AMELIA

221 22 15
                                    

Z zapartym tchem śledzę wzrokiem piłkę przemieszczającą się z jednego końca kortu na drugi. Pod nosem bezwiednie liczę kolejne uderzenia. Jest ich już ponad dwadzieścia. Alex, w przeciwieństwie do Javiera, nie lubi długich wymian. Zwykle przegrywa takie punkty i tak też dzieje się tym razem. Wydaję z siebie jęk zawodu, kiedy Hayward wyrzuca piłkę na aut.

– Możesz się nie wiercić? – irytuje się klęczący obok mnie Szymon. – Próbuję założyć ci porządny opatrunek.

Na moment odrywam wzrok od telewizora i posyłam fizjoterapeucie wymowne spojrzenie.

– Nie wierciłabym się, gdybyś nie zasłaniał mi ekranu – odburkuję.

Wiem, że nie powinnam na nim wyładowywać nagromadzonej w ciągu dzisiejszego dnia frustracji. To nie on jest winien mojej kontuzji i konieczności kreczu. Wręcz przeciwnie – próbuje mi pomóc zmniejszyć dolegliwość urazu. Nic nie poradzę jednak na to, że w tej chwili bardziej niż własnym zdrowiem przejmuję się bitwą Alexandra o wimbledoński półfinał.

Po tym, jak pozbawiłam go szansy na awans w rozgrywkach mikstowych, tym bardziej zależy mi na tym, aby odniósł zwycięstwo w singlu. Niestety Toledo jest bardzo wymagającym przeciwnikiem. Javier wygrał dwa pierwsze sety, trzeci oddał Alexowi, ale dopiero po zaciętym tie-breaku. W secie czwartym to znów Hiszpan jest górą. Prowadzi cztery od dwóch i to zdecydowanie on jest bliżej wygranej.

– Naprawdę, Amelio, są ważniejsze rzeczy niż mecz twojego idola.

Ostatnie słowo wypowiada z taką pogardą, że aż mną wzdryga. Co prawda Szymon nigdy nie pałał do Alexandra wielką sympatią, ale wiedział, że ja owszem, dlatego często wypowiadał się o nim żartobliwie, ale nie obraźliwie. Zmieniło się to jednak, kiedy poznał go osobiście. Uwagi względem Haywarda stały się na tyle kąśliwe, że sama momentami czułam się nimi dotknięta. W końcu Alex stał mi się naprawdę bliski. I nie podoba mi się, że pod jego adresem są kierowane złośliwości, na które nie zasługuje.

– Dla mnie to jest ważne – oznajmiam buńczucznie, po czym z powrotem skupiam wzrok na telewizorze.

Jest to dla mnie istotne tym bardziej, że miałam kibicować Alexandrowi z trybun. Taki był plan, zanim perfidna angielska pogoda postanowiła mi go całkowicie pokrzyżować. Skoro więc nie mogę wspierać mojego partnera z widowni, chcę co zrobić chociaż pośrednio. Przegapiłam początek meczu, ale teraz poświęcam mu całą swoją uwagę. To, że wgapiam się w ekran, nijak nie wpłynie na wynik spotkania, ale mnie samej daje psychiczny komfort, którego tak bardzo w tej chwili potrzebuję.

Wiem, że kontuzje są wpisane w zawodowe uprawianie sportu, ale dlaczego muszą dopadać zawodników w najmniej odpowiednich momentach? Mieliśmy ten półfinał na wyciągnięcie ręki. Gra na trawie wciąż sprawa mi trudności, ale z Alexem u boku prezentowałam się znacznie lepiej niż w singlu. Naprawdę z łatwością mogliśmy wygrać to spotkanie, podobnie następne. Ale niestety nie było nam dane. Złośliwe rządzenie losu.

Zazdroszczę Alexandrowi, że dzięki drugiemu meczowi może skupić się na kolejnej rozgrywce i nie roztrząsać wcześniejszej porażki. Ja niestety muszę się męczyć z natłokiem myśli. Zarówno tych dotyczących zaprzepaszczonej szansy na walkę o wielkoszlemowy tytuł, jak i tych odnoszących się do mojego życia uczuciowego. Trudno nawet ocenić, które bardziej mnie przytłaczają.

– Aua! – syczę, kiedy nagle czuję ucisk na kontuzjowane udo.

Przenoszę wzrok na Szymona, który jak gdyby nigdy nic kontynuuje opatrywanie, zdecydowanie za mocno zaciskając bandaż. Nie wiem, skąd ten brak delikatności, skoro jeszcze godzinę temu traktował mnie z wręcz nadmierną opiekuńczością.

Love OpenWhere stories live. Discover now