Rozdział 14 "Przerażenie"

8.1K 689 19
                                    

  Był piątek więc po lekcjach odbywała się impreza. Rano naszykowałam sobie czarne, błyszczące legginsy i do tego różową bluzkę z oczami i wystawionym językiem. Nie nosiłam sukienek. Włożyłam na nogi różowe conversy i pobiegłam na lekcję rodoznawstwa. Na początku zastanawiałam się czy jej nie opuścić, ale ostatecznie wypsikałam się perfumami Krisy. Dzisiaj omawialiśmy ród Ciris, a znając naszą nauczycielkę na pewno ściągnie z innej klasy jakiegoś członka tej watahy. Mojej watahy. Mówiąc szczerze trochę się denerwowałam. Miejmy nadzieję, że nikt się nie skapnie kim jestem. 

   Szłam wąską ścieżką wysypaną żwirem. Słuchałam uważnie śpiewu ptaków, który nagle ucichł. Spojrzałam w stronę drzewa i próbowałam dostrzec na nim jakiś ruch. Nie słyszałam żadnego dźwięku. Tak, jakby świat wokół mnie się zatrzymał. Rozejrzałam się wokoło i nie dostrzegłam żadnego ruchu, nic, kompletnie nic. Zaniepokojona, ale też trochę zaciekawiona przyśpieszyłam tempo. Swoim nadprzeciętnym węchem próbowałam wyczuć coś niepokojącego. I nic. 

  Nagle coś poruszyło się w krzakach. Odwróciłam się gwałtownie w tę stronę. Mój wzrok napotkał wielką, czerwonooką bestię. Jej szare futro błyszczało we wschodzącym słońcu, a z pyska ciekła ślina. Cofnęłam się przerażona tym samym spotykając się z grubym pniem drzewa. Wilk warknął przeciągle i zgiął łapy szykując się do skoku. Na mnie. 

  Całe szczęście strach działał na mnie motywująco i kiedy protocein odbił się z tylnych łap atakując mnie, szybko schowałam się za drzewem tak, że wilk przywalił łbem prosto w pień. Zdenerwowany warknął jeszcze głośniej, a jego oczy zaświeciły się na czerwono. Przeklęłam się w duchu, że chodzę nieużywanymi ścieżkami. I to by było na tyle w starciu protocein przeciwko Adolpha. Teraz będzie raczej protocein zjadł Adolphę. 

    Wilk postrząsnął łbem i szykował się do następnego tym razem trafionego skoku. Odwróciłam się szybko w próbie ucieczki, ale nagle usłyszałam drugie warknięcie tym razem innego wilka. Spojrzałam w tamtą stronę. Z lasu wybiegł całkiem brązowy protocein i rzucił się na szarego wbijając mu zęby w kark. Poleciała czerwona ciecz. Obydwa wilki zaczęły się turlać po trawie, próbując zatopić kły w ciele przeciwnika. Stałam osłupiała i wpatrywałam się w walkę dwóch wilków z tego samego gatunku. Tego się nie spodziewałam. 

  W efekcie końcowym zwyciężył brązowy protocein. Otrząsnął się z krwi i ostrożnie do mnie podszedł machając  ogonem. Kiedy chciałam się odwrócić i uciec wilk położył mi się pod nogami i wlepił swoje czerwone ślepia w moją twarz. Delikatnie przy nim ukucnęłam i położyłam dłoń na jego mieniącym się wszystkimi odcieniami brązu futrze. Było ciepłe i trochę szorstkie w dotyku, ale przyjemne. Z lasu wydobył się przeciągły, wilczy skowyt. Mój obrońca zerwał się na równe łapy i posyłając mi pełne smutku spojrzenie wskoczył zwinnie w gęstwinę drzew. Nadal roztrzęsiona pobiegłam sprintem na lekcję. 

*** 

  Co najdziwniejsze, dotarłam na lekcję punktualnie. Zajęłam miejsce w pustej ławce, gdzie powinna siedzieć już Marina. Nie widziałam jej od wczoraj przez co zaczęłam się strasznie martwić. Moje rozmyślania przerwała profesor Lorin. Przestałam nazywać ją Kijanka, ponieważ nigdy na mnie nie wrzeszczała i nie gniewała się, tak jak inni nauczyciele. 

      Zasiadła za biurkiem i zaczęła sprawdzać obecność. Kiedy dotarła do Mariny zmarszczyła nos, a w jej oczach zawitał niepokój. Wstała i zaczęła mówić:

- Tak jak już wam wspominałam dziś będziemy mówić o rodzie Ciris. Nikt u nas w klasie nie jest z tego rodu - kiedy to mówiła spojrzała znacząco na mnie - jednak do naszej akademii uczęszcza wilczyca alfa tego rodu. Może sami ją poznacie. Jak zapewne wiecie w tym rodzie są dwie wielkie watahy. Jedną z nich, liczącą około 3000 osobników dowodzi Ralph, ojciec Conriego. Drugą sforą dowodzi Conri, w tej watasze znajduje się trochę mniej osobników, około 2000. Przyszła samica alfa chodząca do naszej akademii przejmie w przyszłości watahę swojego dziadka, czyli właśnie Ralpha. Jak we wszystkich innych rodach młode wilki przechodzą pierwszą przemianę dokładnie w sylwestra kiedy kończą swój szesnasty rok życia, a zaczynają siedemnasty. Po przemianie na ich skórze ukazuje się tatuaż wilka. Jednak dzieje się wtedy rzecz niezwykła, a mianowicie każdy wilk dostaje dar. Najczęstszym darem są wyczulone zmysły, panowanie nad pogodą, bądź też u niektórych widzenie przyszłości. To jednak zdarza się bardzo rzadko. A teraz poproszę kogoś aby przeszedł się do klasy obok i przyprowadził mi Libę, który jest Cirisem - zakończyła swój długi wywód. Właściwie nie wiedziałam skąd nauczycielka wiedziała, że chodzi tu samica alfa tego rodu, no ale cóż. Wydawało mi się, że ona wiedziała kim byłam. 

    Podniosłam szybko rękę zgłaszając się na ochotnika. Profesor Lorin wskazała na mnie palcem, a ja dowiedziawszy się do jakiej klasy mam się udać, wyszłam na korytarz. Po dwóch minutach byłam w odpowiednim miejscu. Zapukałam do drzwi i nacisnęłam klamkę. W sali siedziało około dwudziestu uczniów, tak jak w mojej klasie. Mieli akurat historię wilków z profesor Smertin. 

- Przepraszam, czy mogłabym poprosić na chwilę Libę Ciris? - spytałam siląc się na uśmiech. Profesorka spojrzała na mnie podejrzliwie, ale zgodziła się. Z krzesła podniósł się wysoki blondyn z żółtymi jak kaczeńce oczami. 

 - Stary, ale laski na ciebie lecą - odezwał się jego sąsiad z ławki, dopiero teraz zauważyłam, że to Trean. Widocznie był on tolerancyjny. Na twarzy Liby pojawił się łobuzerski uśmiech, ale nic nie odpowiedział. Ja za to się zezłościłam.

- Żałujesz, że to nie na ciebie - fuknęłam na co cała klasa wybuchła śmiechem. Nauczycielka skarciła nas wzrokiem, a my opuściliśmy klasę. 

- Więc po co jestem ci potrzebny?  - spytał chłopak kiedy szliśmy korytarzem. 

- Na lekcję rodozanawstwa - mruknęłam. Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem. 

- Ale... przecież ty... pachniesz jak... Ciris - zaczął się jąkać. Spojrzałam na niego z przerażeniem. Następna osoba do kolekcji: "Wiedzących kim jestem osób". Chłopak nagle dotknął palcem mojego ramienia.

- Hej! Co ty robisz!?  - krzyknęłam kiedy blondyn złapał mnie i nie chciał puścić. Nie odpowiedział jednak na moje pytanie, a jego oczy przybrały czarną barwę. Stałam tak chwilę wgapiając się w oczy chłopaka,  aż w końcu uwolniłam się z jego uścisku. Jego oczy na powrót zyskały żółtą barwę. Na jego twarzy gościło teraz zrozumienie.

- No i teraz wszystko zrozumiałem. - powiedział jakby nigdy nic.

 - Co ty zrobiłeś? - krzyknęłam. 

 - Przejrzałem cię. To taki dar - teraz przypomniałam sobie, że czytałam o nim.  To coś podobnego do daru Żelka, tyle że pegarożec nie musi kogoś dotykać i może wykonać "widzenie" tylko na ludziach, a Liba musiał czegoś dotknąć, ale mógł to być też przedmiot, nie tylko osoba.

- To znaczy, że teraz wiesz o mnie wszystko! - to było nie fair.

- Mniej więcej - odparł śmiejąc się lekko. Musiałam pamiętać, aby w przyszłości nie dawać się dotykać byle osobie. 

- Masz nikomu o tym nie mówić, rozumiesz? - spytałam grożącym tonem. Liba pokiwał głową nadal się śmiejąc. 

 Weszliśmy do klasy, a ja zajęłam swoje miejsce. Przez dalszą część lekcji profesorka opowiadała, że każdy Ciris ma żółte oczy, śnieżnobiałe futro i bladą cerę. Niestety ja byłam myślami daleko stamtąd. 

---------------------------

Coś szybko ostatnio dodaję rozdziały. Mam nadzieję, że nie pogubiliście się w tym wszystkim... jakby co to piszcie. I naprawdę zależy mi na komentarzach, one strasznie motywują.

Wilczy ŚwiatTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon