Rozdział 11 "Żelek"

8.4K 698 82
                                    

Siedziałam przy biurku i starałam się odrobić lekcje, tyle że wcale mi to nie wychodziło. Na dworze zerwał się porywisty wiatr i całkiem zaszło słońce. Gdzieś w oddali widać było przebłyski. Kiedy skończyłam zadanie z matematyki, założyłam na siebie granatową, skórzaną kurtkę i wyszłam na dwór. Krisa nie zadawała zbędnych pytań, ponieważ przez większość czasu jej nie było. Wolała spędzać czas z tymi bardziej popularnymi osobami, choć wcale nie była jedną z nich, pochodziła z bardzo małego rodu. Dotarłam do lasu i pobiegłam szybko na "swoją" polankę. Stanęłam na środku i podziwiałam wirujące na gałęziach drzew liście. Delektowałam się wiatrem porywającym moje włosy we wszystkie strony. Na moje ramiona zaczęły spadać ogromne krople deszczu. Burza rozpętała się na dobre, a ja położyłam się wygodnie na trawie i zastanawiałam się czy może mnie w tym momencie coś zaatakować, jednak wcale się nie bałam. Sama nie wiem ile tak leżałam, ale kiedy przestało padać i na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, było już kompletnie ciemno. Moją drogę oświetlało tylko światło księżyca. Wcale nie nie zmierzałam w stronę akademii, chciałam zwiedzić drugą część lasu. Zaszyłam się w mroczną gęstwinę. Ta część kniei była bardziej tajemnicza i magiczna. Nawet pachniała inaczej.

Zaszłam bardzo daleko i już miałam zawracać, kiedy coś zaszeleściło w krzakach. Zapachniało... żelkami. Nie powiem, bo trochę się przestraszyłam, ale moja ciekawość wygrała i weszłam ostrożnie w zarośla. Słyszałam coraz głośniejsze dźwięki piszczenia i jakby prychania. Moje ręce pokryła gęsia skórka, ale szłam nieugięcie na przód. Dotarłam do małej polanki, jeśli można to tak nazwać. Przede mną stał piękny, dostojny pegaz, albo jednorożec, ponieważ miał skrzydła i róg. Wydawało mi się, że kiedyś spotkałam się z nazwą "Pegarożec". No więc pegarożec stał z boku i machał rozpaczliwie skrzydłami, próbując wyswobodzić swoje kopyto z objęć korzeni.

Kiedy do niego podeszłam odskoczył gwałtownie i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, przez chwilę czułam się jak w transie, ale potem odzyskałam jasność umysłu.

Koń uspokoił się i stał patrząc na swoje kopyto. Bez zastanowienia podeszłam do niego i zaczęłam rozplątywać pokołtunione szczotki pęcinowe (włosy przy kopytach) konia. Wcale się mnie nie bał co bardzo mnie dziwiło. Kiedy skończyłam podniosłam się i jeszcze raz przyjrzałam się pegarożcowi. Jego ciało pokryte było nieskazitelnie białą sierścią. Tego samego koloru była grzywa, ogon i szczotki. Róg mienił się co chwilę na różne kolory, co dodawało mu uroku, ale też szlachetności.

- Nazwę cię Żelek - powiedziałam na głos, przecież nie mogę mówić na niego ciągle pegarożec.

- Mi tam pasi - odpowiedział po chwili męskim głosem, a ja wyprostowałam się zaskoczona.

- To ty mówisz?! - spytałam oszołomiona.

- Tak mi się wydaje. Chyba, że masz halucynacje, co jest mało prawdopodobne. Wilki raczej ich nie mają - odpowiedział jakby nigdy nic i zaczął przeżuwać trawę.

- Skąd wiesz, że jestem wilkiem? - spytałam kiedy już się uspokoiłam.

- Po pierwsze cuchniesz na kilometr, a po drugie przejrzałem cię - mruknął między "kęsami".

- Przejrzałeś? - nie zrozumiałam o co mu chodziło.

- Kiedy spojrzałem w twoje oczy, dowiedziałem się o tobie wszystkiego - wytłumaczył - każdy pegarożec, jak ty to mówisz, potrafi to robić. Właściwie jest nas tylko trzech. Dwóch facetów, jedna dziewczyna.

- Nie fajnie - jęknęłam.

- Bardzo - odpowiedział znudzony, jednak nagle się ożywił i wykrzyknął:

- Możesz być moim jeźdźcem!

Spojrzałam na niego pytająco. Od wieków nie jeździłam na koniach. Za to na pegazach, jednorożcach, a co dopiero pegarożcach, nigdy. Żelek tylko pokręcił głową z dezaprobatą.

- Możesz mnie ujeździć, a kiedy już to zrobisz pojawi ci się taki znak na przedramieniu i będziesz moim jeźdźcem. Wtedy będę wierny tylko tobie i tylko ty będziesz mogła na mnie jeździć, chyba że rozkażesz zrobić to komuś innemu - wytłumaczył dalej podekscytowany, a ja popatrzyłam się na niego dziwnie.

- Czy mogę się zastanowić do jutra? - spytałam sama nie wierząc w swoje słowa. Do tej chwili w ogóle nie wierzyłam w takie istoty, a teraz rozważałam czy by na nich nie jeździć? No nic, spróbować nie zaszkodzi.

- Jasne, będę tu czekał - zgodził się, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie.

- No przecież nie odfrunę - dodał jeszcze kiedy się oddalałam i zaczął się śmiać ze swojego kiepskiego żartu. Przewróciłam oczami i pobiegłam do akademii.

———————————————————————————————-

Krótki, ale jest. Jutro postaram się dodać następny. Chciałabym abyście dodawali więcej komentarzy, bo to na prawdę motywuje :)

Ps. Nie zdążyłam go sprawdzić.

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now