35. Jak za starych dobrych czasów

444 16 2
                                    

Zanim przejdziecie do czytania, chciałam Wam tylko powiedzieć, że powoli zbliżamy się do końca. Mam jeszcze kilka pomysłów i wątków, które muszę zawrzeć w tej części, ale myślę, że spokojnie zmieszczę się w pięciu rozdziałach.

Epilog mam już przygotowany i mimo, że nie chcę kończyć tej części to nie mogę doczekać się, aż go przeczytacie.

Dzisiaj będzie trochę wesoło, bo ostatnio zrobiło się dość ponuro.

To na tyle z ogłoszeń. Miłego czytania i do następnego razu :)

Buziaki :*

*****************************************************

Madeline

Wróciliśmy do mieszkania gdzie czekali na nas już Jake z Natem. Ten pierwszy krążył po pokoju i nadawał do Nate raz to na mnie, a raz na mojego towarzysza, kiedy jeszcze w pełni nie wiedział że już przyszliśmy. Ja jestem nieodpowiedzialna, a Scott to pieprzony dupek, który robi co chce. No cóż, trochę prawdy w tym było, ale niech ma świadomość tego, że przegiął. Postanowiliśmy się zakraść, ale Diva nas zdradziła wiec nasz plan podsłuchania niekoniecznie odniósł sukces, ale co nieco wychwyciliśmy. Zanim Diva okazała się zdrajcą Nate siedział w kuchni przodem do nas popijając ekspresso w filiżance i słuchał tych oszczerstw absolutnie nie zamierzając mu przerywać tego teatrzyku, co jeszcze bardziej nas rozśmieszyło. Kiedy się wszystko wydało nawet on dostał mały opieprz od mojego brata. Czasami naprawdę zachowywał się jak skończony kretyn, który musi mieć wszystko pod kontrolą. Zachowywał się jak dziadek, mimo swojego młodego wieku czasem prawił kazanie jak siedemdziesięcioletni zrzędliwy starzec.

Po wspólnym śniadaniu, Scott z Jakiem musieli wrócić do swoich spraw, wiec opuścili mieszkanie. Nate chwilę po nich również wyszedł życząc mi miłego dnia i od razu z góry przeprosił za nikczemne zachowanie psa, co wyjątkowo mnie rozbawiło. Kiedy zostałam sama w czterech ścianach znowu miałam chwilę do myślenia nad wszystkim. Niekoniecznie chciałam to robić, bo przecież rozmyślanie nie zmieni mojej sytuacji. Z opresji wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Osoba, która skutecznie próbowała się do mnie dodzwonić okazała się moim wybawcą, w tym przypadku tą osobą była Sara.

- Hej co tam? – powiedziałam do telefonu przykładając go do ucha.

- Cieszę się, że pewne rzeczy się nie zmieniają. – odezwała się nawiązując zapewne do tego iż doskonale wiedziałam kto dzwoni, co było równoznaczne z tym, że nie pozbyłam się jej numeru telefonu. W dzisiejszych czasach mogło to być oznaką tego, że jeżeli usuwamy czyjś kontakt usuwamy tą osobę również z życia. Ja ich nigdy nie usunęłam, nie zamierzałam tego robić nawet będąc na dnie.

- Źródła donoszą, że masz dzisiaj wolny dzień i możesz się nudzić. – zachichotała, a ja przewróciłam oczami.

- Powiadasz, że źródła. – odparłam podejrzliwie, a ona potwierdziła krótkim dźwiękiem. – Który wypaplał pan sportowiec czy pan prowadzę własną firmę? – odparłam rozbawiona.

- Właściwie to żaden z nich. – stwierdziła pewnie, a ja zmarszczyłam brwi. – Tak się składa, że pan z teczką w ręku.

- Boże. – po tych słowach wybuchłam głośnym niepohamowanym śmiechem.

- Nie boże. – zanegowała. – Profesjonalnie mówi się na to życie z idiotami. Uwierz mi znam to autopsji, w końcu mieszkam z Nicholasem, a jego najlepszym kumplem jest Jason. – mówiła całkiem poważnie co sprawiło, że nie byłam do końca pewna czy mogę się zaśmiać, ale kiedy wybuchnęła śmiechem przy okazji chrumkając przy tym nie powstrzymywałam się i towarzyszyłam jej w tym. Już nie byłam pewna czy śmiałam się z tego co powiedziała i jej powagi przy tym czy śmiałam się po prostu z tego, że ona się śmiała. Miała rację pewne rzeczy się nie zmieniają i ja też się z tego powodu cieszę.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz