Rozdział 17

562 45 4
                                    

Minęły już prawie dwa tygodnie od mojego oficjalnego zamieszkania z Connorem i był to naprawdę cudowny czas wypełniony rozmowami, śmiechem i zabawą. Z każdym dniem zbliżaliśmy się do siebie, co bardzo mnie cieszyło. Bez problemu znalazłem również wspólny język z resztą jego rodziny, najlepiej dogadywałem się z Caitlin, która niezmiernie przypominała mi Tamarę i bardzo chciałem, aby któregoś dnia się poznały. Ich mama, Helen, jest jedną z cieplejszych i troskliwych osób, jakie przyszło mi poznać. Zaś George, był o wiele bardziej poważny niż mi się na początku zdawało, jednak będąc sam na sam z rodziną pokazywał swoją łagodniejszą stronę i zauważyłem, że żartował głównie w obecności żony lub małych dzieci. Jak na razie wszyscy, oprócz Connora oczywiście, nie wiedzieli o tym co zaserwował mi Vincent i wolałem, aby tak jeszcze przez jakiś czas pozostało. Zdawali sobie natomiast sprawę z tego, że byłem z inną Alfą o czym świadczy blizna po jego oznaczeniu, byłem im wdzięczny, że nie naciskali i nie prosili o wytłumaczenie tego.

Jedną rzeczą, która zaczynała mnie w Connorze irytować była jego opiekuńczość, a raczej nadopiekuńczość, w pewnych momentach czułem się jak jakieś jajko, które przy najmniejszym uderzeniu się rozbije, albo dziecko, które trzeba pilnować, aby nie zrobiło sobie krzywdy. Prawie we wszystkim chciał mnie wyręczać, nawet przy głupim zrobieniu kanapek czy herbaty. Wiem, że w ten sposób okazywał mi swoją troskę i na początku naprawdę wydawało mi się to słodkie, tak teraz zaczynało denerwować. Moją jedyną odskocznią była na ten moment praca, w której wreszcie mogłem robić wszystko sam, jednak prawie zawsze odbierał mnie on lub któryś z chłopaków. Nawet próby wytłumaczenia mu, że nie musi mnie za każdym razem odbierać lub kogoś po mnie wysyłać, nic nie dawały i zawsze kończyły się tym samym, czyli jego stwierdzeniem, że dzięki temu wie, że jestem bezpieczny. Jakby nie wiem co miało mi się stać w drodze do domu.

Dzisiaj miałem późniejszą zmianę, byłem pewien, że będzie na mnie czekał we własnej osobie lub nawet wejdzie do baru na jakiś czas. Stałem właśnie za ladą, polerując szkło, kiedy dzwoneczek na drzwiach zadzwonił, podniosłem wzrok, aby przywitać nowych klientów, jednak to kogo zobaczyłem, sprawiło, że na sekundę zamarłem, a treść żołądka podsunęła mi się do samego gardła. Nie wiem co tutaj robili Xavier i Ashton, ale ich obecność nie zwiastowała nic dobrego. Gdy tylko odzyskałem rezon, odwróciłem się i niemal biegiem ruszyłem na zaplecze. Wiedziałem, że mnie nie zauważyli, bo był dzisiaj spory ruch i wydawali się być zbyt pochłonięci rozmową.

Zatrzasnąłem za sobą drzwi od pomieszczenia dla pracowników i osunąłem się w dół po drzwiach starając się uspokoić. Wspomnienia z tamtej nocy zaczęły napływać do mojej głowy wypełniając ja obrazami tego co mi zrobili, a ciało zaczął ogarniać ten sam ból, który wtedy czułem. Wtedy też w mojej głowie pojawiła się myśl, w której prawdziwość nie chciałem wierzyć, co, jeśli Vincent jakimś cudem dowiedział się o tym, że jednak żyję? Nie, to nie mogła być prawda, Michael nigdy by mnie nie wydał, a blondyn był za głupi by samemu się domyślić. Starałem się uspokoić oddech, jednak nic nie pomagało, a serce niemal boleśnie biło w mojej klatce piersiowej.

Nagły dotyk na moim ramieniu wyrwał mnie z moich myśli, wzdrygnąłem się i krzyknąłem odtrącając dłoń osoby, która do mnie podeszła.

— Felix, spokojnie to tylko ja. — Tamara ukucnęła przede mną z zaniepokojoną miną — Co się stało? W takim stanie cię jeszcze nie widziałam.

— Nie...Nie wiem, czy dam radę wrócić dzisiaj na salę — wydusiłem z siebie łamiącym się głosem — Oni, tutaj są.

— Jacy oni?

— Ashton i Xavier. — Jej oczy rozszerzyły się w szoku.

— O mój Boże — wyszeptała, zakrywając usta dłonią. — Felix, natychmiast dzwoń po Connora i niech cię stąd zabierze, ja wszystko wytłumaczę szefowi i dam sobie radę sama.

W pogoni za szczęściemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz