Rozdział 18 "Wilcze łzy"

3.6K 325 16
                                    

  Z przerażeniem odskoczyłam od Chrisa i gwałtownie odwróciłam się do tyłu. Moje oczy rozszerzyły się i pojawił się w nich lęk przed stworzeniem stojącym dosłownie dwa metry ode nas. Był to duży, czarny protocein, którego futro mieniło się oliwkowym blaskiem.

 Chris zareagował natychmiastowo i już po chwili stał na ziemi. Chciałam pójść za jego przykładem i rękami odepchnęłam się od raniącej moje dłonie gałęzi. Niestety w momencie kiedy już prawie stałam na ziemi coś wbiło się w moje udo. Poczułam ogarniający całe moje ciało ból. Obraz rozmazał mi się przed oczami i z głuchym wrzaskiem upadłam na ziemię zdzierając sobie skórę na twarzy i rękach. Zęby dzikiego wilka jeszcze bardziej rozorały moją nogę, a mnie przeszły dreszcze. Ostatkiem sił podniosłam się na rękach i ujrzałam jak Chris przemienia się w wilkołaka, po czym odpycha przeciwnika od mojej nogi. Rana była głęboka i sączyła się z niej krew. Jednak nie mogłam się tym teraz przejmować. Ignorując największy ból jaki kiedykolwiek mi doskwierał dźwignęłam się na kolana i próbowałam wyostrzyć wzrok. Już po chwili moje spojrzenie zarejestrowało toczącą się przede mną walkę. Przetarłam ręką twarz rozmazując przy tym błoto, którym byłam pokryta i zdecydowanym ruchem oderwałam rękaw mojej bluzki. Szybko obwiązałam nim udo tak jak uczyła mnie babcia i podniosłam się na nogi. Wydawały się być one jak z waty, a głowa pulsowała od uderzenia. Najgorsze było jednak rwanie, które czułam pod kawałkiem materiału. Kulejąc podeszłam do najbliższego drzewa i oparłam się o nie.

  Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Chris nie mógł powstrzymywać sam tak okazałego protoceina, a tym bardziej go pokonać. Nabrałam głęboko powietrza i skupiłam się na przemianie. Kiedy po pewnym czasie nadal byłam człowiekiem zaczęłam się już denerwować, a z moich oczu poleciały łzy bezsilności. Wtedy usłyszałam warknięcie Chrisa zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Mocniej zacisnęłam mięśnie i myśląc nad tym czy jestem człowiekiem czy wilkiem rzuciłam się pędem na protoceina. Zignorowałam ból i skoczyłam. Wtedy moim ciałem wstrząsnął dreszcz i z głośnym warknięciem przemieniłam się w białego, dostojnego wilka. Moje zęby zacisnęły się na szyi dzikiego wilka. W jego oczach mignęło zaskoczenie. Myślał, że już nie żyję. Niestety jeśli chciał ze mną wygrać musiał się bardziej postarać.

   Protocein machnął łapą w powietrzu zrzucając mnie tym samym z siebie. Uderzyłam z łoskotem o ziemię. Mimo to od razu się podniosłam. Napinając mięśnie naparłam na bestię cały swoim ciałem. Udało mi się utrzymać bliską odległość, dzięki czemu mogłam kąsać gdzieniegdzie przeciwnika. Chris atakował go z drugiej strony. Wszystko szło dobrze. Do pewnego momentu. Protocein stanął na tylnych łapach i zamachał skrzydłami w powietrzu. Wywołał tym wiatr, który zepchnął mnie na drzewo.

  Moje ciało zesztywniało. Nie czułam kompletnie nic. Nawet bólu w udzie. Kątem oka zauważyłam jak potwór łapie za głowę Chrisa. W środku czułam, że to jego koniec, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Jak zawsze w takich chwilach z moich wilczych oczu poleciały łzy. Machnęłam bezsilnie ogonem. Wtedy poczułam jak moje ciało zmienia kształty. Dlaczego akurat w tym momencie musiałam zmienić się w człowieka!

   I właśnie wtedy powiedziałam sobie, że nie dam się tak łatwo, że uratuję Chrisa. Zaczęłam się czołgać w stronę protoceina. Dostałam nowej dawki energii, która wydobywała się ze mnie. Czułam jak przepływa przez moje ciało pobudzając kończyny do ruchu. Przyspieszyłam i kiedy znalazłam się pod przeciwnikiem złapałam go ręką za ogromną, brudną łapę. Co mogłam zdziałać przeciwko wielkiemu wilkowi będąc człowiekiem? Sama nie wiem, po prostu czułam, że muszę coś zrobić. Jak tylko moja ręka dotknęła skóry dzikiego wilka ten zesztywniał a jego noga pokryła się lodem. Ten moment oszołomienia wykorzystał Chris, który jednym zwinnym ruchem wydostał się z pyska protoceina i wbił zęby w jego szyję tym samym zakańczając jego życie.

  Cielsko bestii przygniotłoby mnie gdyby nie Chris, który w samą porę odciągnął mnie od niego. Wtedy właśnie nadszedł moment, w którym ujrzałam mroczki przed oczami i zemdlałam.

***

  Obudziłam się w miejscu, w którym było przerażająco biało. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ lubiłam ten kolor, ale przez kilka chwil kompletnie nic nie widziałam. Tak jak się spodziewałam leżałam w łóżku szpitalnym, ale nie tym w akademii, a w moim rodzinnym mieście. Tego się już nie spodziewałam. Niespokojnie rozejrzałam się po sali. Wszystko wyglądało zupełnie normalnie tak jak w każdym zwykłym szpitalu. Jednak czegoś mi brakowało, a mianowicie moich rodziców. Skoro jakimś cudem znalazłam się w moim miasteczku to rodzice też powinni tu być.

  Wtedy do sali weszła wysoka kobieta o pięknych, kasztanowych włosach i złocistych oczach, jeszcze bardziej lśniących od moich. Na widok matki moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Moja rodzicielka zajęła delikatnie miejsce na skraju mojego łóżka.

- Jak się czujesz? - spytała spokojnym i rozważnym głosem.

- Jest już lepiej. Niedługo będę mogła wyjść ze szpitala i wrócić do akademii. Właściwie dlaczego mnie tu przywieźliście? W akademii też jest budynek szpitalny - powiedziałam zadowolona z obecności matki, której tak dawno nie widziałam.

- Wiemy już o wszystkim - jej głos spoważniał a usta wykrzywiły się w grymasie.

- Och... nie martw się mamo to jednorazowy przypadek. Więcej się nie powtórzy - posłałam jej przekonujący uśmiech, po czym dodałam dla pewności. - Będę się pilnować.

  I właśnie wtedy moja matka powiedziała coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Coś co mnie uraziło, zasmuciło i dogłębnie zdenerwowało.

- Właście zdecydowaliśmy z ojcem, że nie możemy dopuścić aby coś takiego stało się po raz drugi. Już nie wrócisz do akademii. Rano zapisałam cię do tutejszej szkoły.

Wilczy ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz