Rozdział 26 (+18)

610 41 3
                                    

No dzień dobry, a raczej dobry wieczór ^~^ Ja tu tylko z szybką wiadomością. Jeżeli nie przepadacie za scenami erotycznymi i nie macie najmniejszej ochoty takowych czytać, to na spokojnie możecie ten rozdział pominąć. Jednak jeśli jest na odwrót, to nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania.
***

Następnego dnia obudziłem się dość późno, Connora od dawna nie było w pokoju, a jego połowa łóżka zdążyła wystygnąć. Westchnąłem zrezygnowany, mógł mnie chociaż obudzić. Nie tracąc czasu, przeciągnąłem się z zamiarem wstania z łóżka, nim moje stopy znalazły się na podłodze, znajome uczucie ciepła zaczęło ogarniać moje ciało. Przekląłem w myślach, wiedząc, że dzisiaj już się stąd nie ruszę. Zakopałem się w kołdrze, błagając w myślach, aby Connor zaraz tutaj przyszedł. Czując jego zapach chwilowo poczułem się lepiej, ale to był dopiero początek mojej rui, później będzie już tylko gorzej. Wyjście z pokoju nie wchodziło w grę, nie tylko ze względu na moje lekkie trudności z poruszaniem, ale też przez to, że nie każda alfa miała partnera, a zostanie zaatakowanym w takim stanie, byłoby dla mnie i nie tylko katastrofalne w skutkach.

Tak jak podejrzewałem po niedługim czasie napady gorąca zaczęły się nasilać, a każdy mój ruch i otarcie wrażliwą skórą o materiał kołdry, wywoływał niekontrolowane jęknięcie. Czułem również, że powoli zaczynam robić się mokry między nogami, co tylko wszystko pogarszało. Moje ciało było prawie w pełni gotowe na przyjęcie swojej alfy. Chęć znalezienia się w objęciach Connora, powoli zaczynała przyćmiewać moje racjonalne myślenie. Wiedziałem jednak, że jeśli opuszczę nasz pokój narażę siebie jak i innych, a tego za wszelką cenę chciałem uniknąć.

Przypomniałem sobie, jak kiedyś mój brat mi tłumaczył, że duża ilość zapachu alfy pomaga się uspokoić, jeśli nie ma go w pobliżu. Z trudem podniosłem się do siadu, następnie wstając z łóżka. Opierając się o ścianę ruszyłem do garderoby, po wejściu tam od razu zaciągnąłem się wszechobecnym zapachem zielonookiego, dopiero teraz czułem jak wyraźny i piękny jest zapach jego feromonów. Ściągnąłem z półek sporą część jego ubrań i zbierając w jedną kupkę zaniosłem z powrotem do posłania, gdzie założyłem na siebie jedną z bluz, a w reszcie dosłownie się zakopałem. Nie wiedziałem jak długo będzie to działać, ale na moment obecny z ulgą przyjąłem chwilowe ukojenie.

Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a każda minuta spędzona bez Connora zdawała się być wiecznością. Kiedy spojrzałem na zegar, jęknąłem niezadowolony, do końca treningu, została jeszcze prawie godzina, przecież ja w tym czasie zwariuję. Jeszcze bardziej wtuliłem się w jego ubrania, te jednak nie pomagały jak wcześniej. Kolejne fale gorąca zalewały moje ciało, które przez bark zaspokojenia zaczynało powoli boleć.

Nie mając innego wyjścia ściągnąłem spodenki od piżamy, odrzucając je gdzieś na bok. Moja dłoń od razu powędrowała w stronę pobudzonego już penisa, a westchnienie ulgi opuściło moje usta, kiedy poczułem to przyjemnie elektryzujące uczucie. Skupiłem się na dawaniu sobie jak najwięcej rozkoszy, powoli zatapiając się w tym uczuciu i zapominając o otaczającym świecie. Nawet nie wiem, w którym momencie wsunąłem drugą dłoń pod materiał bluzy, raz po raz ściskając mój sutek, co tylko potęgowało moje doznania. Nie obchodziło mnie nawet to czy jestem teraz głośno i czy inni domownicy mnie słyszą, teraz liczyła się dla mnie ta cudowna błogość, która przynosiła mi niesamowitą ulgę. Czując, że mój orgazm się zbliża przyśpieszyłem ruchy dłoni. Kilka chwil później doszedłem z przeciągłym jękiem, a moim ciałem wstrząsnęły niekontrolowane dreszcze. Zdecydowanie tego potrzebowałem, jednak nadal było to za mało. Chciałem więcej, chciałem poczuć na sobie dotyk ciepłych, szorstkich dłoni Connora, zaznać dotyku jego ust na moim ciele.

Po chwilowym odpoczynku, ponownie sprawdziłem godzinę z ulgą przyjmując wiadomość, że zaraz kończą trening. Nie chciałem dłużej czekać, nie mogłem, potrzebowałem go mieć tuż przy sobie, teraz. Wstałem z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłem do drzwi pokoju, ucieszyłem się nie wyczuwając nikogo w pobliżu. Schodzenie po schodach było mordęgą zaważywszy na to, że nogi miałem jak z galaretki i ledwo mogłem jeszcze na nich ustać. Gdy byłem już na półpiętrze i miałem pokonywać ostatnich kilkanaście stopni, drzwi do domu otworzyły się, a przez nie weszła widocznie zmęczona grupa, z Connorem na końcu. Czując moje feromony wszyscy w tym samym momencie skierowali swój wzrok na schody. Już z daleka widziałem, że oczy mojego alfy zabłysły czerwienią i nie musiałem długo czekać, aż zacznie przeciskać się przez tłum warcząc ostrzegawczo na resztę. W kilku sprawnych krokach pokonał schody, niemal od razu porywając mnie w swoje ramiona. Nic nie mówiąc żwawym krokiem ruszył na górę do naszego pokoju. Dopiero tam, postawił mnie na ziemię i zakluczył drzwi.

W pogoni za szczęściemWhere stories live. Discover now