28.5. A co by było gdyby

412 19 0
                                    

Scott

Pilnuj jej, zrób to o co Cię proszę, zrehabilituj się. Jeśli jest córką Torres'a nie pozwól mu jej skrzywdzić. Chociaż nadal nie rozumiałem sensu tych słów powoli zaczynało to mieć jakiś sens. Nie byłem pewny co może łączyć Madeline z Westonem i dlaczego to akurat do mnie zwraca się o ochronę dla niej. Nie byłem pewny czy to nie jakaś kolejna śmieszna zagrywka z jego strony, kolejna manipulacja. Ale nie mogłem puścić tych słów koło nosa, musiałem mieć je na uwadze, w szczególności kiedy dowiedziałem się co się stało. Pozwoliliśmy mu ją skrzywdzić. Wszystko uderzało we mnie w zdwojonym tempie. Słowa Jake i Westona. Momentami zastanawiałem się, czy aby na pewno mi się to nie przyśniło, kiedy poprosiłem Mayę, aby mnie uszczypnęła nie obudziłem się magicznie zlany potem w miękkim łóżku nakryty cienką satynową kołdrą. To nie był sen, to była szalona rzeczywistość. Ta której nadejścia bało się każde z nas, bo teraz przyszło nam się ponownie mierzyć ze strachem, nie wiedząc co przyniesie każdy kolejny dzień. Rzadko kiedy czułem, że mam założone ręce, praktycznie zawsze wiedziałem co powinienem zrobić, ale teraz miałem zupełną pustkę w głowie. Te wszystkie rzeczy, które na nas spadały były za sprawką jednego człowieka, który postanowił wrócić i zburzyć wszystko co stworzyliśmy przy okazji krzywdząc jedyną osobę, która nas scalała i sprawiała, że czujemy i chcemy czuć. Gdybym tylko wiedział, że wszystko co uważałem było pieprzonym błędem. Nie powinniśmy bać się tego, którego się baliśmy.

Nie pamiętam nawet jak opuściłem mieszkanie i jak szybko dojechałem do mieszkania Nate'a mieszczącego się na granicy Reedwood City z Atherton. Dzieliła go dosłownie ulica od zamieszkania w tym okropnym mieście.  Zawsze wierzyłem w to, że nie ważne kto postawi nogę w tym mieście nie wyjdzie z niego taki sam jaki był zanim tu przyjechał. Mimo, że mężczyzna nie był z tym miastem powiązany, a i tak został w to wszystko wmieszany. Moja teoria została obalona.

Te cztery słowa z ust Jake wypowiedziane z przerażeniem i z bezradnością spowodowały iż moje serce przestało bić. Nie musiałem pytać o kogo chodzi i o co. Wiedziałem, że nawaliliśmy. Duma przysłoniła nam oczy, uczucie zranienia było tak silne, że mieliśmy klapki na oczach, ale w tym przypadku wszyscy byliśmy tak samo ofiarami jak i winowajcami. Nie było tu miejsca na neutralność. Kiedy ochłonąłem po tym co powiedział mi przyjaciel po chwili drugi raz się z nim skontaktowałem.   W dużym skrócie opowiedział mi o wszystkim lecz ciężko było cokolwiek zrozumieć gdyż mówił chaotycznie, nie dziwiłem się mu. Szczerze powiedziawszy on sam do końca nie wiedział co się dzieje. Kiedy Madeline zadzwoniła do Nate'a cała zrozpaczona i zapłakana przypomniałem sobie dzień, w którym zadzwoniła do mnie w podobnym stanie z tego baru przy autostradzie. Już wtedy wiedząc co się dzieje nie powinienem pozwolić jej odejść nie zważając na to co mówi i jak bardzo próbuje mnie zranić. Powinienem postawić na swoim jak zawsze, a pozwoliłem kolejny raz jej odejść wierząc uparcie, że straciłem nadzieje. W tym samym czasie kiedy ja zabawiałem się z Mayą, która usilnie próbowała mi przeszkodzić i coś powiedzieć ona przeżywała piekło. W tym samym czasie kiedy wpadła do Nate'a był u niego jej brat. Omawiali jakieś sprawy, zapewne dalej drążyli temat Johna Torresa, ale w tym momencie to schodziło na dalszy plan nie interesowało mnie to co robią i co knują. Dowiedziałem się tylko, że skorzystała z jakiejś wizytówki, którą jej dał Nate jeszcze tego samego dnia, kiedy to ja jak głupi szczeniak okładałem się z jej mężem pięściami w jebanym sądzie. To wszystko wyglądało jak jakaś cholerna przepowiednia. Co by się z nią stało gdyby nie on, gdzie by poszła? Do rodziców, którzy zapewne od razu zadzwoniliby do Spencera. Czemu nie skontaktowała się z Jakiem. Cholera jasna, miałem tyle pytań i tak bardzo się bałem jak wszystko się teraz potoczy.

Nikt z reszty naszych przyjaciół nie wiedział o tych wydarzeniach, chcieliśmy na razie ich trzymać z dala póki nie będziemy nic więcej wiedzieć. Od razu jak wzięli ją do mieszkania przyjechał lekarz ocenić jej stan i upewnić się czy aby na pewno nie potrzebuje wizyty w szpitalu, ponoć stwierdził że nie ma takiej potrzeby, można ją hospitalizować w domu. To był chyba dobry znak, prawda? Wizyta w szpitalu mogłaby tylko wszystko pogorszyć zapewne od razu powiadomili by jej męża, jako główny kontakt, a to nie sprawiłoby że będzie bezpieczna. W szczególności, że jej szukał, był wściekły nie wiadomo co chciał zrobić. Od parunastu godzin była nieprzytomna, nie było z nią żadnego kontaktu. Z tego co zrozumiałem to efekt szoku i zmęczenia, a jej życiu nic nie zagrażało, ale dla pewności doktor miał przyjechać jeszcze z rana, aby mieć pewność. Co do tego cała nasza trójka była zupełnie zgodna, zdrowie i bezpieczeństwo ponad wszystko.

Lost hope I Zakończone IWhere stories live. Discover now