Rozdział 14 "Worek na uczucia"

3.7K 336 15
                                    

  Byłam kompletnie zaskoczona, zdziwiona, a na dodatek zdezorientowana. Kiedy chłopak przerwał pocałunek, po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł nawet nie zaszczycając mnie swoim spojrzeniem. Stałam na skraju lasu i z otwartą buzią wpatrywałam się w majaczącego na tle lasu Aarona. Moja głowa przypominała w tym momencie mój pokój w akademii, to znaczy była jednym wielkim bałaganem.

   W końcu otrząsnęłam się z szoku i zawołałam za brunetem:

- Aaron! Wracaj co to miało znaczyć?! - Niestety wspomniana przeze mnie osoba nic sobie ze mnie nie robiła i dalej szła spokojnie między drzewami. W tym momencie wezbrał we mnie gniew. Jak mógł zostawić mnie w takim stanie?! Tak się nie robi! Już miałam za nim pobiec, jednak zorientowałam się, że lepiej będzie jeśli pójdę do babci. Przecież prawdopodobnie już nigdy się nie spotkamy. Czemu miałam sama sobie zadawać cierpienie? Jeśli jeszcze bardziej bym się do niego przywiązała, a przywiązuję się do ludzi bardzo szybko, usychałabym z tęsknoty. Lepiej urwać kontakt i zapomnieć o Aaronie.

 Ruszyłam wolnym krokiem w stronę domku Marietty. Już z daleka zobaczyłam czerwoną farbę zdobiącą chatkę. Nie martwiłam się babcią i tym jak usprawiedliwię swoją nieobecność. Moje myśli zaprzątał jedynie pocałunek. Mój pierwszy pocałunek w życiu. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że mimo zaistniałej sytuacji bardzo mi się on podobał. Był przyjemny i pierwszy raz poczułam od chłopaka jakieś emocje, a był to smutek pomieszany z... tęsknotą. Ale za kim mógł tęsknić? Niestety pomyślałam w tym momencie o Chrisie. Nawet nie powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Nie miałam więcej czasu na rozmyślenia, ponieważ dotarłam pod drewniane drzwi.

Wdech, wydech  - mruknęłam do siebie, po czym zapukałam do drzwi. Czekałam chwilę na ciepłym śniegu. Moje trampki dawno już przemokły, ale mi dziwnym trafem wcale to nie przeszkadzało, było raczej przyjemne.

 Wtedy drzwi otwarły się delikatnie i stanęła w nich babcia. Mierzyła mnie chwilę wzrokiem. Od razu uderzył mnie natłok jej uczuć. Jak mogłam się spodziewać w przeważającej części była to złość, ale daleko pod nią dostrzegłam też ulgę i iskierkę radości. I to właśnie ona przywołała na moją twarz smutny uśmiech.

- Dziecko! Gdzieś ty się podziewała?! - Krzyknęła histerycznie babcia - Nie było cię prawie dwa dni!

Już otwierałam usta, żeby wyjaśnić sytuację, ale ona przerwała mi.

- Lepiej nic nie mów. Pewnie szlajałaś się po jakichś imprezach! Piłaś alkohol?!

- Nie - powiedziałam wytrzeszczając oczy. Nigdy tego nie robiłam i nie miałam zamiaru robić. Przeraziło mnie to, że w ogóle mnie o to podejrzewała. - Ja...

 Przerwała moją wypowiedź swoim niedźwiedzim uściskiem, w którym mnie zamknęła. Zdezorientowana spięłam wszystkie mięśnie. To było coś nowego, coś co dawno się nie zdarzyło. Sądziłam, że babcia nie jest zdolna do takich czułości. Mimo to właśnie stałam w jej ramionach. Stopniowo rozluźniałam się, dlatego po chwili sama ją objęłam. Po moich policzkach popłynęły łzy. Najwidoczniej byłam wrażliwą osobą.

- Idź do pokoju, a za godzinę masz być na kolacji - Marietta oderwała się ode mnie i na powrót przybrała tą swoją zdeterminowaną, surową minę. Powinnam się od niej uczyć ukrywania uczuć.

Według jej nakazu ruszyłam pospiesznie do pokoju.

- Masz być punktualnie! - usłyszałam jeszcze głos babci zza drzwi. Uśmiechnęłam się delikatnie po czym usiadłam na miękkim łóżku i otarłam z policzków zaschnięte łzy. Ostatnio miałam naprawdę chaotyczne zmiany nastroju.

***

 Równo godzinę później wyszłam z pokoju i zamknęłam cicho drzwi. Podreptałam delikatnie do salonu połączonego z kuchnią. Widok przede mną był zaskakujący. Uśmiechnięta babcia ozdabiała kolorowymi bombkami dorodną choinkę. Patrzyłam jeszcze przez chwilę jak owija złotym łańcuchem drobne, zielone gałązki po czym postanowiłam zdradzić swoją obecność.

- Babciu, przecież już dawno po świętach - to było pierwsze co przyszło mi na myśl po tym jak otrząsnęłam się z szoku. Tego się po niej nie spodziewałam. Marietta nigdy nie przepadała za Bożym Narodzeniem dlatego w jej domu nie było miejsca na lampki i inne ozdoby świąteczne.

 Wystraszona babcia upuściła na ziemię szeleszczący łańcuch. Spojrzała na mnie zawstydzona. Pierwszy raz na jej twarzy tak otwarcie gościły uczucia. Nie musiał mi w tym pomagać nawet dar "wyczuwania" emocji, o który zawsze zapominałam zapytać Aronię. Podeszłam do kobiety i podniosłam z ziemi ozdobę po czym wręczyłam ją Marietcie z uśmiechem. O dziwo odwzajemniła go.

 Przez cały wieczór ubierałyśmy z babcią choinkę i stroiłyśmy dom. Nieważne, że była połowa stycznia. Dla nas ten czas był odpowiedni i świetnie się bawiłyśmy. Nawet Marietta, w której chyba pękł worek, w którym chowała swoje uczucia.

----------------------------------------------------

 Czołem Bąbelki!

 Tak wiem krótki, ale akcja (której nie było za dużo) tak mi się na ten rozdział skurczyła, ale nie martwcie się, albo martwcie mam pewne plany w stosunku do... no zobaczycie. Nie mogę nic zdradzać :D


Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now