu zasiany przez złych ludzi stał się szarą rzeczywistością, w której żyliśmy nie zdając sobie z tego sprawy. Manipulacje, oszczerstwa i niedomówienia. To nie byliśmy my, przede wszystkim to nie byłam ja. Co jeszcze musi się wydarzyć, aby to wszystko się skończyło. Przecież po burzy zawsze wychodzi słońce, więc dlaczego tym razem nie wyszło. Dlaczego po ostatniej burzy mur zaczął stawać się wyższy, a im wyższy był tym ciężej było go przeskoczyć.

Każde z nas kierowało się zemstą, zranionym sercem i poranioną duszą. Raniliśmy, by nie cierpieć. Bo lepiej jest skrzywdzić kogoś, niż zostać skrzywdzonym. Choć brutalne to prawdziwe. Wszyscy zostaliśmy naruszeni i skrzywdzeni w sposób, który nas złamał. Wyciągaliśmy brudy aby się oczyścić. Woleliśmy kłamać i milczeć, niż powiedzieć za dużo i ponosić konsekwencje. Byliśmy zbyt narwani, niecierpliwi i niespokojni. Kąpaliśmy się w gorącej wodzie. Każde nasze spotkanie kończyło się tak jakby nie miało być następnego. Wiele słów, które raniły do kości zostały schowane i mieliśmy nadzieję nigdy ich nie wyciągać.

Nie byłam pewna niczego, my nie byliśmy pewni przeszłości. Kiedy się spotkaliśmy wszystko zaczęło się sypać jak śnieg w górach podczas burzy śnieżnej.

Mogłam być pewna jednego. Wszyscy trafimy do bram piekła, bo żadne z nas nie było bez winy. Ja i potwór w ludzkiej postaci mimo, że nadal oddychaliśmy chodząc bosymi stopami po ziemi sprawiliśmy, że prędzej czy później wstąpimy do królestwa ciemności, w którym cierpienie jest codziennością, a z czasem staje się rutyną. Rutyna to nasza przeszłość, a ja przestałam podążać za nadzieją, znaleźliśmy się w piekle zgotowanym przez ludzi, którzy nie potrafili nas pokochać, bo z rodziną przecież pięknie wychodzi się tylko na zdjęciu.


Lost hopeजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें