24. Śledziłem Cię

289 11 2
                                    

Madeline

Drzwi od mieszkania otworzyły się z głośnym impetem, nie musiałam nawet podnosić wzroku aby wiedzieć, że wrócił do domu mój ukochany mąż. I to nie ze względu na to, że mieszkamy sami a nikt inny nas nie odwiedza. Kiedy był wściekły nawet ktoś kto go nie znał wiedział, że zaraz mu się oberwie. Tym kimś byłam aktualnie ja. Rzucił głośno kluczyki na leżącą obok komodę, abym wyraźnie usłyszała w ramach wątpliwości iż wrócił do domu i nie jest szczególnie zadowolony. Dzisiaj wyjątkowo miałam to wszystko gdzieś, kiedy on odgrywał cyrk w przedpokoju ja siedziałam w tym samym czasie obojętna i absolutnie nie zaskoczona jego zachowaniem. To było swego czasu codziennością. Wyjazd do Reedwood City dał mi pewną namiastkę czegoś co sprawiło, że uwierzyłam iż możemy stworzyć na pozór dobre małżeństwo, bez wyzwisk, kłótni i kłamstwa. Tylko jak tego dokonać skoro ciągle ma się zamydlone oczy. Nie wystarczyło żebym starała się ja, on też to musiał zrobić. Słowa to jedno, a czyny to drugie. Dużo mówił jednak mało robił w związku ze swoja zmianą. Im bardziej wierzyłam w prawdziwość tego tym bardziej stawała się ona odległa, a miarka przebrała się kiedy zostawił mnie zupełnie samą w opustoszałym punkcie, a następnie mnie uderzył. Do tej pory czułam jego twardą szorstką dłoń na swoim policzku. Lubił nie dawać o sobie zapomnieć. Ale musiał zdążyć zauważyć, że nie dam się mu zastraszyć i zaciągnąć w ciemny kąt.

- Czy ty jesteś poważna? – wrzasnął stając dosłownie naprzeciwko mnie.

Igrałam z ogniem. Traktowałam go jak powietrze niczym przezroczysty przedmiot, który wyrósł przede mną i bardzo nie chciało mi się go przestawiać. Kiedy moja ignorancja trwała zbyt długo sięgnął swoją silną dłonią po mój podbródek i nakierował go znacznie do góry,  na tyle abym mogła patrzeć mu się prosto w oczy. Nie zamierzałam pokazywać mu, że się go boje, że mnie przeraża. Chociaż naprawdę tak było. Jednak z bajek dowiadujemy się wiele rzeczy. Potwory chcąc byśmy się ich bali, dlatego pokażmy im że wcale tak nie jest. Jestem silna i dam sobie radę. Nie będę kolejny raz ofiarą mojego ojca, męża i wszystkich którzy ciągle mnie ranią. Nawet mojego brata, który rzuca we mnie pustymi oskarżeniami, bo wysnuł sobie jakieś bezpodstawne wnioski. Zapewne pozostali myślą tak samo jak on, zawsze żwawo zapatrzeni  w to co powie i robi.  Jak widać nawet na przestrzeni lat pewne rzeczy po prostu się nie zmieniają, ale ludzie mimo szkód i strat nie uczą się na błędach.

- Patrz się na mnie kiedy do Ciebie mówię. – syknął zaciskając dłoń na mojej brodzie. Położyłam swoją dłoń na jego dając mu znak, żeby przestał. Nie zamierzałam pozwalać, aby mnie krzywdził i zostawiał ślady na moim ciele. Patrzyłam się na niego tym samym obojętnym wzrokiem, jednakże sugerującym, aby przestał w szczególności kiedy zaczynało boleć do tego stopnia iż się skrzywiłam z bólu. Zauważył to i faktycznie po chwili mnie puścił dając mi pewnego rodzaju ulgę. Nadal stał nade mną wyraźnie nade mną górując, jego nogi były tak blisko moich kolan, że nie miałam możliwości aby swobodnie wstać i zrównać się z nim, co i tak by było niemożliwe. Mimo wszystko, jego spojrzenie trochę złagodniało. Był chodząca zagadką, nigdy nie wiadomo co zrobi. Nie spodziewałam się tego po nim, sądziłam raczej że zaraz zacznie mną szarpać i rzucać po ścianach, w końcu wiedziałam już że jest do tego zdolny, a status żony mu w tym nie przeszkadza, a wnet napędza jego pobudki.

- Nie zrobiłam niczego, czego mi nie wolno Miles. – odparłam chcąc wstać z kanapy, zrobił krok w tył umożliwiając mi stanięcie na własnych nogach. Wtem ku zaskoczeniu swojemu i jego to ja zrobiłam krok w jego stronę niszcząc dzielący nas dystans. Tylko odważne gesty sprawiały, że w jego oczach mogłam zobaczyć uznanie. Pobudzał go strach, ale odwaga go uspokajała. Niestety nie zawsze było mnie na nią stać. Odwagą to przezwyciężanie przeciwności losu i pokazanie w to co się wierzy. Ja wierzyłam, że mogę wszystko zmienić.

Lost hopeHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin