ALEXANDER

221 25 10
                                    

W końcu musiało do tego dojść.

Od wygrania pierwszego seta dzieli nas zaledwie gem, kiedy nad kort nadciąga ulewa. Z racji tego, że obiekt nie ma zadaszenia, mecz zostaje przerwany, a my schodzimy do szatni, aby tam poczekać na jego wznowienie. Trzeba jednak przyznać, że londyńska pogoda i tak długo dopisywała. Cztery lata temu padało niemal przez całe dwa tygodnie trwania turnieju. W tym roku pierwsza deszczowa przeszkoda dopada nas dopiero na półmetku rozgrywek. To prawdziwy sukces.

Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o mojej relacji z Amelią. Kiedy spotkaliśmy się dzisiaj przed meczem, zachowywała się, jakby wczoraj nic między nami nie zaszło. Nie oczekiwałem, że rzuci mi się w ramiona i zasypie pocałunkami, ale sądziłem, że bliskość, którą nawiązaliśmy, będzie odczuwalna. Tymczasem odnoszę wrażenie, że jest wręcz przeciwnie – Amelia trzyma jeszcze większy dystans niż ostatnio. Unika każdego, nawet przyjacielskiego dotyku. Jakbym ją czymś uraził. Czyżby po czasie doszła do wniosku, że pocałunek, na który mi pozwoliła i który odwzajemniła, był błędem?

Chcę wierzyć, że jej chłodne traktowanie wynika z faktu, iż otaczają nas ludzie. Wczoraj na balkonie mogliśmy udawać, że jesteśmy sami, że nikt nas nie obserwuje. Teraz natomiast jesteśmy pod czujnym okiem gapiów, w tym Marzeny Gałczyńskiej. Gdy tylko dzisiaj zobaczyłem tę matronę, miałem ochotę ją udusić. To przez nią Amelia pośpiesznie opuściła przyjęcie i zdecydowanie za wcześnie musiałem wypuścić ją ze swoich ramion. Ta kobieta to moje istne utrapienie.

Po zejściu do szatni po raz pierwszy tego dnia zostajemy zupełnie sami. Wiem, że rozmawianie o naszych prywatnych sprawach w czasie meczowej przerwy nie jest dobrym pomysłem, bo powinniśmy się skupić na tenisie, ale nie mogę dłużej trwać w tej niepewności. Muszę się dowiedzieć, czy ten pocałunek cokolwiek dla niej znaczył.

– Wszystko w porządku? – pytam, nie chcąc zaczynać tematu z grubej rury. Może małymi kroczkami nakieruję rozmowę na odpowiednie tory.

– To nic takiego, lekki skurcz – odpowiada Amelia, a ja spoglądam na nią z konsternacją.

Dopiero teraz orientuję się, że usiadła na drewnianej ławeczce i zaczyna rozmasowywać prawe udo. Już niemal zapomniałem, że jej dokucza. Najwyraźniej uraz znów się odezwał, przez co Amelia opacznie zinterpretowała moje pytanie.

– Nie o to pytałem – wyjaśniam, siadając obok niej. – Miałaś wczoraj problemy z mamą?

Nie zdziwię się, jeśli to przez matkę Amelia odnosi się do mnie z takim dystansem. Czy to możliwe, żeby Marzena wiedziała o tym, jak bardzo zbliżyłem się do jej córki? Ktoś na nas nakablował? A może kolejne nasze zdjęcia trafiło do mediów, tylko jeszcze o tym nie wiem? Cokolwiek się stało, chcę się o tym dowiedzieć i to naprawić.

– Cóż, dostałam niezły opieprz – przyznaje Amelia z westchnieniem. – Głównie za to, że zabrałam ze sobą Kamilę na imprezę pełną dorosłych i alkoholu.

Nie sądzę, aby to był główny powód furii Gałczyńskiej. Z tego, co się zorientowałem, matrona niespecjalnie przejmuje się młodszą córką. Myślę, że to obecność Amelii, a nie Kamili na moim urodzinowym przyjęciu była dla Marzeny problemem. Jednak z jakiegoś powodu Amelia nie chce tego przyznać. Tak, jakby się wstydziła, że matka wciąż rządzi jej życiem – i to nie tylko zawodowym, ale także prywatnym.

– Mogę się założyć, że tożsamość gospodarza tejże imprezy też nie była bez znaczenia – rzucam beztrosko, chcąc rozluźnić atmosferę.

Osiągam cel, bo Amelia cicho chichocze.

– Rzeczywiście, to był zarzut numer dwa – stwierdza z rozbawieniem, choć czuję, że wcale nie jest jej do śmiechu.

Love OpenWhere stories live. Discover now