Rozdział 15 "Historia lubi się powtarzać"

4K 366 25
                                    

 Dwa tygodnie. Równe dwa tygodnie spędziłam u babci ćwicząc przemianę, ucząc się jak panować i zarządzać sforą. Dowiedziałam się nawet jak piec pyszne "Wilcze ciasteczka" jak nazywała je babcia, która wróciła do swojego starego stylu bycia. Co oznaczało codzienne pobudki o 5:00 rano. Gorzej niż w akademii. Poznałam nawet kilku członków mojej sfory. Było to dziwne uczucie, ponieważ byli ode mnie starsi. Poza tym znałam już chyba wszystkie zasady kodeksu wilków na pamięć. Lepiej nie wspominać, ale babcia czytała mi go na dobranoc.

 W końcu przyszedł ten dzień - powrót do akademii. Wbrew pozorom strasznie się tym stresowałam. Nie wiedziałam jak zareagują moi przyjaciele. Czy w ogóle mogłam nadal nazywać ich przyjaciółmi?

 Odsunęłam od siebie te myśli i na powrót zaczęłam układać ubrania w walizce. Od czasu pocałunku nie widziałam się z Aaronem, mimo to dużo o nim myślałam. Niestety za każdym razem przypominał mi się Chris, który swoją drogą będzie zapewne wkurzony tym, że nie poinformowałam go o swoim wyjeździe. Ta myśl kompletnie mnie zdołowała. Zamknęłam więc walizkę i poszłam do kuchni na moje ostatnie śniadanie w tym domu.

 W małym pomieszczeniu wykończonym błyszczącymi płytkami babcia smażyła jajecznicę.

- Mhhhhh... - mruknęłam rozkoszując się przyjemnym zapachem - z bekonem? - dodałam podchodząc do blatu. Przez okres tu spędzony, zbliżyłam się trochę do Marietty.

- Tak - odpowiedziała kobieta swoim rzeczowym tonem na co ja się uśmiechnęłam. Lubiłam ją taką jaka jest, a dzięki temu wyjazdowi dowiedziałam się, że jest naprawdę niesamowita. Skorupa surowości i powagi, którą się okryła była tylko zmyłką dla naiwnych ludzi.

- Pamiętasz, że niedługo po powrocie do akademii masz ceremonią przydziału sfory? - spytała babcia, kiedy z uwielbieniem delektowałam się jej jajecznicą.

- Yhm - mruknęłam przeżuwając powoli kęsy. Kiedy nabiłam na widelec bekon, ktoś zapukał do drzwi.

- To pewnie Zefir, spakowałaś się już? - Marietta posłała mi podejrzliwe spojrzenie, na co tylko skinęłam głową i kończąc jajecznicę pobiegłam otworzyć drzwi. Za nimi ujrzałam brązową czuprynę mężczyzny.

- Gotowa? - spytał z obojętnym wyrazem twarzy.

- Prawie - pisnęłam i posłałam mu szczęśliwy uśmiech, po czym pobiegłam do łazienki. Chwyciłam w rękę kosmetyczkę i wrzuciłam do niej wszystkie kosmetyki leżące na półce. Następnie pobiegłam do pokoju i zabrałam walizkę w pomarańczowe kotki.

- Gotowa - powiedziałam stając przed Zefirem. Brunet mierzył mnie zaciekawionym wzrokiem. Pewnie dziwił się moim dobrym humorem i życzliwością w stosunku do niego. Tak się składało, że akurat cieszyłam się z powrotu do akademii. Naprawdę bardzo przywiązałam się do tego miejsca.

  Na zewnątrz zapakowałam walizkę do bagażnika i zajęłam miejsce obok Zefira. Przede mną było jeszcze parę godzin jazdy, ale to już najlepszy etap podróży. W końcu zobaczę moich przyjaciół.

 ***

  Zaparkowaliśmy na opustoszałym parkingu akademii. Było tam przeraźliwie cicho, ale biorąc pod uwagę, że była to połowa roku szkolnego, nie mogłam się dziwić. Otworzyłam drzwi samochodu i wyskoczyłam na zewnątrz. W końcu mogłam rozprostować obolałe nogi. Odetchnęłam znajomym powietrzem i przywołałam na twarz uśmiech. Teraz czekało mnie już tylko mam nadzieję miłe przywitanie z przyjaciółką i już mniej miłe z Chrisem.

  Zefir wyjął mój bagaż z auta, a chwilę później odjechał z piskiem opon. Złapałam plastikowy uchwyt i ruszyłam szczęśliwa do bramy. Po jej otwarciu zagłębiłam się w las, aż dotarłam na dziedziniec, na którym przywitał mnie posąg pegarożca. Moje serce ścisnęło się na myśl o Żelku, ale już niedługo miałam się z nim spotkać.

Wilczy ŚwiatΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα