Rozdział 11 "Milczący tłum"

4.3K 365 22
                                    

Szłam z Aaronem do ich wodza. Nie dlatego, że chciałam, ale dlatego, że musiałam. Niestety straciłam jakiekolwiek chęci na odwiedziny u tego gościa. Sama nie wiedziałam co on może mi zrobić i nie chciałam wiedzieć.

 Spojrzałam na bruneta smutno. Nie wiedziałam czy jest na mnie zły, ale wyglądał na zamyślonego. Ta jego tajemniczość mnie denerwowała! Westchnęłam głośno, żeby mnie zauważył, ale on wpatrywał się usilnie w las. Nie odezwał się do mnie od momentu, w którym wytłumaczył mi plan działania. Powiedział, że mam czas na zastanowienie się aż nie dojdziemy do placu głównego, na którym zebrali się już wszyscy zmiennokształtni.

 Spojrzałam na fragment pożółkłej trawy, który nie był zasypany przez śnieg i wpadłam na pomysł. Dyskretnie otworzyłam pod bluzką medalion i zaraz obok mnie pojawiła się Aronia. Była uśmiechnięta, a rzadko ją taką widuję. Zagarniała swoimi gołymi stopami biały śnieg. Po chwili spojrzała na mnie szczęśliwa i pokręciła głową.

- Zastanów się ile na siebie bierzesz. Musisz znaleźć przedmiot, którym zniszczysz medalion  i jeszcze to. Jednak ja nie mogę ci nic sugerować. Masz wolną wolę i nikt nie może ci rozkazywać. Zrób jak uważasz - powiedziała. Zamiast pomóc jeszcze bardziej mnie zdołowała. Dogoniłam Aarona, który już trochę się ode mnie oddalił i zostawiłam kobietę na śniegu. Wiedziałam, że nie może się za bardzo oddalać. Czasem było mi jej żal, straciła resztę swojego życia przez kłótnię z rodzicami i jej buntowniczy charakter.

  Ponownie spojrzałam na chłopaka, który nawet nie zauważył, że się od niego oddaliłam. A co najdziwniejsze nie czułam od niego złości, właściwie nic od niego nie czułam. Mój dar rozpoznawania czyichś emocji mnie w tym wypadku zawiódł. A może właśnie to był mój dar po przemianie w wilka Ciris. Zawsze zapominałam zapytać o to Aronię. Obiecałam sobie, że następnym razem ją o to zapytam, ale w tamtym momencie dostrzegłam pierwsze osoby czekające na... mnie. Podjęłam w końcu decyzję dotyczącą naszego planu i wyprostowałam się, żeby dodać sobie pewności.

 ***

  Wokół małego kółka, na którym stał wódz i jego... pomocnicy, jakkolwiek się oni nazywają, zebrał się już spory tłum zmiennokształtnych. Każdy z nich miał czerwone oczy. Dopiero w tamtym momencie zorientowałam się, że Aaron takich nie ma. Postanowiłam sobie, że jeśli uda mi się z nim jeszcze porozmawiać to go o to zapytam.

  Chłopak złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić przez tłum, a wszyscy się przed nami rozstępowali. Kiedy doszłam na plac i stanęłam przed wodzem, ukłoniłam się. Przez ten czas nauczyłam się, że zmiennokształtni są bardzo wybrednym narodem i trudno ich do czegokolwiek przekonać. Jak już postawią na swoim to nie ugną się przed nikim. Aaron zniknął gdzieś w tłumie więc zostałam sama.

- Oto Adolpha Ciris, przedstawicielka narodu wilkokrwistych! - Wódz zwrócił się do tłumu - Próbowała zranić mojego syna! Co masz na swoją obronę? - Tym razem powiedział to do mnie, a mnie głos uwiązł w gardle. Spojrzałam zdziwiona na tłum i jak na złość w pierwszym rzędzie stał Aaron i uśmiechał się zadowolony. W tamtym momencie zrobiło mi się głupio, że nazwałam go zwykłym zmiennokształtnym, kiedy on był synem wodza. Poczułam jak moje policzki się czerwienią,  jednak zmusiłam się do ponownego spojrzenia na wodza.

- Nie mam nic na swoją obronę - odpowiedziałam twardo i wlepiłam wzrok w Aarona szukając w nim wsparcia. Brunet wyróżniał się z tłumu nie tylko swoimi brązowymi oczami, ale też swoim wyglądem.  Był naprawdę przystojny. Co?! Skarciłam się w duchu. W takich momentach nie powinnam skupiać się na chłopakach, tylko na tym co mówi do mnie wódz. Kiedy w końcu skończył postanowiłam zrealizować mój i Aarona plan. Przecież raz się żyje, prawda?

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now