Rozdział 13 "Wiatr we włosach"

8.9K 717 26
                                    

Siedziałam w szatni i czekałam aż przyjdzie Marina. W końcu do pomieszczenia weszło pięć dziewczyn Friskasek. Były to te same, które poznałam dziś na stołówce. Czarnowłosa dziewczyna o śniadej skórze i bardzo jasnych, zielonych oczach nazywała się Grin. Poza tym miała chyba najszerszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Obok niej stała bardzo rozchwiana emocjonalnie brunetka, która nie nosiła wcale makijażu, miała za to bardzo proste włosy. Była to Neji. Blondynka o kręconych włosach okalających jej twarz, która przesadziła trochę ze szminką nazywała się Cadela.

Druga szatynka z niebieskimi końcówkami, o oczach w kolorze zgniłej zieleni, obwieszona srebrnymi łańcuchami nazywała się Neza. I ostatnia bardzo spokojna i na pozór nieśmiała blondyneczka stała trochę obok nich, była to Acan. Trochę zdziwiło mnie to, że zapamiętałam ich imiona, bo wydawało mi się, że wcale wtedy nie słuchałam.

- Cześć, Dolphie - przywitała się ze mną Grin, dziewczyna o szerokim uśmiechu.

- Hej - odpowiedziałam trochę niepewnie i zaczęłam zakładać swoje buty do ćwiczeń.

- Och! Masz takie same buty jak ja! - krzyknęła Neji. Tak ona była na prawdę rozchwiana emocjonalnie i może trochę psychiczna, ale przecież jej tego nie powiem. Inne dziewczyny zajęły już miejsca wokół mnie, gadając na różne tematy.

- Widocznie - odpowiedziałam zdawkowo.

- Boże, tak się cieszę, że w końcu poznaliśmy kogoś nowego. Od miesiąca już nikogo nie poznałam - zaczęła nawijać, a ja się wyłączyłam. Kiedy dziewczyna tak nadawała, ja zastanawiałam się nad spotkaniem z Żelkiem. Przecież nie lubiłam koni.

'Żelek to nie koń, tylko pegarożec' odezwała się moja podświadomość. Stwierdziłam, że muszę próbować nowych rzeczy, żeby potem nie żałować.

                            ***

   Dziś na w-fie mieliśmy się posługiwać bronią. Nauczycielka rozdała nam ją, a ja kiedy dostałam swoją, wytrzeszczyłam oczy. Była całkowicie prawdziwa i naostrzona. Według mnie to nie był dobry pomysł. Nie dobrze jest nam dawać broń do ręki. Trenerka kazała nam się dobrać w pary. Grin była z Neji, Cadela z Acan, a mi została Neza. Nawet na w-fie obwieszona była masą łańcuchów. Na pozór wydawała się tajemnicza i trochę niebezpieczna. Kruczoczarne, proste włosy sięgały jej do połowy ramion (tak jak moje). Czarne spodenki i bluzka tego samego koloru zdobiły jej blade ciało. Z tyłu na łopatce wytatuowaną miała zakapturzoną postać z anielskimi skrzydłami. Był to jej znak przynależności do rodu Friskasów. Reszta ich sfory miała identyczne. W wypadku dołączenia do nieswojej watachy, tatuaż i tak zostaje ten sam. 

  Pani Leser, czyli nasza nauczycielka, zaczęła nam pokazywać ruchy mieczem, a potem my mieliśmy to wykonać. Podniosłam swoją zabójczą broń i natarłam na Nezę. Dziewczyna zgrabnie odebrała atak i oddała cios, tak jak poleciła trenerka. Po godzinie ćwiczeń byłam spocona jak chyba jeszcze nigdy. Pani Leser przerwała trening i kazała nam zagrać w piłkę nożną w ramach odpoczynku. Ależ mi odpoczynek.

    Obydwie grupy, starsza i młodsza zebrały się na środku ogromnego, trawiastego boiska. Po pięciu minutach sporów ustaliliśmy w końcu składy. Byłam w drużynie z Treanem, Rickiem, Nezą i Grin. Reszty nie znałam. Dopiero teraz zauważyłam, że Marina się nie pojawiła. Trochę się zaniepokoiłam, ponieważ była na wcześniejszych lekcjach. Nie miałam jednak czasu na rozmyślenia, bo zaczął się mecz. Stałam na obronie i uważnie obserwowałam białą, toczącą się po murawie piłkę. Aktualnie Chris prowadził ją po prawej linii. Kiedy znacząco przybliżył się do naszej bramki, podbiegłam do niego w celu odebrania mu piłki. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich innych graczy. Wiedziałam, że w duchu nabiali się ze mnie, bo co taka dziewczyna mogła zrobić umięśnionemu chłopakowi. Jednak ja byłam zwinna i szybka, także zastawiłam Chrisowi drogę i odebrałam mu piłkę. Chłopak był na początku zdezorientowany, co wykorzystałam podając piłkę Treanowi. Blondyn podbiegł do bramki i już miał strzelać, jednak zmylił przeciwników kopiąc piłkę do Ricka, który jednym zwinnym strzałem trafił prosto do bramki. Ludzie z mojej drużyny zaczęli wiwatować i przybijać sobie piątki. 

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now