Rozdział 37

418 40 5
                                    

To była zdecydowanie najbardziej gwałtowna ruja w moim życiu, przez kilka następnych dni praktycznie nie wychodziliśmy z pokoju, zbyt bardzo byliśmy pochłonięci sobą by przejmować się tym co się dzieje wokół nas. Jedynie wychodziliśmy z pokoju by uzupełnić zapasy jedzenia i wody, która kończyła się najszybciej.

Byłem wycieńczony po tej gorączce, jednocześnie jednak niebywale szczęśliwy, bezkarnie mogłem spędzić czas w objęciach mojej alfy. To samo tyczyło się Connora, pomimo zmęczenia, które było widoczne zdawał się być żywszy niż dotychczas. Dziś był pierwszy dzień po mojej rui i wreszcie bez żadnych przeciwwskazań mogliśmy opuścić nasz pokój.

Była właśnie pora śniadania, więc zeszliśmy na dół do jadalni. Po wejściu wszyscy na nas spojrzeli, jedni z wszystko wiedzącymi uśmieszkami inni nieznacznie zirytowani. Lekko zawstydzony usiadłem na swoim zwyczajowym miejscu, spojrzałem na dziewczyny, które uśmiechały się w moją stronę i z automatu wiedziałem, że po śniadaniu, będę musiał z nimi porozmawiać.

Po skończonym posiłku, wstałem od stołu i wyszedłem wiedząc, że tamta dwójka idzie tuż za mną. Dogoniły mnie w salonie, po czym złapały pod ramiona i poprowadziły w tylko sobie znanym kierunku. Miejscem mojego przesłuchania okazała się być dalsza część ogrodu, do której rzadko zaglądano. Usadziły mnie na jednej ławce, zaś one usiadły naprzeciw mnie i wyczekując, aż zacznę mówić świdrowały mnie wzrokiem. Westchnąłem zrezygnowany i przewróciłem oczami.

— Nawet nie myślcie, że coś ze mnie wyciągniecie.

— Och, no nie daj się prosić Felix — Caitlin spojrzała na mnie błagalnie.

— Nie mamy o czym rozmawiać, miałem ruję i spędziłem ją z ukochanym ot co, tyle powinno wam wystarczyć. — Jakby nie było to co działo się za zamkniętymi drzwiami naszej sypialni, było moją i Connora sprawą.

— Czyli nie zdradzisz nam nawet czy jest szansa na to, że będziemy ciociami? — zapytała Tam, a ja przez moment spojrzałem na nie przerażony, dopiero teraz uświadomiłem sobie, że przez cały ten czas nie zabezpieczyliśmy się ani razu. W odpowiedzi na moją przedłużająca się ciszę, dziewczyny zapiszczały radośnie, a ja skrzywiłem się na nagły głośny dźwięk.

— Jezu, Felix, czyli jest taka szansa? — Podekscytowana czarnowłosa aż wstała i złapała mnie za ramiona.

— Wychodzi na to, że tak, tylko się nie nakręcajcie zbytnio. Pamiętajcie, że nie każda ruja kończy się ciążą. — Sama myśl o tym, iż mógłbym w sobie nosić nasze dziecko, napawała mnie niewyobrażalnym ciepłem, prawie od zawsze marzyłem, aby zostać tatą, jednak chwilowo nie chciałem się zbytnio na to nastawiać by późniejsze ewentualne rozczarowanie tak nie bolało.

— Oj tam, nie psuj naszych marzeń. Zresztą, jeśli okaże się, że spodziewacie się dziecka Connor będzie wniebowzięty.

— Dobra umówię się na wizytę do Drew na za dwa tygodnie, wtedy wyniki będą pewne — powiedziałem, błagając w duchu by przestały się tak we mnie wpatrywać.

— Jej! I wtedy będziesz mógł go wreszcie zabrać na ten piknik.

— A teraz jeśli pozwolicie, pójdę już sobie. Obowiązki wzywają.

Nim zdążyły jeszcze cokolwiek powiedzieć wstałem i udałem się w stronę domu. Tam od razu poszedłem do gabinetu Connora, spodziewałem się, że właśnie tam go znajdę i tak też było. Ze skupioną miną siedział, czytając jakieś dokumenty, które najprawdopodobniej były raportami z patroli, kiedy my byliśmy nieobecni. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie, po czym odsunął się od biurka i poklepał swoje kolana. Nie czekając dłużej usadowiłem się na nich wygodnie opierając o niego. Kilka drobnych pocałunków wylądowało na mojej szyi na co lekko zamruczałem.

W pogoni za szczęściemTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang