Rozdział 11

662 59 7
                                    

Rozdział miał być wczoraj, ale jak to ja zapomniałam o tym fakcie 😅
W grafice macie moją najlepszą próbę odwzorowania tego jak w mojej głowie chłopaki wyglądają.
I nie przedłużając moich wywodów, miłego czytania!
***

Sen wcale nie jest dobry na wszystko, całą noc śnił mi się ten wilk, był piękny, a jego zapach nawet w snach był zniewalający. Wstałem poirytowany, jedyny plus był taki, że dzisiaj zaczynałem zmianę nocną, a z racji początku weekendu klientów będzie pełno, a oni z całą pewnością odciągną moją uwagę od mojego wilczka.

Cały dzień spędziłem na robieniu porządków, gotowaniu, oglądaniu telewizji, innymi słowy robieniu wszystkiego, aby o nim nie myśleć. Było to jednak trudne zadanie biorąc pod uwagę fakt, że każda komórka w moim ciele pragnęła by się przy nim znaleźć.

Z nadzieją ruszyłem do pracy i nie myliłem się, kiedy do niej dotarłem. Sala była pełna gości, co niektórzy siedzieli na tyłach w ogrodzie. Westchnąłem i po założeniu firmowego fartuszka ruszyłem za ladę. Tam stała już Tamara, była człowiekiem, jednak nie przeszkadzało jej obcowanie z wilkami, zresztą mało komu już ono przeszkadzało, ludzie przyzwyczaili się do naszej obecności.

— Hej Tam.

— Cześć Fel, widzę ciężka noc — stwierdziła, widząc moje ciemne worki pod oczami.

— Żebyś wiedziała jak, spotkałem swojego przeznaczonego. — Spojrzała na mnie niedowierzając, po czym pisnęła podekscytowana, przy okazji zwracając na nas uwagę kilku klientów siedzących najbliżej, wiedziała jak ważne to było dla nas wilków.

— I jaki on jest, wysoki, umięśniony, boski, taki na jakiego zasługujesz?

— Nie wiem, bo uciekłem.

— Co zrobiłeś?!

— Spanikowałem okej? Wiesz przez co przeszedłem i dałem się ponieść emocjom.

— Och Fel, mój ty mały cukiereczku, wiem i mam nadzieję, że tamten skurwiel już gryzie kwiatki od spodu, albo nie mógłby dostać rzeżączki tak bolesnej, żeby mu chuj odpadł. — Zaśmiałem się na jej słowa, czasami była niemożliwa, ale za to ją uwielbiałem.

— Boże Tam, twoje pomysły mnie czasami przerażają.

— Przecież to nic takiego, jakbym go spotkała to dosypałabym mu viagry albo środków na przeczyszczenie albo nie lepiej trutki na szczury do drinka. Chyba coś by mu po tym było nie?

— Zdecydowanie, ale teraz skupmy się na robocie, później pogadamy.

— Masz to jak w banku słońce.

Skupienie się na zamówieniach i przynoszeniu ich do odpowiedniego stolika było dobrą odskocznią i pozwoliło na jakiś czas uwolnić się od myśli o nim. Po około dwóch godzinach do baru weszła doskonale mi już znana grupka, zmartwiły mnie ich niezbyt zadowolone miny. To oznaczało, że coś stało się w stadzie. A jako że ich lubiłem uznałem, iż muszę się dowiedzieć co się stało.

Z delikatnym uśmiechem podszedłem do ich stolika, lekko zdziwiony, że jedno z miejsc było wolne.

— Witam panów, to co zwykle czy może jakieś specjalne zamówienie?

— Felix spadasz nam z nieba, dla każdego najmocniejszy drink jaki macie. — Aaron jako pierwszy z grupy zabrał głos, był alfą o jasno brązowych włosach i niemalże czarnych oczach i podobnie jak wszyscy oprócz Josha miał już swoją partnerkę lub partnera.

— Jasne...A jeśli mogę spytać, co się stało, że dzisiaj wszyscy nie w humorze?

— Naszej Alfie odbiło i to konkretnie, wrócił wczoraj nieźle wkurwiony z lasu, jak się okazało spotkał swojego przeznaczonego, tylko ten mu spierdolił w podskokach. Także dzisiaj całą swoją frustrację na to, że jego omega najwidoczniej go nie chce wylewał na nas. — Nogi prawie się pode mną ugięły, po słowach Birana, on mówił o mnie, powiedzenie, że chciałbym się zapaść pod ziemię to mało powiedziane. Biran jako jedyny z grupy miał pofarbowane włosy na niebiesko, pod kolor oczu.

W pogoni za szczęściemWhere stories live. Discover now