Rozdział 23

459 41 6
                                    

Przez kolejne trzy dni byłem przez Connora traktowany jak powietrze, dosłownie jakbym nie istniał, nawet w czasie wspólnych posiłków, choć byliśmy tak blisko siebie, dystans między nami był wręcz namacalny. Co zresztą miało również wpływ na resztę domowników, jak i stada, wszyscy chodzili wokół nas jak na szpilkach nie chcąc się narażać na nasz gniew. Tyle, że ja już dawno nie byłem zły na Connora o całe zajście na treningu i chciałem z nim porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić, żeby nasza relacja wróciła do normy. Niestety dla mnie, to właśnie zielonooki unikał wszelkiego kontaktu ze mną czy bycia sam na sam w jednym pomieszczeniu.

Bolało mnie to zważywszy na fakt, że moja ruja była coraz bliżej, a brak kontaktu z moją Alfą, wszystko komplikował i z dnia na dzień moje samopoczucie się pogarszało. Dziś mijał piąty dzień bez choćby zamienienia z nim słowa, a ja zaczynałem odchodzić od zmysłów, potrzebowałem go, choćby samego jego zapachu, żeby ukoić moje nerwy i potrzebę bliskości. Słysząc pukanie do drzwi pokoju powiedziałem ciche proszę, z nadzieją, że go zobaczę w drzwiach. Oczywiście moje nadzieje spełzły na niczym, a moim oczom ukazała się zmartwiona twarz Caitlin.

— I jak tam? — zapytała siadając na łóżku.

— Źle. Chcę z nim porozmawiać i przeprosić, ale nie, on mnie unika jak ognia. A jeszcze czuję, że zbliża mi się rujka i potrzebuję go bardziej niż czegokolwiek innego. Tęsknię za nim — powiedziałem płaczliwym tonem, czując się przytłoczony tym wszystkim.

— Och, Felix, może przynieść ci trochę jego rzeczy?

— Zrobisz to dla mnie? — zapytałem podekscytowany, łapiąc ją za ramiona.

— No jasne, jeśli tylko ci to pomoże.

— Jesteś najlepsza! Dziękuję. — Mówiąc przytuliłem dziewczynę.

— Wiem, a teraz mnie puść i zaraz wracam.

Nim się obejrzałem dziewczyny niebyło w pokoju. Byłem jej ogromnie wdzięczny, za to, że to zaoferowała. Sam bym się raczej na to nie odważył, nie chciałem przez przypadek natknąć się na Connora i ponownie przeżywać tej niezręcznej ciszy, która z pewnością by zapanowała. Słysząc otwieranie się drzwi spojrzałem w ich kierunku z nadzieją, że zobaczę Caitlin z rzeczami bruneta, zamiast tego to właśnie on został siłą wepchnięty do pokoju, a po chwili drzwi za nim zatrzasnęły się z hukiem i dało się słyszeć szczęk zamka. W tym momencie nie wiedziałem, czy jej dziękować czy może przy najbliższej okazji zabić.

Mierzyliśmy się wzrokiem, jednocześnie będąc w szoku. Naprawdę nie wierzyłem w to co się przed sekundą stało. Miałem ogromną ochotę po prostu podejść i się do niego przytulić, ale nie drgnąłem choćby o milimetr, nie wiedziałem jakby na to zareagował, a zostanie przez niego odepchniętym byłoby jeszcze gorsze niż bycie ignorowanym. Dłużąca się cisza, stawała się nie do zniesienia. Obaj nie wiedzieliśmy co zrobić i jak w ogóle zacząć rozmowę, o ile oczywiście Connor chciał ze mną rozmawiać.

— Więc...jak się masz? — zapytał w końcu, a ja myślałem, że zaraz wybuchnę, ale wcale nie ze śmiechu.

— Jak się mam?! Ty masz jeszcze czelność pytać, jak się mam, po tym jak ignorujesz mnie przez pięć dni, nie chcąc porozmawiać jak człowiek z człowiekiem, gdzie ja staram się pogodzić?! W dodatku wiedząc, że moja ruja się zbliża i sama twoja obecność, jest dla mnie bardzo ważna?!

Raczej nie takiej reakcji się spodziewał i stał przez moment zbity z tropu. W jego oczach pojawiło się poczucie winy, ale nie zamierzałem mu teraz odpuścić, dopóki mnie nie przeprosi, za bycie kompletnym palantem.

— Przepraszam — powiedział to niemal szeptem, od razu spuszczając wzrok na podłogę.

— Przepraszasz, za co?

W pogoni za szczęściemTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon