36. Chyba muszę się leczyć

224 12 5
                                    

- Davian ? - szepczę z zdezorientowaniem. Rzucam mu się na szyję , a on obejmuje mnie lekko w tali. - Co ty tu robisz ?
- Przyleciałem do ciebie lisiczko. Nie sądzisz chyba , że bym cię zostawił samą w tym wielkim Nowym Orleanie - odpowiada , a mi się robi cieplej na sercu.
Ja się chyba muszę leczyć , jeżeli coś takiego odbieram jako troskę.
Potem już wszystko idzie szybko. Ląduje w mieszkaniu , ale nie Vincenta , tak jak założyłam , tylko jego. Zamawiamy jakieś jedzenie i chwilę później siedzę , obejmowana przez Meltona i jem makaron , który dopiero co przyjechał z jakieś tam włoskiej knajpy.
- Smakuje ci ? - pyta , muskając moje udo swoją ręką , jak zawsze wywołując u mnie przyjemny skurcz w podbrzuszu.
- Dobłe - mówię z pełnymi ustami , bo ostatnio jadłam w rezydencji. Davian śmieje się cicho i przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie. Wygląda jak by chciał mi coś powiedzieć , ale cały czas się waha.
- Maleńka , mam do ciebie prośbę - mówi cicho.
- Hm ?
- Uważaj na siebie , dobrze ? - prosi .- W następnych dniach może się zrobić ... nieprzyjemnie. Pewne osoby przypomniały sobie o pewnych sprawach. Możesz dowiedzieć się czegoś o swojej rodzinie , czego się nie do końca spodziewałaś - wyjaśnia, a ja odkładam widelec z nawiniętym na nim makaronem i spoglądam na niego ukradkowo.
- O czym mówisz ?- zaczynam przygryzać mocno wargę i bębnić z stresu palcami o udo.
- Niestety nie mogę ci powiedzieć - mówi cicho. - Ale pamiętaj , że zawsze będziesz miała moje wsparcie. Nie ważne czy będziesz chciała tylko o tym porozmawiać , czy będziesz prosić o to by cię wywieźć incognito za granicę , to zrobię to.
- Okej. Dziękuje Davian. To wiele , dla mnie znaczy.

Następne dwa dni spędzam głównie na konferencji , która zaczyna się o 10 i kończy o 17 , z godzinną przerwą na lunch między 13 a 14. Wieczory za to spędzam z Davianem , jedząc pyszne jedzenie i zwiedzając te piękne miasto jakim jest Nowy Orlean. Teraz niestety żegnam stolicę stanu Luizjana i wracam do rodzinnej Pensylwanii. Pięcio godzinny lot spędziłam głównie na przeglądaniu notatek z spotkań i czytaniu książki. Wysiadam około 23 na lotnisku w Harrisburgu , które znam już jak własną kieszeń i jestem w stanie po nim chodzić z zamkniętymi oczami. Znów odbiera mnie Will , jednak tym razem nie gawędzimy podczas podróży , bo ja psysypiam. Jestem tak padnięta , że od razu idę położyć się spać. Koszmar jednak budzi mnie około trzeciej w nocy.
Ile ja bym dała , by tej nocy się nie obudzić ...

Hejka serduszka ! Następny rozdział jest naprawdę mocny , więc czekajcie ! A tymczasem , co planujecie zjeść / zjedliście już na śniadanko ? Pamiętajcie , nawet jeżeli macie gorszy okres , to głodzenie się nie jest dobrym wyborem.
O i jak doczytałxś do tego momentu to napisz w komentarzu ,, Pizza" , a będzie mi bardzo miło! 
PS : Sorry za godzinę publikacji ( jak to piszę jest prawie trzecia w nocy ) , ale nie mogłam spać.
Bajo !
Autorka

Najważniejsza ( Rodzina Monet )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz