22. Wszystkie chwyty dozwolone

452 18 6
                                    

Madeline

Ludzie zauważają stratę dopiero po czasie, ja nie byłam wyjątkiem. Zrozumiałam wszystko zbyt późno, aby zdążyć zapewnić sobie odpowiedni czas i ratunek. Dla takich osób jak ja nie było ratunku, wmawiałam sobie to za każdym razem kiedy miałam wątpliwości. To pomagało mi się przystosować. To nie ludzie mnie zranili, sama siebie raniłam przyjmując wszystko na swoje barki. Kamienie, które codziennie dźwigałam w końcu zaczęły mnie przygniatać i prowadzić na dół. Zbyt późno by się uratować, zbyta naiwna by na tą pomoc zasłużyć.

Od tej koszmarnej nocy minęło trochę czasu. Czas to lekarstwo na wszystko, im dłużej tkwiłam w pustej bańce wszystko ponownie zaczynało wracać do normalności. Tylko pozornie zaczynało wracać, bo tak naprawdę nic w tej sytuacji nie było normalne. Miles zachowywał się jakbym nie istniała przez co jakoś wyjątkowo nie narzekałam. Wolałam być dla niego jak cień niż gdyby miał się do mnie zbliżać. Po tym co mi zrobił, długo nie mogłam dojść do siebie, przecież tak nie zachowuje się człowiek, który przynosi kwiaty, zabiera do restauracji, okazuje zainteresowanie. Niczego nie mogłam być pewna, a już na pewno nie mogłam wierzyć w jego zmianę. Długo trwały nasze romantyczne chwile. Jego zmiana nie trwała nawet miesiąc. To było naprawdę śmieszne, że uwierzyłam w jego przemianę i postanowiłam zgodzić się na drugą szansę. Teraz już wiedziałam jak wiele są w stanie zmienić czułe słówka i czułe gesty. Wystarczy pobyć parę chwil zamkniętym z samym sobą, aby ulec takim zagraniom. Ja to zrobiłam, bo naprawdę chciałam w niego uwierzyć. Chciałam dostać namiastkę normalności, poczuć się jak inni ludzie w moim wieku. Traciłam młodość i życie. Nie chciałam obudzić się za dwadzieścia lat i dowiedzieć się, że straciłam wszystko przez wybory innych. Przez odebraną mi wolność. Te parę ostatnich dni dało mi naprawdę w kość, ale gdyby nie to nadal tkwiłabym w tej zamkniętej klatce. A teraz byłam w stanie walczyć, byłam w stanie spojrzeć złu w oczy i stawić mu czoła. Nie pozwolę się zniszczyć doszczętnie. Chociaż nie miałam pojęcia, że już tego dokonano i ja sama się do tego przyczyniłam, bo zbyt późno się otrząsnęłam. Intrygi, manipulacje i kłamstwa to było główne motto w moim życiu.

Nie zamierzałam chować się jak mysz w kąt. Zamierzałam skonfrontować się z własnym mężem. W domu kiedy byliśmy sam na sam nie miałam aż takiej odwagi, ale w kancelarii gdzie są świadkowie będzie musiał trzymać nerwy na wodzy kiedy to ja stracę panowanie nad sobą, a kiedy następnego dnia chodziłabym z podbitym okiem wiadomo byłoby skąd się wzięło. Bałam się go, po wydarzeniach z baru i z tamtego ranka, zaczęłam się go bać. Nie tak jak wcześniej. Wcześniej bałam się jego gwałtownych wybuchów, ale teraz bałam się, że naprawdę jest mnie w stanie skrzywdzić i to bardzo. W domu może być potworem, ale w kancelarii nie ryzykowałby swojej dobrej reputacji. Jeżeli chciał mną manipulować, pokaże mu jak to jest być w samym środku bezwstydnej manipulacji. W końcu od wyjścia ze szpitala czułam się na tyle silna i pewna siebie, że byłam w stanie zrobić wszystko. Mój brat miał rację mówiąc, że najgorszym wrogiem człowieka może być tylko drugi człowiek. Istnieją pewne granice, które w pewnym momencie się ujawnią, a wtedy jesteśmy w stanie wszystko. Kiedyś go nie rozumiałam, ale teraz zrozumiałam, kiedy właśnie ta granica przepadła. Czekałam tyle lat, żeby w końcu się ogarnąć i wyjść z cienia. Czułam, że teraz mogę naprawdę wiele.

Nie chcąc odstawać od mojego wspaniałego męża. Postanowiłam ubrać się na miarę jego możliwości. Postawiłam na krótka czarną sukienkę na krótki rękaw ze ściągaczami na dole i z lekko odkrytymi plecami. Ubrałam również czarne obcasy na cienkim słupku. Włosy rozpuściłam, luźno opadały na moje ramiona. Od razu poczułam się pewniej. Chciał zrobić ze mnie twardą żmiję bez uczuć to taką dostanie. Samą mnie taką stworzył, teraz niech radzi sobie z konsekwencjami swoich czynów. Zdecydowanym krokiem opuściłam mieszkanie i ruszyłam do kancelarii ojca Spencera, w którym od czasu naszego powrotu zadomowił się w swoim dawnym gabinecie. Po zaledwie dwudziestu minutach byłam już na miejscu.

Lost hope I Zakończone IWhere stories live. Discover now