Rozdział 5 "Problem bez nazwy"

5.9K 466 14
                                    

Już wiedziałam co muszę zrobić. Przecież nie mogłam tak po prostu pozostawić świata na pastwę Feo. Musiałam ochronić za wszelką cenę moją rodzinę i przyjaciół. Dlatego też musiałam dowiedzieć się jak najwięcej. Dotarłam do rzeki, w której kiedyś po moim przyjeździe tutaj, się kąpałam. Usiadłam na niezwykle ciepłej trawie i wyciągnęłam spod bluzki medalion. Otworzyłam go i całą swoją uwagę skupiłam na Aronii, która pojawiła się koło mnie. Kobieta widząc przed sobą rzekę pierwsze co zrobiła to podeszła do niej z uśmiechem i zanurzyła nogę w wodzie, która zamiast rozpryskać się, pozostała nieruchoma. Posłanka bogów usiadła koło mnie z niemrawą miną i powiedziała tęsknym głosem:

- Tak bardzo chciałabym znowu dotknąć wody.

- Znowu? - spytałam zdziwiona, nie wiedziałam, że kiedyś już to robiła. Chyba, że tam skąd przybyła jest woda.

- Mieszkałam kiedyś na ziemi. Właście to się tu urodziłam. Moja matka jest boginką, ale jako jedyna mieszka na ziemi, ponieważ się zakochała i to w człowieku - uśmiechnęła się na wspomnienie o swojej rodzinie.

- Czemu zostałaś posłanką? Zmusili cię do tego? - spytałam trochę niegrzecznie. Aronia uśmiechnęła się smutno jakby czegoś żałowała, ale się z tym pogodziła.

- Nikt mnie do niczego nie zmusił, sama się zgłosiłam. Byłam wtedy młoda i głupia, pokłóciłam się z rodzicami i bratem przez co powiedziałam im, że już ich nie kocham i nie chcę widzieć na oczy. Bogowie poszukiwali wtedy chętnych na posadę posłańców, a ja pod wpływem impulsu się zgodziłam. Nie wiedziałam na co się piszę, a teraz tego żałuję. - Zrobiło mi się naprawdę smutno. Poczułam wszystkie jej emocje. Najpierw złość na rodzinę, później satysfakcję, że zrobiła na przekór rodzicom, następnie smutek i rozpacz, że nie może już nic zrobić, a na końcu akceptację. To było dla mnie dziwne, że czułam jej uczucia, ale może to dlatego, że ona czytała w moich myślach.

- I nie widujesz swojej rodziny? - spytałam nadal oszołomiona. Kobieta pokręciła przecząco głową po czym dodała:

- Ostatnio widziałam matkę kiedy razem z innymi "umieszczała" mnie w amulecie. Nie miałam nawet okazji jej przeprosić.

- Jest jakiś sposób żebyś wydostała się z tego medalionu i spotkała z rodziną? - spytałam z nadzieją. W sumie mnie też by to pomogło. Nie miałabym problemu w postaci chronienia całego świata. Byłam przecież tylko małym wilkołakiem, co niby mogłam zrobić?

- Jest jeden. To zależy od osoby posiadającej medalion. Możesz mnie uwolnić, ale zapłacisz za to życiem. - No tak, a czego ja się spodziewałam, że przyleci różowy jednorożec, zabierze Aronię do rodziny, a ja będę miała święty spokój? Jeśli rzeczywiście tak myślałam, to się pomyliłam.

- Mówiłaś, że muszę pokonać gryfa Feo, tak? - spytałam dając sobie spokój z uszczęśliwianiem Aronii.

- Wcale nie mówiłam, że masz kogoś pokonać. Masz zrobić co w twojej mocy, aby wilkołaki pokonały protoceinów.

- No dobrze, ale mówiłaś też coś o jakichś wskazówkach. - Nie dawałam za wygraną, wiedziałam że muszę coś w końcu zrobić, a nie tylko stać bezczynnie i patrzeć się jak wszyscy ciężko pracują.

- Tak, to prawda. Pierwszą wskazówką jest to, że musisz znaleźć sposób jak zniszczyć medalion, którego szuka Feo. - Powiedziała spokojnie.

- Ale jak mam go niby znaleźć? A do tego nawet nie mam tego medalionu - trochę się zirytowałam.

-Podpowiem ci, że jest to przedmiot, a więcej to ja sama nie wiem. - Wiedziałam, że kłamie i że wie dużo więcej, był jakiś powód dlaczego nie chciała mi powiedzieć wszystkiego, a ja postanowiłam nie naciskać - musisz dobrze przygotować się do walki, a teraz powinnaś wracać do akademii, zaraz przegapisz obiad.- Aronia miała rację. Zamknęłam medalion przez co posłanka zniknęła. Było mi jej szkoda, ale nie mogłam się nią przejmować. Postanowiłam sobie, że jeśli miałam zginąć to musiałam uratować moich przyjaciół. Czasem trzeba poświęcić jedno istnienie, aby uratować ich więcej. A gdzieś tam w środku czułam, że nie wyjdę z tego cało i, że bogowie oczekują ode mnie tak naprawdę więcej niż mogą otrzymać.

***

 Stałam w kolejce po jedzenie i rozmyślałam o przedmiocie, który miał rzekomo zniszczyć amulet. Tylko, że nawet jeśli go znajdę, to skąd do cholery mam wiedzieć, że to właśnie on! Uspokoiłam się i grzecznie podziękowałam kucharce za obiad. Odeszłam od lady i rozejrzałam się po stołówce. Wszyscy rozmawiali ze sobą, śmiali się i cieszyli z życia, a ja zostałam przygnieciona problemem o nazwie... właściwie to on nie miał nazwy, bo nie wiedziałam czym on jest. "Bądź cierpliwa, kiedy go znajdziesz będziesz wiedziała, że to on" usłyszałam głos w głowie i tak zrobiłam, postarałam się być cierpliwa. Szybko odnalazłam stolik przy którym siedziała samotnie Marina próbująca wcisnąć w siebie porcję frytek. Czasem zastanawiałam się czy ona serio jest wilkołakiem. Z doświadczenia wiedziałam, że wilki jedzą zdecydowanie za dużo, ale Marina była przecież protoceinem, a nie wilkołakiem, więc w sumie to wszystko wyjaśnia. 

   Usiadłam koło przyjaciółki nie mówiąc jej na razie o Aronii. Zdecydowałam, że będzie to mój mały sekret. Przynajmniej dopóki nie zdecyduję, że mogę go powierzyć czarnowłosej. Nie to, że jej nie ufałam. Po prostu uważałam, że to nie był moment na takie wyznania szczególnie, że byłyśmy na sali pełnej wilkołaków o nadprzyrodzonym słuchu.

- Chcesz moje frytki? - spytała dziewczyna podsuwając mi talerz pod nos. Uśmiechnęłam się, wiedziałam, że w końcu się podda i podaruje mi swoją porcję. Wzięłam od niej talerz i zaczęłam jeść. Wtedy na sali pojawił się Chris, Trean i Rick. Odebrali jedzenie i przysiedli się do nas. Chris usiadł koło mnie, a ja się do niego przybliżyłam i szepnęłam na ucho:

- Pójdziemy dziś potrenować? - Chris zmarszczył brwi, ale po chwili przypomniał sobie, że miał nauczyć mnie przemiany w wilka i skinął głową po czym mruknął dla potwierdzenia:

- Jasn... - jednak nie dokończył słowa, ponieważ profesorka Lorin mu przerwała.

- Adolpho, to naprawdę bardzo ważne. Twoja babcia dzwoniła, chodź ze mną do gabinetu.

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now