Rozdział 1 "Medalion"

7.6K 537 8
                                    

 

Ważne

 Jak pewnie zauważyliście dodałam ostatni rozdział i teraz każdy powinien go widzieć.

  ------------------------------------------------------------------------------

  Siedzieliśmy w sali zebrań i czekaliśmy aż profesor Smertin wejdzie na scenę i zacznie przynudzać. Tak się akurat składało, że bardzo dobrze wiedziałam co ma nam zamiar przekazać. Usadowiłam się wygodnie i przyjrzałam malowidłom na ścianach. Przedstawiały one przeróżną broń oraz istoty. Moją uwagę przykuł jeden charakterystyczny miecz w ręku pradawnej wojowniczki. Był całkiem zwykły - srebrne ostrze i owinięta brązową owijką rękojeść, a jednak coś w nim wydawało mi się znajome.

  Moje rozmyślania przerwała profesor Smertin, która zaczęła wyjaśniać uczniom, że aktualnie jesteśmy w niebezpieczeństwie ze strony protoceinów i należy zachować należyte środki ostrożności. Wszyscy byli bardzo podenerwowani. Przed tym zebraniem zdawali sobie sprawę z zagrożenia, jednak nie przejmowali się tym tak bardzo. Teraz kiedy ktoś im to uświadomił zaczęli się tym bardziej przejmować.

  Wróciłam do moich rozmyślań o wojowniczce dzierżącej w ręku tajemniczy miecz. Byłam prawie pewna, że skądś go znam.

- To co? Kiedy przedstawisz wszystkim Żelka? - Marina pomachała mi ręką przed twarzą - Ostatnio bardzo często się zamyślasz.

- Hmm - mruknęłam. Chciałam usilnie przypomnieć sobie skąd znam ten miecz, a szatynka wcale mi w tym nie pomagała.

- Odpowiesz mi czy mam poprosić o pomoc Libę? On wyciągnie z ciebie wszystko za pomocą jednego dotyku, więc? - poruszyła śmiesznie brwiami.

- Jasne, powiem im o Żelku na pierwszej lekcji jazdy na pegazach - odpowiedziałam rezygnując z moich rozmyślań. Marina uśmiechnęła się usatysfakcjonowana moją odpowiedzią i zamiast męczyć mnie dalej wsłuchała się w mowę profesor Smertin, z czego bardzo się ucieszyłam.

- Wiesz, że powinnaś uważnie słuchać nauczycielki, a nie gadać z koleżankami? - W tym momencie całkowicie dałam sobie spokój z mieczem i spojrzałam lekko zirytowana na Chrisa.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale właśnie rozmawiam z tobą, a nie z koleżankami - powiedziałam z dezaprobatą.

- Ze mną to możesz... Nad czym tak myślisz? - zmienił temat. Spojrzałam na niego moimi złotymi oczyma i westchnęłam. 

- Nad niczym, a teraz pozwól, że posłucham ciekawych rzeczy - oświadczyłam sarkastycznie i odwróciłam głowę. Wlepiłam oczy w scenę i do końca zebrania już się nie odzywałam.

***

 Razem z Mariną i Chrisem opuściliśmy salę i udaliśmy się do akademika. Na dole gdzie znajdował się aktualnie nieczynny bar, nie było nikogo. Wszyscy woleli wybrać się do jednego z wielu klubów za akademią. Czasem dziwiłam się, że nauczyciele nie zwracali na to uwagi. Podążałam krok w krok za Mariną myślami będąc gdzieś daleko. Przyjaciółka trafnie dziś zauważyła, że często się zamyślałam.

  Szatynka nagle skręciła, a ja zauważyłam to dopiero po uderzeniu w pomarańczowy stolik. Odbiłam się od niego i poślizgnęłam na wylanym przez kogoś soku, przez co już po chwili leżałam na ziemi. Marina i Chris odwrócili się słysząc głuchy łoskot.

- Czemu oni nie myją podłogi! - syknęłam i podniosłam się rozmasowywując obolałe miejsce.

- Nic ci nie jest? - spytał Friskas, próbując powstrzymać uśmiech. W tym momencie coś mignęło za oknem. Mój wzrok się wyostrzył, a ja byłam już prawie pewna co widziałam.

- Dolphie? - zaniepokoiła się Marina widząc moje spojrzenie. Zmarszczyłam brwi i zwróciłam się do niej:

- Czy twoi protoceini nadal są w tych lasach?

