Rozdział 24

486 46 3
                                    

Następnego dnia przy śniadaniu okazało się, że nasi goście zostaną u nas na dłużej. Co bardzo wszystkich ucieszyło, sam byłem nastawiony do tego dość neutralnie, w końcu poznałem ich dopiero wczoraj. Więc jedyne co mogłem stwierdzić to to, że wydają się być mili, no i oczywiście mały Elijah był pełen energii jak przystało na dziecko w jego wieku i od samego rana szukał chętnych do zabawy, którzy szybko się znaleźli w postaci innych dzieci z watahy. Widząc ulgę na twarzach jego rodziców, mogłem sobie jedynie wyobrazić, ile atrakcji zapewniał im chłopiec, kiedy nie miał do zabawy swoich rówieśników.

Po śniadaniu każdy rozszedł się, aby wykonywać swoje obowiązki, ja, jako że nie miałem za wiele do roboty, chciałem poszukać sobie jakiegoś zajęcia, które choć trochę umiliłoby mi czas do obiadu, ponieważ wtedy też kończył się trening Connora i mogliśmy skupić się na sobie.

— Felix! — Odwróciłem się w stronę ukochanego zaskoczony widząc go w domu, powinien być z resztą na placu i ćwiczyć.

— Coś się stało?

— Tak, znaczy nie! Po prostu pomyślałem czy nie zechciałbyś wziąć udziału w dzisiejszym treningu? — zapytał dość niepewnie, prawie pisnąłem z radości i podbiegłem do niego na szybko przytulając.

— Za pięć minut będę tylko lecę się przebrać. — powiedziałem podekscytowany i pobiegłem na górę.

Jak powiedziałem tak zrobiłem. Będąc już na placu uświadczyłem dość ciekawą scenę, a mianowicie Connor był w trakcie walki z bodajże Henrym, wymieniali się atakami oraz unikami, pierwsze oznaki zmęczenia zaczynały być widoczne, ale żaden nie miał zamiaru odpuścić. Jednocześnie uważali, aby nie zrobić sobie wzajemnie zbyt dużej krzywdy.

— Przyszedłeś dopingować Connora? — Podskoczyłem przestraszony słysząc głos tuż przy swoim uchu, byłem tak skupiony na obserwowaniu ich, że nie wyczułem, iż ktoś się zbliża. Odwróciłem się w stronę Wayne'a, jeśli dobrze pamiętam.

— Nie do końca. Będę z nimi trenował. — Mężczyzna zaśmiał się donośnie na moje słowa, co lekko mnie zirytowało.

— Dobry żart, a tak poważnie to co tutaj robisz?

— Już powiedziałem, będę trenować. — Teraz tylko spojrzał na mnie zdziwiony, rozumiejąc, że przed chwilą nie żartowałem.

— Connor ci na to pozwala?

— Tak, trochę się o to kłóciliśmy, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. A teraz wybacz, ale czas na mnie.

Odszedłem z uśmieszkiem zostawiając go w dalszym szoku. Ustawiłem się w linii wraz z resztą i czekałem na to co powie Connor. Zapanowało dość spore poruszenie wśród reszty, kiedy zobaczyli, że dzisiaj się pojawiłem, ale nikt nie odezwał się choćby słowem na ten temat. Zielonooki stanął przed nami z lekkim uśmieszkiem.

— Jak już zdążyliście zauważyć Felix będzie z nami trenował i proszę was o traktowanie go na równi z wami — powiedział i zrzucił im ostrzegawcze spojrzenie. Rozśmieszyło mnie to jak wszyscy pod siłą jego spojrzenia nerwowo przełknęli ślinę. — Skoro to mamy ustalone przejdźmy do rzeczy. Dziś wyjątkowo nie będziecie się przemieniać, a walczyć wręcz. Dobierzcie się w pary i zaczynajcie.

Tak jak się spodziewałem nikt z zebranych do mnie nie podszedł. Mogło to być spowodowane ich strachem, że ewentualnie mogą wysłać mnie do szpitala lub Connorem, a raczej szacunkiem do niego i tego, że jestem przyszłą luną. Nie miałem im tego za złe, zdecydowanie bardziej bawiła mnie ta sytuacja. Moją alfę najwyraźniej również to bawiło, ponieważ stał rozbawiony patrząc na nich z lekkim niedowierzaniem. Bez słowa do mnie podszedł i ku mojemu zaskoczeniu zaczął atakować. Chcąc poznać jego taktykę zacząłem robić uniki oraz wyprowadzać bloki, mimo wszystko nie chciałem dać mu się zbytnio poturbować, a widziałem po jego oczach, że nie miał najmniejszego zamiaru dawać mi forów.

W pogoni za szczęściemHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin