Rozdział 21 "Im więcej będziesz wiedziała, tym bardziej będziesz cierpiała"

3.4K 267 55
                                    

 Przepełniona śmiałością pochylałam się nad pięknym, a jednak wzbudzającym we mnie swego rodzaju strach amuletem. Połyskiwał on złotą barwą w świetle nikłej lampki stojącej na biurku. Po całym dniu zaskakujących wydarzeń byłam wykończona i z wielką chęcią zakopałabym się pod kołdrą. Jednak nie mogłam. Wiedziałam już co muszę zrobić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to będzie boleć. Drżącymi z wyczerpania dłońmi delikatnie otworzyłam medalion. Tak jak się tego spodziewałam po prawej stronie pojawiła się Aronia. Mogłam wyczuć, że była ona trochę zdenerwowana, ale dzielnie wpatrywała się we mnie i zaciskała palce na fałdach miękkiej sukni.

- Jesteś pewna, że tego chcesz? Im więcej będziesz wiedziała, tym bardziej będziesz cierpiała. A im bardziej będziesz cierpiała tym szybciej będziesz zbliżała się do śmierci - oświadczyła twardo kobieta. Znała moje myśli, dzięki czemu nie musiałam jej niczego tłumaczyć.

- Tak - odparłam i potwierdziłam pewnym skinieniem głowy.

- Dobrze, w takim razie taka mała wskazówka. Nie będzie bardzo bolała. Pożądanym przez ciebie przedmiotem jest narzędzie zajmujące twoje myśli podczas zebrania. - Zaraz po wypowiedzi Aronii nadszedł ból. Moje nadgarstki rozerwały się ponownie, skutkiem czego był mój cichy jęk bezsilności. Podniosłam się na nogi i podeszłam do szuflady, w której trzymałam apteczkę. Wyciągnęłam z niej bandaż, którym następnie owinęłam krwawiące rany. Starałam się zignorować ból. Zamknęłam medalion i przemęczona upadłam na miękkie, długo wyczekiwane przeze mnie łóżko. Nazajutrz czekał mnie pracowity dzień.

***

 Wyskoczyłam z łóżka wraz z pierwszym promieniem słońca. Mój przerażający głód zaprowadził mnie prosto na stołówkę. Nie chciałam wywoływać zamieszania, dlatego po cichu przemknęłam z jedzeniem na koniec stołówki. Postanowiłam, że podstawowymi rzeczami potrzebnymi mi do porządnego wykonania zaplanowanych rzeczy jest wyspanie i najedzenie się do syta. Wszyscy uczniowie byli w ponurych nastrojach i szeptali między sobą o śmierci Treana. Na mnie zadziałała ona motywująco i obiecałam sobie, że nie pozwolę na śmierć kolejnej bliskiej mi osoby.

  Wykorzystując wskazówkę Aronii szybko przemieszczałam się do biblioteki. Przedmiotem, który zajmował moje myśli podczas zebrania był miecz. Nie potrzebowałam długo się nad tym zastanawiać. Była to zdecydowanie dobra wskazówka. Budynek biblioteki był piękny, ozdobiony dwiema strzelistymi kolumnami i masą kamiennych posągów. Znałam go już na pamięć, często po zajęciach krzątałam się między półkami i czytałam. Dzięki temu bez problemu dotarłam pod czarne drzwi, nad którymi wisiał rudy, błyszczący napis: EKSPONATY. Zignorowałam czerwoną tabliczkę, która informowała o zakazie wstępu i upewniając się wcześniej, czy nikogo nie ma w pobliżu, weszłam do środka. Było to niewielkie, podłużne pomieszczenie, zapełnione masą zakurzonych pudeł i szafek. Na wszelki wypadek wyczuliłam zmysły, aby szybciej dowiedzieć się o zbliżających się osobach.

  Postanowiłam zacząć od półki oznakowanej napisem: Broń. Znajdowało się tam mnóstwo starych, śmiercionośnych narzędzi, jednak żadne ani trochę nie przypominało miecza z malowideł. Przeglądałam coraz to nowsze pudła, a nadzieja coraz bardziej ze mnie ulatywała. Po godzinie poszukiwań opadłam bezsilna na chłodną podłogę. Zaczęłam się nad sobą użalać. Tak bardzo chciałam obronić swoich przyjaciół, których zostało tak niewielu, ale jak mogłam to zrobić kiedy byłam całkowicie beznadziejna i nie umiałam znaleźć nawet jednego, idiotycznego miecza?

 Położyłam się na brudnej posadzce, a z oczu poleciały niechciane krople.

- Głupie łzy - warknęłam do siebie i otarłam ciecz zamaszyście. Nie chciałam okazywać słabości, choć tak naprawdę byłam słaba. - Nie, muszę wziąć się w garść. Dla Treana.

Przekręciłam się na bok obejmując ramionami. Nagle coś błysnęło przed moimi oczami. Zamrugałam kilka razy aby pozbyć się łez i wyostrzyłam wzrok. Pod półką błyszczała srebrna klinga. Zerwałam się na nogi i zaczęłam odsuwać półkę od ściany co chwilę siorpiąc nosem. Nadzieja kiełkowała we mnie jak jakaś młoda, naiwna roślinka.

 Włożyłam rękę w poszukiwaniu rękojeści.

- Au! - jęknęłam kiedy przejechałam palcem po ostrzu. Zlekceważyłam małą ranę i sięgnęłam ręką wyżej. Dotknęłam okrągłej głowicy, zdecydowanym ruchem wyjęłam miecz zza mebla. Na moich ustach wykwitł uśmiech. Miecz był długi, a jego klinga błyszczała niebieską poświatą. Brązowa rękojeść idealnie układała się w mojej dłoni. Z westchnieniem ulgi schowałam broń za plecami i niepostrzeżenie wymknęłam się z biblioteki.

***

  Po udanym polowaniu na miecz potrzebny mi do zniszczenia medalionu, mogłam wykonać dalszą część planu. Wstąpiłam do pokoju po telefon i udałam się do Żelka. Pegarożec przywitał mnie wesołym rżeniem.

- Mamy coś ważnego do załatwienia - przeszłam od razu do rzeczy.

- Jasne, będziemy walczyć, prawda? Ale zabierzesz mnie ze sobą? - Ogier udeptywał ziemię kopytami spoglądając na mnie podekscytowany. Spojrzałam na niego pobłażliwie.

- Zabiorę, ale musimy poćwiczyć. A właściwie ja muszę poćwiczyć panowanie nad moim darem.

  Żelek poruszył niespokojnie uszami.

- Okej, ale ja chcę wyjść z tego cało.

  Ignorując jego komentarz  wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer. Zadzwoniłam do każdej osoby, której potrzebowałam. Miałam nadzieję, że każda zrobi to o co ją poprosiłam.

  ***

 - Musisz się bardziej postarać! - Aronia nakazała surowym tonem. Nie posądzałam jej o taką stanowczość! Siedziałyśmy na polanie i ćwiczyłyśmy moje panowanie nad lodem, czyli dar który dostałam po przemianie. Kobieta uczyła mnie jak mam zamrozić wodę w szklance, którą przyniosłam z obiadu. Niestety jedyne co mi do tej pory wyszło to oprószenie śniegiem brwi Aronii.

- Grrr - wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia. To na co wszyscy tyle czekali, zbliżało się w zbyt szybkim tempie, a ja musiałam opanować mój dar jeszcze przed tym. Inaczej mi się nie uda...

- Wyobraź sobie, że to Zefir i musisz go zamrozić. Wiem, że go nie lubisz - nakazała kobieta.

- Ej! Nie musisz przeglądać moich myśli. I tak wiesz już o mnie za dużo. Zero prywatności - mruknęłam urażona.

- Skup się lepiej na tej szklance.

- No dobra. - Machnęłam ręką w geście kapitulacji, a woda jak na zawołanie zamarzła. - Dlaczego akurat w tym momencie?! Wcale tego nie chciałam. Jak mam to kontrolować?

- Wystarczy, że się skupisz.

  I tak minęło nam całe popołudnie. Wieczorem, po krótkim treningu z Żelkiem musiałam już się zbierać. Teraz wystarczało już tylko poinformować o wszystkim członków akademii.

----------------------------------------------------------------------------

 Tak, wiem że krótki i po tak długiej przerwie, ale tuż przed zakończeniem książki wena mnie opuściła i nie potrafiłam nic napisać. Teraz chyba wróciła... miejmy nadzieję :) Być może nie rozumiecie z tego rozdziału zbyt wiele (choć pewnie się domyślacie o co chodzi), ale w następnych rozdziałach wszystko się wyjaśni. Piszcie w komentarzach co sądzicie i jakie są wasze domysły! Komentarze (w szczególności te długie) bardzo motywują :D


Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now