Rozdział 8 "Niespodziewany gość"

8.8K 688 11
                                    

Chodziłam od sklepu do sklepu, od których roiło się za akademią. Było też dużo klubów... w których szukano stripizerek, ale ja nie szukałam takiej pracy. Obeszłam chyba każdy sklep, każde stoisko, każdy kiosk, ale nigdzie nie poszukiwali pracowników. Potrzebowałam pieniędzy, a nie chciałam obciążać rodziców. Co prawda nie byliśmy biedni, ale większa część naszego majątku przeznaczona była na sforę. Już miałam wracać do pokoju, kiedy zauważyłam neonowy napis ustawiony przed wejściem do stajni:

"Poszukujemy pracowników zajmujących się końmi".

Unikałam tego miejsca za wszelką cenę. Nie miałam zamiaru ani opiekować się końmi, ani ich jeść. Jednym słowem nie chciałam mieć z nimi do czynienia. Jednak nie miałam wyboru.

Weszłam do kremowego budynku stojącego przed stajnią. Był bardzo ładnie urządzony. Wszędzie ustawione były zielone kwiatki, które dobrze komponowały się z fioletowymi ścianami. Po prawej stronie stały trzy sofy ustawione wokół stolika, na których siedzieli klienci (tak przypuszczałam). Za ladą stały dwie dziewczyny w moim wieku, ubrane w czarne sukieneczki sięgające do połowy ud. Obsługiwały chmarę przekrzykujących się klientów. Podeszłam do nich i wskazałam na ogłoszenie stojące przed wejściem. Jedna z nich skinęła głową i wyszła zza lady. Podążyłam za nią.

Znajdowałyśmy się w małym, brązowym gabinecie zawalonym papierami. Za biurkiem siedział niski, trochę gruby mężczyzna w średnim wieku. Uniósł głowę z nad dokumentów i zmierzył mnie krytycznym wzrokiem.

- To dziewczyna chętna do pracy - wytłumaczyła sekretarka i wyszła z pokoju.

- Usiądź - polecił mężczyzna. Spojrzałam niechętnie na podziurawione krzesło stojące przed biurkiem.

- Postoję - odpowiedziałam w końcu. Mężczyzna sapnął głośno i zaczął mówić:

- Nazywam się Frank Frero i jestem właścicielem tego sklepu.

- Stajni - poprawiłam go. To nie był sklep. Posłał mi piorunujące spojrzenie, a ja skarciłam się w duchu. Miałam się spodobać, a nie wkurzać.

- Jasne. Przedstaw się - rozkazał zimnym tonem.

- Jestem Adolpha Kreos i chcę pracować w pana stajni - powiedziałam coś na kształt jego wypowiedzi. Posłałam mu wymuszony uśmiech.

- Hmm... Zaczynasz od jutra, ale jak mi tu będziesz pyskować, to wylatujesz. Przyjdź po szkole. Niech będzie o 17:00. Romi ci wszystko wytłumaczy - wyrecytował, a ja wyszłam z gabinetu bez pożegnania. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo.

Była godzina 18:00 i zastanawiałam się czy nie pójść na tę imprezę u Friskasów. Jednak po chwili zrezygnowałam. Pobiegłam do lasu, ponieważ zdałam sobie sprawę, że dawno nie biegałam. Mijałam znajome drzewa, aż w końcu dotarłam do mojej polanki, jednak nie była ona pusta.

--------

Wybaczcie, że krótki... A i chciałabym, żebyście napisali co uważacie o Treanie, a co o Chrisie. :)

Wilczy ŚwiatKde žijí příběhy. Začni objevovat