Rozdział 34

396 40 2
                                    

Przez następny tydzień, tak jak miałem zalecone nie przemęczałem się by moje ciało mogło się w pełni zregenerować. Co za tym idzie nudziłem się koszmarnie, ponieważ mój ukochany prawie nie pozwalał mi wychodzić z łóżka, gdyż obawiał się, że może mi się coś stać, gdy jego nie będzie w pobliżu. Nie kłóciłem się z nim i pozwalałem na swój sposób się rozpieszczać, bo tak właśnie przez większość tego czasu się czułem. Oczywiście praktycznie codziennie odwiedzały mnie dziewczyny, które relacjonowały to co się teraz dzieje, dzięki czemu dowiedziałem się, że Josh codziennie gdzieś znika i wszyscy podejrzewają, że znalazł partnerkę bądź partnera. Jednak ten milczy jak zaklęty, przynajmniej na razie.

Dziś była moja wizyta kontrolna, od której zależało to czy dalej będę przykuty do łóżka czy może wreszcie będę mógł się swobodnie poruszać bez martwienia nikogo. Oczywiście liczyłem na to drugie, ponieważ chciałem wreszcie skupić się na swoich obowiązkach jako Luny, ale również móc porozmawiać ze wszystkimi bez niepotrzebnego spraszania ich do mojego pokoju. W towarzystwie Connora wyszedłem z posiadłości, by zobaczyć się z lekarzem watahy, którego jeszcze nie miałem okazji poznać, byłem więc ciekawy jaki jest.

Będąc na miejscu przywitał nas uśmiechnięty starszy mężczyzna, jego włosy powoli zaczynała pokrywać siwizna, a twarz zdobiły pierwsze zmarszczki, mimo to nie można było odmówić mu urody. Drew, bo tak miał na imię, zaprosił nas do swojego gabinetu, gdzie miał mnie przebadać. Tam na początek zadał mi kilka podstawowych pytań o moje samopoczucie, czy doświadczyłem jeszcze jakiegoś bólu, czy wystąpiło odrętwienie kończyn lub coś w podobie, a następnie zaczął mnie badać. Na koniec pobrał mi krew, aby upewnić się, że wszystko w porządku. Wyniki badań miały być dopiero za parę godzin, więc musieliśmy jakoś ten czas spędzić.

— I wiecie już coś? — Rozumiałem, że Caitlin i Tamara się martwią, ale nie musiały czatować pod drzwiami czekając na nasz powrót by zadać to pytanie.

— Jeszcze nie, mamy wrócić za kilka godzin, kiedy będą już wyniki krwi Felixa.

— Jak tylko się czegoś dowiecie to dajcie nam znać, a tymczasem, idziemy szpiegować Josha. — Już miały odchodzić, ale złapałem obie za nadgarstki i zatrzymałem. Zdziwione odwróciły się w moją stronę.

— Rozumiem waszą ciekawość, ale nie możecie kogoś szpiegować, bo nie chce wam czegoś powiedzieć. Pomyślałyście o tym, jak wy byście się czuły, gdyby to was ktoś tak śledził? — Spojrzały po sobie i ich uśmiechy znikły, już nie były takie pewne co do swojego pomysłu.

— No nie pomyślałyśmy o tym, ale to Josh coś ukrywa a nie my.

— I niech ukrywa. Skoro nie chce nikomu na razie nic mówić powinnyście to uszanować.

— No dobra. Przepraszamy.

— Cieszy mnie, że to rozumiecie. A teraz wybaczcie, ale ja muszę coś zjeść. — W odpowiedzi tylko się uśmiechnęły i pomachały na odchodne, mam nadzieję, że dotarło do nich, iż to co chciały zrobić jest najzwyczajniej w świecie dziecinne i nie na miejscu.

W kuchni od razu zabrałem się za robienie porządnego śniadania. Nim oczywiście zdążyłem choćby postawić patelnię na kuchence, mój ukochany objął mnie od tyłu i odsunął od urządzenia.

— Connor, nie jestem na tyle niedołężny, żeby nie móc sobie zrobić jedzenia — powiedziałem, kiedy posadził mnie na blacie.

— Wiem, ale po prostu chcę coś dla ciebie zrobić. Daj się trochę bardziej rozpieszczać. — Mówiąc złożył kilka pocałunków na mojej szyi. Mruknąłem zadowolony na tą drobną pieszczotę.

— Niech ci będzie, ale ma to być coś pysznego.

— Oczywiście.

Po tym po prostu pozwoliłem mu działać, a ja siedziałem na blacie bacznie przyglądając się jego poczynaniom. Uśmiechnąłem się rozmarzony czując zapach jedzenia roznoszący się w powietrzu. Kiedy wszystko było gotowe zeskoczyłem z blatu, aby Connor mógł wszystko ustawić. Mając przed sobą cudownie pachnącą szakszukę i ciepłe bagietki czosnkowe, praktycznie od razu zabrałem się za jedzenie.

W pogoni za szczęściemWhere stories live. Discover now