Rozdział 18 "Coś mokrego na twarzy"

7.7K 619 6
                                    

Przez całe przedpołudnie siedziałam w bibliotece i zgłębiałam historię protoceinów. Okazało się, że w nocy była dostawa książek o takich właśnie zwierzętach. Dowiedziałam się naprawdę dużo nowych rzeczy, szczególnie z tego fragmentu:

"Protoceini bardzo rzadko przybierają swoją ludzką postać. Jedynie wtedy kiedy chcą porozmawiać z inną istotą niż wilk. Podobno najmłodsze osobniki straciły umiejętność przemiany. Jedynym sposobem, aby przeciwnik bądź osoba postronna przemieniła protoceina w człowieka jest oblanie go wodą. Dlatego Dzikie wilki tak jej unikają. Wilkołaki różnią się od nich wyglądem, a także zachowaniem. Protoceini są dwa razy więksi, posiadają też wielkie skrzydła pokryte futrem i czerwone ślepia. Są bardzo agresywni i prawie w ogóle nie zachowali cech człowieka."

Zbliżała się pora obiadu więc zamknęłam księgę i opuściłam bibliotekę. Udałam się do stołówki gdzie zajęłam miejsce przy stoliku Friskasów.

- Hej - przywitałam się z wszystkimi. Tym razem z chłopakami siedziały też dziewczyny.

- Czołem Dolphie - odpowiedziała Neji. Była dziś prawdopodobnie w bardzo dobrym humorze (w sumie tak jak zawsze). Posyłała wszystkim promienne spojrzenia i uśmiechała się trochę psychopatycznie. Zajęłam miejsce obok Nezy, która bawiła się swoją metalową bransoletką. Uśmiechnęłam się do niej. Dziewczyna podniosła jeden kącik ust. Zastanawiałam się czy ona umie się uśmiechać inaczej. Kiedy wdałam się z nią w rozmowę, przerwał nam Liba.

- Nie było jej dzisiaj na zajęciach - szepnął mi do ucha. O nie! Jeśli Romi gdzieś zniknęła to prawdopodobnie nie odnajdziemy Mariny. Spojrzałam na blondyna przerażona.

- Co jest? - spytała Neza - chodzi o Marinę, prawda? Zniknęła?

Skąd ona mogła o tym wiedzieć. Choć właściwie to nie tak trudno było się domyślić. Postanowiłam, że komu jak komu, ale szatynce mogę zaufać. Znałam ją chyba najlepiej z całej grupki dziewczyn i mogłam jej powiedzieć.

- Tak, nie widziałaś ostatnio Romi? Prawdopodobnie ona ją porwała - oświadczyłam.

- Yyy... Czemu ją podejrzewacie? To moja koleżanka z klasy - zaprotestowała trochę niechętnie. Wiedziałam, że za nią nie przepadała. Sama mi o tym mówiła.

- Liba zobaczył jak ciągnie Marinę do lasu. Wiesz jaki on ma dar, prawda? - próbowałam ją oświecić. Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, a potem w jej oczach zobaczyłam błysk.

- Więc musimy je odnaleźć. Zaraz po obiedzie ja z Libą pójdziemy do jej pokoju, a ty do stajni - mówiła spokojnie, powracając do normalnej miny.

- Wiesz, ja pójdę zbadać boisko, na którym grały przed zaginięciem - zdecydowałam. Byłam pewna, że w stajni jej nie będzie.

Tak więc, po obiedzie szłam już opustoszałymi ścieżkami w stronę boiska do siatkówki. Słuchałam pięknej melodii pędzącego wiatru, kiedy tę muzykę zakłócił odgłos biegnącego Chrisa. Po co on tam przylazł. Postanowiłam być jednak w miarę miła.

- Czego chcesz? - okej chyba jednak to nie było miłe.

- Gdzie idziesz? - zignorował moje pytanie.

- Gdzieś - no dajesz Adolpha, musisz się bardziej postarać.

- Pamiętasz, że to od ciebie zależy czy będziemy przyjaciółmi - przypomniał. I jeszcze czego? Przyjaciółmi! No dobra to może nie będzie takie złe. Spróbuję mu zaufać. No może nie zaufać, ale chociaż go polubić. Ostatnio pokazał, że może się zachowywać normalnie i miałam nadzieję, że teraz też się wykaże.

- Chodź - pociągnęłam go za rękę - idziemy szukać Mariny.

- I miałaś zamiar iść tam sama? Przed przemianą? Przecież wiadomo, że ktokolwiek to zrobił i poradził sobie z Mariną, to na pewno poradzi sobie też z tobą - powiedział z pretensjami. Czyżby się o mnie martwił?

- Martwisz się o mnie? - spytałam z chytrym uśmieszkiem. Chris spojrzał na mnie z zamyśleniem.

- Nie, raczej nie. Bardziej martwię się o Marinę - teraz to on się uśmiechał. Szturchnęłam go łokciem na co zaczął się śmiać. Po chwili też wybuchłam śmiechem.

Doszliśmy do boiska. Wciągnęłam powietrze próbując wyczuć coś niepokojącego. W powietrzu unosił się tylko zapach spoconych ciał. W tym momencie usłyszałam grupę uczniów zmierzających w stronę boiska. Wciągnęłam czarnowłosego do lasu. Gdyby trenerka nakryła nas na wagarach musielibyśmy się dobrze tłumaczyć, a ja chciałam tego uniknąć. Starałam się biec jak najszybciej, ale Chris zostawiał mnie daleko w tyle. Kiedy byliśmy wystarczająco daleko przystanęłam i zaczęłam węszyć. Szatyn kręcił się gdzieś w pobliżu.

Nagle w krzakach coś zaszeleściło. Byłam pod wrażeniem jak często mnie to spotykało. Najpierw z Żelkiem, potem z protoceinem i teraz sama nie wiem z czym. Moje rozmyślenia przerwało ogromne ciało przygważdżające mnie do wilgotnej trawy. Na twarzy poczułam coś zimnego i mokrego. Okazało się, że to brązowy protocein zaczął mnie lizać po twarzy. Uśmiechnęłam się do siebie wiedząc, że nie zrobi mi krzywdy. Zatopiłam swoje palce w gęstym, nagrzanym futrze wilka. Było to bardzo przyjemne. Nagle coś zrzuciło go ze mnie. Był to Chris. Podniosłam się szybko z ziemi. Dwa wielkie wilki turlały się, próbując ugryźć swojego przeciwnika. Pierwszy raz widziałam szatyna w formie wilka. Jak na wilkołaka był na prawdę duży, jednak mniejszy od protoceina. Porastała go nieskazitelnie czarna sierść, a oczy przybrały mocniejszy odcień zieleni. Wszyscy Friskasi mieli czarne futro oprócz samicy i samcy beta, oni mieli inny, najczęściej piaskowy kolor futra. Było to po to aby odróżnić najsilniejszego wilka w stadzie. Alfa był drugim najsilniejszym wilkiem, jednak jego funkcja w sforze była inna. Miał on rozkazywać watasze dzięki głosowi alfy, któremu nie mogli się oprzeć, oraz utrzymywać porządek. Jako jedyny miał być strategiem.

Musiałam przerwać toczącą się przede mną walkę. To był ten sam protocein, który uratował mnie parę dni temu.

- Stop! - krzyknęłam - on nam nic nie zrobi!

Widząc, że to nie poskutkowało postanowiłam uciec się do innej metody. Zaczęłam kaszleć i krztusić się, po czym upadłam na ziemię wołając o pomoc.

Chris od razu zaprzestał walki i podbiegł do mnie zmieniając się z powrotem w człowieka. Protocein zbliżył się ostrożnie i przysiadł obok mnie.

- Dolphie, nic ci nie jest? - zaniepokoił się chłopak. Wtedy uznałam, że jest odpowiedni moment na przedstawienie Chrisowi protoceina. Otwarłam oczy i usiadłam.

- Chris to jest ten wilk, który mnie uratował. Nic nam nie zrobi - wytłumaczyłam spokojnie. Chłopak spojrzał podejrzliwie na protoceina i westchnął:

- Okej, jeśli ty mu wierzysz, to ja też.

- Mógłbyś się zmienić w człowieka? - zwróciłam się do wilka. Ten tylko zapiszczał i wbiegł między drzewa. Spojrzałam zdziwiona na Chrisa. Protocein jednak z powrotem przybiegł do nas, zamachał ogonem i wskazał głową miejsce, z którego przybiegł.

- Chyba chce nam coś pokazać - mruknęłam - chodź.

Biegliśmy za zwierzęciem, które co chwilę podlatywało do góry dobre 15 minut. Ta część lasu wydawała mi się znajoma. W końcu wilk przed nami się zatrzymał. Teraz już wiedziałam skąd kojarzyłam to miejsce. Staliśmy na skraju zagajnika Żelka, a to co w nim ujrzałam wcale mi się nie podobało.

--------------------------------

Hej Bąbelki!

Przepraszam, że tak dawno nie dodawałam rozdziału. W wakacje nawet lenistwo mnie męczy, a do tego mam jeszcze pod opieką królika koleżanki. Nie to, że go nie chcę, bo jest kochany. Ale jednak martwię się, że coś mu się stanie. Mam nadzieję, że następny rozdział dodam szybciej. Pa!

Wilczy ŚwiatWhere stories live. Discover now