Rozdział 19 "Ciemność"

3.7K 293 35
                                    

  Po trzech dniach mogłam wyjść ze szpitala. Siedziałam samotnie w swoim pokoju. Pustym wzrokiem patrzyłam na widoki rozpościerające się za oknem. Wiatr porywiście mknął po opustoszałym polu, wydając przy tym głośne dźwięki. Szum w moich uszach dodawał mi determinacji. Podeszłam sprężystym krokiem do parapetu i otworzyłam na oścież okno. Wiatr nie czekając na moje pozwolenie wparował do pomieszczenia unosząc i rwąc moje włosy. Nie kłopocząc się aby założyć je z powrotem za ucho wskoczyłam na parapet i spuściłam nogi. Zamachałam nimi w powietrzu dostosowując się do silnych podmuchów.

  Wspomnienia o moich przyjaciołach, których musiałam opuścić nie dawały mi spokoju. Nawet za Mariną tęskniłam. W jakiś dziwny sposób nadal nie potrafiłam się pogodzić z jej zachowaniem. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą od razu wysuszył gwałtowny podmuch wiatru. Nie mogłam tak po prostu porzucić miejsca, które stało się moim domem. 

   Zostawiając otwarte okno zeszłam na dół na obiad. 

- Cześć Dolphie - przywitała mnie wesoło mama. Jak mogła tak po prostu się do mnie uśmiechać wiedząc w jak bardzo złym humorze jestem. Naprawdę nie widziała jak bardzo cierpię? Zignorowałam jej pytanie i otworzyłam starą, brunatną szafkę aby wyciągnąć z niej miskę na mleko. 

- Och, daj spokój! Ile będziesz się jeszcze gniewała? - spytała śledząc uważnie wzrokiem jak wstawiam mleko do mikrofali. Od kiedy usłyszałam od nich nowinę o opuszczeniu akademii, toczyłam z rodzicami zaciętą wojnę, a matka nadal nie rozumiała, że to nie jest mój kolejny kaprys?

- Pozbawiłaś mnie przyjaciół, rodziny! - syknęłam z udręką w oczach. - Akademia była moim domem wszystkim co posiadałam, a ty tak bezkarnie mi to odebrałaś. A teraz co? Myślisz, że tak po prostu wrócę do domu i wszystko będzie tak jak wcześniej?

  Na twarzy rodzicielki wykwitło zdziwienie. Pierwszy raz tak się do niej odezwałam. Emocje, które we mnie buzowały zaczęły blednąć, a z oczu chciały popłynąć łzy. Zaciskając pięści powstrzymałam się od płaczu. 

- Czyli ja z ojcem nie jesteśmy dla ciebie ważni?  - Kobieta zarzuciła surowym tonem.

- Może gdybyście chociaż raz mnie odwiedzili, albo chociaż zadzwonili. Okazali jakiekolwiek zainteresowanie swoją córką. Może wtedy mogłabym was nazwać rodziną - powiedziałam łamiącym się głosem po czym opuściłam dom spokojnym krokiem. 

 W momencie, w którym drzwi wejściowe zatrzasnęły się za mną z hukiem, cicho załkałam. Zezłościłam się na siebie. Ja też mogłam zadzwonić do rodziców, pomyśleć o nich, a jednak tego nie zrobiłam. W dodatku zwaliłam na nich całą winę. 

  Idąc polną ścieżką zaczęłam żałować, że bez namysłu wyszłam na dwór i nie ubrałam kurtki. Było bardzo zimno, a z ciemnych, burzowych chmur już spadały pierwsze krople. Otaczały mnie same pola z wysokimi, pożółkłymi trawami, które uginały się pod siłą zawieruchy. Zarzuciłam na głowę kaptur atramentowej bluzy, aby uchronić się przed zimnem. 

  Gdzieś nad lasem błysnęła jasna wstęga dzieląc pochmurne niebo na małe poszarpane części, a zaraz po niej nastąpił donośny huk, który wstrząsnął ziemią. Stanęłam zaniepokojona. Powinnam już wracać już do domu, ale nie mogłam. Moje serce zaczęło szybciej bić. Co miałam teraz zrobić, gdzie się podziać? 

  W mojej głowie dało o sobie znać wspomnienie domku przyjaciółki. Starałam się je odgonić. Nie mogłam teraz iść do Friny. Obiecałam jej, że będę dzwonić codziennie, a wbrew moim słowom kompletnie ją zignorowałam. Jak mogłam popełnić tyle błędów w tak krótkim okresie? Co ze mnie za przyjaciółka? Narzekałam na Marinę, a sama nie zachowałam się lepiej. 

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now