AMELIA

257 24 31
                                    

Wszystko dociera do mnie jak zza mgły – wiwaty i oklaski kibiców, komunikaty organizatorów, kręcąca się wokół nas kamera. Jestem tak oszołomiona, że zupełnie daję się ponieść emocjom. Bez zastanowienia zarzucam Alexowi ręce na szyję i oddaję pocałunek. Nie myślę o konsekwencjach, jakie za sobą to pociągnie. Dokonaliśmy czegoś niezwykłego. Tylko to się teraz liczy.

Nie mogę uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Jeszcze dwie godziny temu byłam w totalnej rozsypce, przekonana, że świadomie odtrącam wielką miłość i najprawdopodobniej zaprzepaszczam szansę na życiowy, zawodowy sukces. A teraz zdobyłam tytuł wielkoszlemowej mistrzyni i niesiona tym zwycięstwem jestem zdecydowana walczyć o mężczyznę, któremu oddałam serce. Mam nadzieję, że nie jest na to za późno.

Po chwili Alex przerywa pocałunek, ale nie wypuszcza mnie z objęć. Opiera czoło o moje i spogląda na mnie z czułością w oczach, uśmiechając się z dumą. Tak, jest ze mnie dumny. Z nas obojga. Ja także.

– Zrobiliśmy to – mówi cicho, gładząc mój policzek.

– Zrobiliśmy to – potwierdzam, również posyłając mu szeroki uśmiech.

Na ten krótki moment zapominam, gdzie się znajdujemy. Jesteśmy tylko my, dzielący szczęście ze wspólnie osiągniętego sukcesu. Patrzę w oczy Alexa i widzę w nich całą paletę uczuć – radość, wzruszenie, zachwyt, dumę i przede wszystkim miłość. Mam nadzieję, że moje spojrzenie wyraża dokładnie to samo.

Chciałabym, aby to było naprawdę intymne przeżycie, do którego nie ma dostępu nikt oprócz naszej dwójki. Niestety szybko zostajemy sprowadzeni do rzeczywistości, co przypomina mi, że świadkami naszego triumfu są tysiące ludzi na korcie i zapewne miliony przed telewizorami.

Ktoś z organizatorów prosi, abyśmy zeszli z kortu, bo chcą na nim ustawić podniesienie do wręczenia trofeum. Grzecznie wymykam się z ramion Alexa, po czym chwytam go za rękę i ciągnę w stronę siatki, gdzie, jak nakazuje kultura, należy wymienić uściski z sędzią i przeciwnikami. Alexander uśmiecha się szeroko na widok naszych złączonych dłoni. Po tym, co kamera zarejestrowała jakąś minutę temu, nie ma sensu udawać, że nic dla siebie nie znaczymy.

Estelle z taką wściekłością ściska moją dłoń, że mam wrażenie, jakby chciała mi połamać kości. Z jednej strony rozumiem jej rozżalenie, ale mimo wszystko nie powinna wyładowywać go na nas. Po raz kolejny przekonuję się, że ta kobieta nie wie, czym jest sportowe zachowanie. Levi, w przeciwieństwie do swojej partnerki, rzuca w naszą stronę zdawkowe gratulacje. Nie brzmią szczerze, ale Szwajcar chociaż próbuje zachować pozory przyzwoitości.

Po wymianie uścisków z sędziną Alex ciągnie mnie w stronę boksu naszych sztabów, gdzie zauważam rozentuzjazmowanych Martina i Williama. Wiwatują głośno i to chyba wcale nie dlatego, że właśnie zdobyliśmy tytuł wielkoszlemowych mistrzów. Nie mam wątpliwości, że kibicowali nam również jako parze poza kortem. I teraz mają podwójny powód do świętowania.

Alex postanawia nie tracić czasu na dostanie się do boksu właściwą drogą, więc podsadza mnie, abym weszła do niego bezpośrednio z poziomu kortu, a potem sam też wdrapuje się na trybuny. Kiedy tylko jestem już w boksie, Martin porywa mnie w ramiona.

– O mój Boże, mordeczki, jesteście wspaniali! Absolutnie najlepsi! – krzyczy mi prosto do ucha. – Amie, zasłużyłaś na to, dziewczyno! Ta ostatnia akcja to totalny sztos!

Rzucam tylko krótkie „dzięki", bo nie potrafię zebrać myśli na coś bardziej elokwentnego. I ten stan kompletnego oszołomienia zapewne jeszcze trochę potrwa. Może jutro zacznie do mnie to wszystko docierać. Boję się, że za chwilę, kiedy odbierzemy puchar, nie będę w stanie wykrztusić z siebie nic sensownego. Może Alex weźmie na siebie ciężar przemowy. Byłabym mu za to niezwykle wdzięczna. W końcu podobne wygłaszał już piętnastokrotnie.

Love OpenOnde as histórias ganham vida. Descobre agora