1. Koszmar stał się rzeczywistością

418 11 2
                                    

24 miesiące wcześniej

Madeline

Uważnie przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Długa biała suknia a głównie jej tiul ciągnął się po ziemi lekko opadając na białe marmurowe płytki. Koronkowy gorset uwypuklał mój biust tworząc piękną całość. Obojczyki miałam odkryte, tylko dopasowane kawałki koronki znajdywały się na moich ramionach, które miały na celu przedstawiać rękawek. Gorset kończył się w okolicy pasa i w tym miejscu zaczynał się biały tiul. Im niżej schodził tym bardziej stawał się rozkloszowany, aż opadał na ziemię ciągnąc się za sobą. Suknia jak z bajki, szkoda tylko że brak księżniczki i księcia. Życie to nie bajka, a ja nie byłam kopciuszkiem, którego życie zmieni się za pomocą machnięcia tajemniczą różdżką.

Nie mogłam patrzeć na siebie w lustro, zbyt długi widok sprawiał że miałam ochotę zwymiotować, na samą myśl co mnie czeka. O takich historiach nie piszą nawet w książkach, a jeśli ktoś się o to pokusi zakończenie jest szczęśliwe, czy mnie też uratują? Nadzieja zgasła w  dniu, w którym upadłam na ziemie przemoczona do suchej nitki błagając o to abym stała się niewidzialna. Przymknęłam oczy nie pozwalając, aby łzy cisnące mi się pod powieki ujrzały światło dzienne. Stłumiłam w sobie potężny szloch. Przepłakałam wiele nocy, wiele dni spędzałam samotnie zamknięta w czterech ścianach i nigdy nie byłam tak samotna jak dzisiaj. Zdarzało się, że zaczęłam mówić sama do siebie i do pustych ścian, a mój głos stawał się ochrypnięty brakiem dopływu powietrza.

To się działo, to było nieuniknione. Byłam cholernie zestresowana, żołądek ścisnął mi się do tego stopnia, że nie byłam w stanie nic przełknąć. Nawet oddychanie sprawiało mi trudność.

Sądziłam, że dzień swoich urodzin spędzę z przyjaciółmi wariując na parkiecie i upijając się kolorowymi drinkami, tym czasem za trzy godziny miałam stanąć na ołtarzu i poślubić człowieka, który był tyranem. To określenie nawet w pełni nie opisywało tego do czego był zdolny. Sprawiał, że miałam ochotę uciec jak najdalej się dało. Jego widok zatrzymywał moje serce, zabierał oddech i to nie ze względu, że był przystojny, bo nawet to nie usprawiedliwiało jego chorych zmysłów. Jego obecność napawała mnie przerażeniem, bałam się tego człowieka, był nieprzewidywalny.  Złościł się o wszystko nawet o zły ruch, o zbyt głośny oddech. Zamknął mnie w swojej na pozór pięknej willi myśląc, że przez cale życie o tym marzyłam. Wolałabym umrzeć niż mieszkać tu z nim do końca swoich dni. Myślał, że drogie prezenty, puste słówka i posiadanie ogromnej ilości pieniędzy sprawi, że wymaże tym swoje obłudne czyny i zachowania. Jednak ja nauczyłam się pamiętać i chować to do zamkniętej na klucz skrzyni, do której dostęp miałam tylko ja. Uśmiechałam się bo mi kazano. Nie było żadnej rzeczy od tych paru tygodni, którą zrobiłam z własnej woli. Zabrano mi tak długo oczekiwaną wolność. Byłam marionetką w rękach rodziców i jego. 

- Możesz wiązać to trochę luźniej? – zapytałam oskarżycielskim tonem do swojej matki, która wiązała z tyłu koronkowy gorset.

- Musisz wyglądać idealnie. – odparła kobieta dalej ściskając gorset.

- Nie mogę oddychać.

- Przyzwyczaisz się. – stwierdziła matka. - Miles nie może się Ciebie wstydzić musisz wyglądać idealnie i być idealną żoną.

- Idealną żoną, tak jak ty dla ojca? – zakpiłam wchodząc jej w słowo. – Nigdy nie będę taka jak ty. Jeżeli tobie rolą zaślepionej żonki odpowiada to super, ale ode mnie tego nie oczekuj.

- Madeline. – zagroziła ostrym tonem i surowym spojrzeniem mocniej pociągając za sznureczki przy gorsecie, sprawiając że moje wnętrzności niemal się ścisnęły. – Nie każ nam się za Ciebie wstydzić. Miles to poważny i szanowany człowiek. Zadba o Ciebie. Zobaczysz. – dodała dumna z siebie.

Lost hopeWhere stories live. Discover now