35. Konferencje medyczne

243 15 13
                                    

Pov Hailie Monet :

- Ja nie wierzę , że jeszcze trochę ponad miesiąc i znowu szkoła. Ja nie chcę !!!!- Lidsay pomachała nogami w powietrzu. Właśnie pakowałam torbę podróżną , bo wyjeżdżałam z rezydencji. Co prawda miałam wrócić pojutrze , wczesnym popołudniem , ale mimo to musiałam praktycznie błagać moją rodzinę by się zgodzili. Co prawda niby byłam dorosła , ale nic nie poradzę na to , że jak wspomniałam o tym ( co prawda nieobowiązkowym ) szkoleniu , to Dylan chciał mnie zabić wzrokiem , Will zrobił mi prawie pół godzinny wykład o tym jak skończył się mój ostatni wyjazd ,  Shane i Tony byli bliscy zamknięcia mnie w pokoju na cztery spusty , a tata niby powiedział , że to mój wybór , ale na pewno zachwycony nie był. Vincent jako jedyny w żaden sposób nie skomentował tej informacji. Jednak po niezliczonych błaganiach i zgodzie na zabranie z sobą pokaźnej obstawy , cała moja rodzina niechętnie zaakceptowała to , że postanowiłam sama polecieć do Nowego Orleanu.

A ja naprawdę chciałam tam lecieć. Nowo Orleańskie konferencje medyczne były prawie legendarne - jeszcze w liceum , jako nastolatka o nich słyszałam. Zapraszani na nie byli młodzi ludzie , którzy dopiero co ukończyli studia , oczywiście z wybitnym wynikiem oraz ci z większym stażem , którzy te spotkania prowadzili.  Dlatego jak dostałam zaproszenie na konferencję o chirurgi  , skakałam z radości. Oczywiście miałam wątpliwości , czy dostałam je dlatego , że organizatorzy się mną sami zainteresowali , czy przez moje nazwisko , ale nie przejmowałam się tym zbytnio , bo oto spełniło się jedno z moich marzeń.
- Będziesz musiała to jakoś wytrzymać. Jak ja się cieszę , że jestem już dorosła i wolna - odpowiedziałam jej  i zapięłam torbę.
- Niech mnie ciocia nie dobija. Ja tego nie przeżyję - westchnęła Lidsay.  Zaśmiałam się i podniosłam. Dochodziła godzina 16 - a dokładniej była 15:37- więc musiałam się powoli zbierać. Lot miał się rozpocząć o 17: 00 , tak bym do Nowego Orleanu doleciała około godziny 22 , czasu pensylwańskiego , gdzie na miejscu będzie o godzinę wcześniej.
Ach te różnice czasu. Jak ja to kocham.
Zeszłam po schodach i zapakowałam torbę do bagażnika samochodu. Pożegnałam się z rodziną , która obowiązkowo zebrała się cała. Will odwiózł mnie na lotnisko i podstawił pod sam samolot , zupełnie tak jak bym chciała gdzieś uciec i polecieć nie wiadomo gdzie.

Prawie 5-godzinna podróż minęła mi naprawdę przyjemnie. Wysiadłam z samolotu , słaniając się na nogach. Oczywiście , że nie mogłam sobie odpuścić dyżuru w szpitalu , na który stawiłam się na 6 rano , by skończyć o czternastej. To i długi lot powodowały u mnie wielkie zmęczenie. Chciałam tylko doczłapać do mieszkania i położyć się spać. Tak mieszkania. Chyba nikogo nie zdziwiło , że Vincent Monet ma w Nowym Orleanie aż 3 mieszkania , prawda ? Ja się do tego przyzwyczaiłam - po 7 mieszkaniach w Nowym Yorku nic mnie nie zdziwi. A więc jakimś cudem wydostałam się z lotniska , które okazało się istnym labiryntem , przez co zgubiłam się miliard razy i wreszcie zaznałam świeżego powietrza. Spojrzałam na zachód słońca , a potem kilka kroków przede mną ujrzałam znajomą mi sylwetkę i się uśmiechnęłam.
Kilka metrów ode mnie stał Davian Melton

Hejka serduszka ! Jak tam wam mija dzionek ? Mam nadzieję , że dobrze i , że zjedliście coś dobrego ❤. Jeżeli doczytałxś do tego momentu to napisz w komentarzu ,, Pizza " , a będzie mi bardzo miło.
Bajo !
Autorka !

Najważniejsza ( Rodzina Monet )Where stories live. Discover now