- Mówiłam ci już, że wyjechali do swoich rodzin. Wolą jednak mieszkać w domu niż w lesie. To nadal są w połowie ludzie. Jedynie Boni pozostał w akademii, gdyż jako jedyny z naszej watahy nie zyskał możliwości przemiany w człowieka - powiedziała podejrzliwie. Przypomniałam sobie brązowego protoceina, który mnie uratował i przyprowadził do watahy Mariny. To trochę mnie uspokoiło.

- No tak - uśmiechnęłam się trochę sztucznie i skinęłam głową, że możemy iść dalej. Dziewczyna mierzyła mnie chwilę swoim krytycznym wzrokiem, jednak po chwili ruszyła przed siebie zdając sobie sprawę z tego, że nic więcej ze mnie nie wyciągnie. Spojrzałam jeszcze raz w szybę. Wilka nie było. Przeskoczyłam wzrokiem na drugie okno. Wtedy w świetle jakie roztaczały wewnętrzne lampki dostrzegłam wielką brązową kreaturę. Spojrzała na mnie krwistoczerwonymi oczyma i już wiedziałam iż nie jest to dobry osobnik. Nie widziałam u niego tej fioletowej otoczki, którą posiadała Marina i jej wilki. Gwałtownie się zatrzymałam. Byłam sparaliżowana strachem. Moi przyjaciele szli dalej rozmawiając i nie zdając sobie sprawy z zagrożenia.

   Protocein mierzył mnie przez chwilę wzrokiem po czym zniknął w cieniu i nie pozostało po nim ani śladu. Chris i Marina musieli już chyba dojść do schodów, bo zauważyli, że nie idę za nimi.

- Dolphie, idziesz? Ostatnio dziwnie się zachowujesz - westchnęła przyjaciółka. Wskazałam im palcem okno, za którym przed chwilą stał wilk, a oni spojrzeli się na mnie jak na psychopatkę, a może rzeczywiście nią byłam.

- Tam był... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ przerwał mi dźwięk rozbijającego się szkła. Przestraszona spojrzałam w tamtą stronę. Kolorowe stoły i krzesła zostały zmiecione przez wielkiego potwora stojącego aktualnie po środku pomieszczenia.

  Chris pobiegł przede mnie i zmienił się w czarnego wilka z zielonymi oczami. Spojrzałam na Marinę, która zrobiła to samo. Przemieniła się w dużego dzikiego wilka ze skrzydłami. Jako protocein była jednak dużo mniejsza od napastnika. Jej futro nawet w pomieszczeniu błyszczało fioletem.

  Wróg rzucił się na Chrisa i wbił mu zęby w kark, ten zapiszczał, ale po chwili zranił protoceina w łapę i wskoczył mu na grzbiet. Na pomoc przyszła mu Marina, która zaczęła gryźć i drapać przeciwnika po skrzydłach, a ja stałam i przyglądałam się walce niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pierwszy raz widziałam tak ogromnego wilka.

  Otrząsnęłam się dopiero kiedy moi przyjaciele zaczęli przegrywać. Usilnie próbowałam się przemienić, ale nie było to takie proste jak w Sylwestra. W końcu postanowiłam, że będę musiała nad tym poćwiczyć. Podniosłam krzesło, podbiegłam do miejsca walki i rzuciłam nim prosto w pysk protoceina. Wilk wkurzony zmierzył mnie wzrokiem, ale zanim zdążył mnie zagryźć, Chris wbił mu zęby w szyję przez co upadł martwy na podłogę.

  Staliśmy jeszcze chwilę przyglądając się bezwładnemu ciału po czym odetchnęliśmy z ulgą. Chris i Marina przemienili się w ludzi, a ja podeszłam bliżej protoceina. Zauważyłam, że w jego sierści coś błyszczy. Dotknęłam tego ręką. Okazało się, że to medalion przewieszony przez szyję. Zdjęłam go i bliżej się mu przyjrzałam. Wyglądał na zwykły złoty medalion z wyrzeźbionymi w nim gałązkami jemioły. Chciałam go otworzyć, ale usłyszałam dźwięki z zewnątrz. Pewnie nauczyciele usłyszeli dziwne odgłosy z akademika. Schowałam więc medalion do kieszeni, nie pokazując go nikomu i podniosłam się z ziemi przygotowana na kazanie ze strony profesor Smertin, której sylwetka pojawiła się w drzwiach.

Wilczy ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz